drewniana rzezba

drewniana rzezba

niedziela, 20 września 2020

Wiem, że......

........niektórzy dostają mdłości gdy się zachwycam Berlinem i piszę o moim życiu  w tym mieście w samych superlatywach. Ale tak się składa, że tak mniej więcej od końca 2009 roku postanowiłam zmienić nieco swój sposób patrzenia na to co mnie otacza jak i na to co mnie spotyka posługując się "syndromem Pollyanny", czyli w najgorszym koszmarze wyszukując jakiś pozytyw. To nie  jest łatwe, uwierzcie mi, bo życie samo w sobie wcale nie jest lekkie, łatwe i przyjemne niczym muzyka rozrywkowa. Berlin poznałam kilka lat wcześniej nim tu zamieszkałam. Oczywiście poznałam go tylko okiem turysty, co  ma niewiele wspólnego z życiem tu stale. Przyjeżdżaliśmy gdy córka i jej mąż mieli akurat urlop, więc  sporo nas wtedy po Berlinie oprowadzali. Byliśmy i zimą i latem, gdy cały Berlin tonął w zapachu kwitnących lip, których tu jest mnóstwo. Bardzo się nam to miasto spodobało, więc gdy córka zaproponowała, żebyśmy może jednak  skorzystali z tego, że możemy, zgodnie z prawem unijnym, zamieszkać bez problemu w każdym z  krajów UE, po 15 minutowym namyśle podjęliśmy tę decyzję. Wiem, wariactwo absolutne, bo oboje już starzy, na dodatek bez  języka niemieckiego, ale pomimo tego przyjechaliśmy. Jestem tu legalnie, nie na wariackich papierach, mam legalne ubezpieczenie zaakceptowane przez polski NFZ, jestem zameldowana, wynajmuję legalnie mieszkanie. 

Mieszkam w starej dzielnicy, która powstawała w samym początku dwudziestego stulecia, a po zakończeniu II wojny światowej wyszła spod nalotów w niewielkim stopniu zrujnowana a w czasie podziału Niemiec była w strefie okupowanej przez państwa zachodnie, a nie ZSRR. I zapewne dlatego tylko te budynki nadal służą ludziom, są zadbane, odrestaurowane, zrewitalizowane, bo zawsze miały właściciela,  nie były państwowe, czyli, w pojęciu ogółu - niczyje. A według przepisów właściciel miał obowiązek dbania i o wygląd zewnętrzny budynku i o wygodę osób które albo wynajęły albo wykupiły w nim mieszkanie. I tak jest do dziś. I nie ma znaczenia kto jest właścicielem budynku- osoba prywatna, spółka czy spółdzielnia.  Doskonale wiem, że są w Berlinie stare, bardzo zaniedbane domy, zwłaszcza w dawnej części Wschodniego Berlina. Ale ja tam nie mieszkam, ja tam nawet nie bywam, bo po prostu nie mam po co. Zaczynam prowadzić żywot niczym stara  paryżanka - jeśli nie masz po co - nie wyściubiaj nosa poza swoją dzielnicę. Moja dzielnica jest wystarczająco duża bym musiała się po niej poruszać metrem lub autobusem chcąc się przemieścić z jej jednego końca na drugi. Lekarza mam w tej samej dzielnicy, ale do niego mam sześć przystanków metrem.

Wiem też, że niektórych gorszy sam fakt przeprowadzenia się do Niemiec, bo nadal hodują w swych sercach nienawiść, zamiast zastanowić się dlaczego ktoś opętany znalazł poklask. Cała  moja rodzina  na  mnie pluje z tej okazji, ale nie wiedzą, że ja już dawno skreśliłam ich z listy osób lubianych i szanowanych. Nie umiem hodować w sercu nienawiści, staram się zrozumieć działanie innych, choć to czasem jest bardzo, bardzo trudna sprawa.

Oczywiście są rzeczy, które mniej mi się podobają w Berlinie - do białej  gorączki doprowadzał mnie brak miejsc parkingowych - zauważcie ten czas przeszły- teraz już pozbyłam się samochodu i mam problem z głowy. Primo - utrzymanie samochodu kosztuje, a ja żyję w kraju strefy Euro a dochód, czyli emeryturę mam w złotówkach- sprawdźcie kurs bankowy , a zrozumiecie. Gdy do tego doda się brak miejsc parkingowych i cholernie drogie parkingi, których i tak zawsze brakuje to okazuje się, że w skali roku taniej jest pojechać gdzieś wynajętym samochodem. Brak mi niedużych sklepów - nieco wpienia mnie fakt, że po gumę do majtek,  nici itp. pasmanteryjne drobiazgi muszę jechać 3 przystanki metrem, potem przemierzyć kilometry w Galerii Handlowej by na końcu naszukać się w samoobsługowym stoisku owej gumy- bo wszystko jest bardzo starannie popakowane w pudełeczka z maleńkimi okienkami. No ładnie to wygląda, ale ja jestem starej daty i trochę mnie to wnerwia. Tak ogólnie to musiałam zmienić warszawskie przyzwyczajenia i teraz  zapisuję co mam kupić z "rzeczy  niejadalnych" i gdy się tego dobra trochę zbierze robię "wyprawę po złote runo". Ale i tak mam szczęście, bo do "spożywczaka" mam tylko 350 metrów do przejścia. Kolejne  sklepy spożywcze mam w odległości 1 kilometra i ponad kilometra.

Cieszę się, że nie mam żadnego zwierzaka - ceny usług weterynaryjnych są zabójcze. Niedaleko od  domu mam przychodnię weterynaryjną - aż jestem niezdrowo ciekawa z czego oni żyją, bo tam zawsze pusto, a przychodnia "jak byk" wielka. Poza tym to nie mam nigdzie blisko terenu wybiegowego dla psa - najbliższe to ponad kilometr od domu. Co prawda odpadłby koszt obcinania pazurów u weta bo psina chodziłaby dużo po chodniku, więc  miałaby starte pazury.

To co mnie najbardziej w Berlinie denerwuje to ....Sylwester i to całonocne strzelanie, no ale to jest tylko raz w roku - da się w sumie przeżyć.

Ale po 2 latach mieszkania tutaj jedno wiem na pewno - kocham to miasto, lubię tu być, lubię chodzić starymi chodnikami pamiętającymi jeszcze przedwojenne czasy, lubię ten  miły zwyczaj pozdrawiania się przez osoby nie znające się wzajemnie, lubię tę wymianę uśmiechów gdy złapiesz z kimś na ulicy lub w metrze kontakt wzrokowy. Wcale nie tęsknię ani za Warszawą ani za Polską i nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia.

A dziś obejrzałam i zachwyciłam się taką "kuracją odchudzającą" - kroki proste, ale spróbujcie tyle czasu trzymać  ręce w górze i jeszcze utrzymać rytm kastanietów:



I tak sobie smętnie pomyślałam, ze zaraz by się w kraju nad Wisłą ktoś doczepił do faktu, że facet ma chustkę zawiązaną na głowie- chustka, damski atrybut więc co z tym facetem????

I jak zawsze- oglądajcie na YT. Miłego nowego tygodnia Wszystkim!




28 komentarzy:

  1. Mieszkałam i pracowałam w Berlinie (blisko Deutsche Oper) 2 lata, ale 20 lat temu. Wtedy już to było piękne i przyjazne ludziom miasto, a teraz, po przebudowie, musi być jeszcze piękniej. Stale wybieram się, żeby odwiedzić stare, znajome kąty, ale jakoś nie składa się...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Berlin ciągle jeszcze jest w budowie- nadal nie ma prawdziwej obwodnicy, nadal są tylko fundamenty po rozebranych budynkach, w których królował azbest.Na to wszystko potrzeba z całą pewnością wielu milionów euro i ludzi by to robili.
      Może gdy wreszcie covid się od nas wszystkich odczepi przyjedziesz do Berlina. Teraz to raczej nie byłby taki wypad sensowny.

      Usuń
  2. Dziekuje Ci za ten wspaniały tekst. Pozytywny i pełny sympatii. Ja tez od wielu lat tu zyje choć na prowincji i wcale mnie kręci możliwość powrotu do Pl na stare lata. Ciesz sie swoim Berlinem i twym miejscem na ziemi. Pozdrawiam jesiennie z Hessen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama wiesz, że małe miasta niemieckie są naprawdę ładne, trochę ich też zwiedziłam i zawsze miałam co oglądać i czym się zachwycać.A i wieś niemiecka też mi się podobała.Każda miejscowość to wszak nie tylko domy, ulice i cała infrastruktura- to też ludzie a jak się przekonałam- są mili.
      Miłego;)

      Usuń
  3. Nigdy nie zalowalam przeprowadzki do Niemiec, a teraz szczegolnie dziekuje opatrznosci, ze jestem tutaj, a nie w Polsce. Sa pozytywy zycia w Niemczech, sa tez zjawiska denerwujace, ale ogolnie wiecej jest plusow, szczegolnie jesli jest sie w starszym wieku i wymaga wiekszej opieki medycznej. A Berlin musze kiedys znow odwiedzic, bo bylam tam jeszcze za istnienia dwoch Berlinow :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to żałuję, że wcześniej o tym nie pomyśleliśmy.Przyjedź do Berlina, koniecznie. Na razie wszystkie wojaże są ograniczone do minimum, ale w końcu to ten covid się odczepi od nas, albo my się będziemy potrafili skuteczniej i bez problemu bronić.

      Usuń
  4. Moja corcia byla kiedys na wycieczce szkolnej w Berlinie i sie zakochala w tym miescie. Ja jeszcze nie bylam ale bede, bo jest na mojej liscie marzen do zrealizowania :)
    Nigdy nie zrozumiem co siedzi w ludziskach, ze daja sobie prawo do mowienia innym jak i gdzie maja zyc, ech, dobrze, ze masz takie podejscie do zycia :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Berlin przedwojenny był naprawdę pięknym miastem. Teraz też piękny, ale te stare domy dla mnie są o wiele piękniejsze niż te z betonu i szkła.
      W każdym z nas siedzi trochę zła, no ale zawsze mamy wybór z czym wychodzić do ludzi- ze złem czy z dobrem i uśmiechem. Wolę ten drugi sposób;)

      Usuń
  5. Na emigracji są plusy i minusy, każdy kraj ma swoje jakieś "ale", natomiast nie chce mi się już wracać do pewnego typu mentalności. Uśmiechanie się do obcych i pilnowanie swojego nosa to są cechy, które lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to określam, że nikt tu drugiemu nie zabrania swobodnie oddychać. A spróbuj się uśmiechnąć do obcej osoby w Polsce, lub będąc w parku życzyć nieznanej osobie "dobrego dnia". Raz próbowałam, omal nie wezwano karetki z psychiatryka.

      Usuń
  6. Z całego serca Ci życzę: "Bądż zawsze szczęśliwa w mieście, które pokochałaś" :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Aniu, a ja się cieszę, że decyzja była dobra i że żyje Ci się dobrze w Berlinie. Każde miasto ma swoje plusy i minusy. Ale w Warszawie i w Polsce bardziej by Cię denerwowało to, co teraz się tutaj wyprawia. A tak przynajmniej masz spokój, powiedzmy, psychiczny. No i jesteś blisko rodziny, co chyba jest w tym wszystkim najważniejsze. Miłego tygodnia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz, z powodu covidu te kontakty są dość ograniczone, córka boi się, żeby mi "czegoś nie zawlec"- dzieci chodzą do szkoły, ona sporadycznie do pracy, więc teoretycznie zawsze mogą coś przywlec. Tak Jaskółeczko, to była dobra decyzja.
      Miłego;)

      Usuń
  8. Też mi się dobrze mieszka w Niemczech, tylko akurat ja z dużego miasta (Warszawy, jak Ty) przeprowadziłam się do małego (Bremerhaven) i z tego wynika, że w większości wszędzie mam blisko i mogę dojechać rowerem, dojść lub samochodem, ale ceny parkingów, o ile się znajdzie w centrum, choć z tym tu łatwiej niż w Berlinie, są faktycznie dość wysokie.
    Też cieszę się, że pozdrawiamy się i uśmiechamy na spacerach z większością przechodniów. Że ludzie są dla siebie uprzejmi i w większości nie mają much w nosie przez cały dzień z samego tylko powodu, że oddychają (to moja często obserwacja, kiedy przyjeżdżam do PL).
    A Twoja dzielnica i okolica są naprawdę wyśmienitym miejscem do mieszkania i dobrze, że się tam tak fajnie odnajdujesz.
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, tu te odległości czasem mnie denerwują, ale właściwie nie jest źle.A to, że mogłabym wyjść z gniazdem wronim na głowie i nikt by się na mnie nie gapił i nie wygłaszał uwag - bardzo sobie cenię.
      Miłego;)

      Usuń
  9. Ależ zachwycaj sie ile chcesz. W Twojej sytuacji - dziecko w Berlinie - też bym sie pewnie ani chwili nie wahała. Najważniejsze czerpać radość z tego co sie ma, chociaż Pollyanna mnie zawsze denerwowała :):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy byłam w wieku stosownym do czytania Pollyanny to mnie mdliło gdy czytałam - okropność. Ale jak człowiek zbierze nieco doświadczeń życiowych to zaczyna w duchu przyznawać rację takiej postawie życiowej.
      Miłego;)

      Usuń
  10. Może kogoś to wszystko dziwi lub gorszy, mnie nie....gdyby moje dziecko wyjechało, a miałabym możliwość, to czemu nie?
    Skoro żyje Ci się dobrze i miasto coraz bardziej się podoba, to znaczy, ze wybór był dobry.
    Obyś poznawała swoje nowe miasto jak najdłużej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Berlin jest baaardzo duży i jestem dziwnie pewna, że nigdy nie poznam go w całości.Raz zabłądziliśmy z mężem w Berlinie, aż musieliśmy korzystać z nawigatora, który nas prowadził podając ile mamy jechać "do przodu", gdzie skręcić i ten jeden kontakt z nawigacją sprawił, że wręcz pokochałam....swego smartfona. Było ciemno, padał deszcz a my totalnie zagubieni, po zaledwie miesiącu pobytu w Berlinie.

      Usuń
  11. Ja mówię moim synom, że świat jest otwarty, niech jadą, jeśli chcą...Najważniejsze, być tam, gdzie lubisz i jusz. Ludzie jak kury, zawsze będą coś rozgrzebywać- nie moje, ale mi się podoba i używam. Głupota, szowinizm, kabotynizm są tak uniwersalne, że nigdzie ich nie brakuje ;)
    Ale czy Pollyanna nie powiedziałaby: one są dla kontrastu, by lepiej widzieć ich przeciwności ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację - dopóki czegoś nie utracisz nie jesteś w stanie zrozumieć i ocenić to co miałaś. Moja córka w wieku 25 lat wyjechała na stałe, a przedtem, już od czasu ukończenia liceum ciągle gdzieś z kraju wyjeżdżała.Nie protestowałam nigdy, wszak dzieci rodzimy nie dla siebie a dla świata, więc by go poznać muszą sporo jeździć w różne strony.

      Usuń
  12. Tak nie bardzo rozumiem, dlaczego w ogóle przejmujesz się opiniami innych. Znalazłaś swój kawałek świata dla siebie i guzik innym do tego. Nie zapominaj, że patriotyzm, ten w wydaniu polskich narodowców to ewenement na skalę światową. Sarkastyczno-metaforycznie: zjedzą każde gówno, jeśli tylko polskie i będą piętnować tych, którym ono nie przypada do gustu.

    Powinnaś siebie nagrać w czasie tych ćwiczeń i dać nam szansę podziwiać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asmo, co ja Ci złego zrobiłam, że każesz mi to ćwiczyć? Ja już od samego patrzenia chudnę i kolana mi trzeszczą. Poza tym zeszłam z rozmiaru "XL" na "M" a i to zaczyna być za duże.
      Tak za bardzo to ja się jak wiesz nie przejmuję tym "co ludzie powiedzą", za stara jestem na to.
      Taaaa, patriotyzm w polskim wydaniu ko kuriozalna sprawa.

      Usuń
  13. Wspaniale ze w nowym miejscu czujesz sie jak w domu a nawet lepiej.
    Ze mna bylo podobnie - nowy kraj pokochalam od pierwszego wejrzenia a nawet nie mialam okazji pobyc w nim wczesniej i tym sposobem miec troche przygotowania.
    Tobie tym latwiej bo przeprowadzilas sie do Niemiec majac za soba juz wiele z codziennego zycia - nie musisz pracowac a to tez daje duzo doswiadczen i narzuca pewne obowiazki czy trudnosci, nie musisz ksztalcic dzieci i opiekowac sie nimi, byc odpowiedzialna za nie i ich przyszlosc. Napewno fakt ze te "przyjemnosci" Cie nie tycza bardzo upraszczaja Twe zycie i koszty. Wlasnie te okolicznosci daly mi mozliwosc bezposredniego odczucia jak inaczej i przedewszystkim latwiej jest poza Polska. Do tego dochodzi opieka zdrowotna, oczywiscie. Po prostu nie ma strony zycia ktora nie bylaby wygodniejsza.
    U nas parkingi powstaja niemal zanim sie skonczy budowac budynek. Na ogol bezplatne. Jesli ich brakuje to jedynie w Starym Miescie ale to wynika wiadomo z czego. Oczywiscie nie kazde miasto ma tak latwo z parkingami jak ja ale nic na skale problemu.
    My dostalismy zupelnie inna reakcje od rodzin a pamietaj ze wtedy wyjezdzalismy majac paszport w jedna strone i nie za druga strone plotu - kompletne poparcie.
    Znam polskich emigrantow w wielu krajach i kazdy jest zadowolony z decyzji i nowego zycia - troche to smutne dla Polski ale sama sobie tak zrobila.
    Wazne ze lubisz i dobrze sie czujesz w Berlinie, oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie- jakoś nie wiem czemu nie spotkałam jeszcze osoby, która rwałaby włosy z rozpaczy, że nie mieszka w Polsce. Fakt-niewiele mamy obie miłych wspominków z kraju ojczystego, no jedyny "plus", że byłyśmy wtedy młode, ale problemy były ze wszystkim. My planowaliśmy wyjechać do Kanady, już wszystko było dograne, ale nam stan wojenny akurat wtedy wymodzili i...wszystko przepadło.Plują na mnie głównie dlatego, że pojechaliśmy do Niemiec,gdybyśmy pojechali do USA lub Kanady czy też do Nowej Zelandii lub Australii, to tylko by marudzili, żeby ich zaprosić. Coś jednak jest w tym powiedzeniu, że z rodziną to najlepiej się wychodzi na zdjęciu a i to trzeba stanąć pośrodku,żeby cię nie obcięli kadrując.
      Popatrz, przesiedziałam tu tyle miesięcy sama i też przeżyłam.

      Usuń
  14. Uwielbiam, jak piszesz o Berlinie, stara Paryzanko w sensie berlinskim ;*
    Ja mieszkam na totalnej prowincji, z poczatku byl to lekki szok kulturowy, ale szybko zaczelam doceniac plusy, przede wszystkim niezwykla pieknosc okolic, wszystko jedno, który kierunek obierzesz, jest tylko ladnie i przeslicznie romantycznie. Tak mi to tez wczoraj Emilka potwierdzila, ze jak tu przyjechala pierwszy raz, pierwsze, co pomyslala, bylo wlasnie: "jak tu pieknie!"
    Berlin jest po prostu nie mniej piekny od mojej prowincji, jest tylko inaczej piekny.
    A ja tez rzadko puszczam moja 3,5 tys. miescinke, no chyba, ze do pracy musze :D
    Pozdrawiam serdecznie! Miej sie dobrze w Twojej dzielicy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Lucy, miejsce może być najpiękniejsze pod Słońcem, ale to ludzie sprawiają, że w jednym miejscu żyje się dobrze, a w innym nie za bardzo, bo ludziska wredni.A jeśli się trafi tak jak u Ciebie, że miejsce ładne a do tego i ludzie mili to już jest jak wielka wygrana w toto-lotka.Gdy przyjechaliśmy do Niemiec na ślub naszej córki na ślubie i weselu było może 15 osób z Polski i trzy razy tyle z Niemiec . I ani minuty nie czułam się obco. Nim zamieszkałam w Berlinie zwiedziłam troszkę ten kraj i to nawet ze psem na rękach zwiedzałam zabytki. A wszystkie tzw. wsie i bardzo małe miasteczka oczarowywały nas swą urodą. Co prawda wieś szwajcarska zupełnie mnie zbałamuciła swymi malowanymi na murach domów historiami, trawką przydomową przyciętą równo co do milimetra, ale mijane niemieckie wsie też były piękne. Ostatnio żyję w myśl zalecenia: "szukanie czegoś to cierpienie, szukanie niczego- błogość".
      Serdeczności;)

      Usuń