drewniana rzezba

drewniana rzezba

poniedziałek, 22 lipca 2024

Upalna niedziela......

....... a więc postanowiliśmy spędzić  ją na jeziorze.  Wybór  padł na Bad Saarow leżące nad  jeziorem Schartzelsee. Co prawda jest oddalone o 70 km od  Berlina a od  mojego mieszkania aż o 75 km,  ale tam  można wypożyczyć  łódkę z silnikiem elektrycznym i spokojnie,  w ciszy pływać po jeziorze. Bad Saarow jest na terenach byłego  państwa NRD. W tamtych (słusznie  minionych) czasach Bad Saarow  było kurortem dla ówczesnych  "bonzów". Odkryto tam źródła lecznicze i na leczenie różnych schorzeń dermatologicznych i narządów  ruchu przyjeżdżali  oczywiście również bonzowie  z ZSRR. No ale wszak wszystko ma swój kres, nawet reżim  rodem z ZSRR i dawne NRD wróciło do państwa  niemieckiego. Bonzowie przeróżni tam już nie  zjeżdżają, ale sama  klinika pozostała i przyjmuje pacjentów i cieszy  się dużym powodzeniem. A z  ciekawostek - przychodnię  dermatologiczną prowadzi polskie małżeństwo.

Nie  da  się ukryć, że gdy wyszłam  z mieszkania  to owe 33 stopnie   w cieniu nieomal  mnie powaliły. Po prostu nie  było czym oddychać. Łódkę to już mieliśmy zarezerwowaną na późne popołudnie,  ale przyjechaliśmy wcześniej, więc zaczęliśmy "piknik" od konsumpcji lodów - tych robionych metodą   tradycyjną - pożarłam tylko "2 kulki", ale każda  z nich  była  wielkości piłki tenisowej. Lody były pistacjowo-kokosowe. Nieprzyzwoicie  pyszne!  Potem posiedziałyśmy z córką w  cieniu z widokiem  na jezioro a potem wzmocnieni i  schłodzeni lodami wpakowaliśmy  się  do łódki. Z uwagi na  słońce łódka  była  wyposażona  w stelaż,  na którym  był rozpięty  daszek, co byśmy porażenia  słonecznego  nie dostali.  

Ale  dużo to tego słońca już  nie było, bo z  zachodu zaczęły nadciągać  chmury, no ale te  2  godziny jednak popływaliśmy.






Jak widać pogoda zaczęła  być niemiła, więc  z nad  jeziora przenieśliśmy  się na obiado- kolację do bardzo  sympatycznej restauracji również  w tej  miejscowości. I był to dobry pomysł  bo w trakcie  gdy siedzieliśmy  przy stole zaczął padać  deszcz  i do Berlina  wracaliśmy  w deszczu.



 Płeć męska wybrała "szpecle bawarskie" czyli najzwyczajniejsze  w świecie ......kluski kładzione a my  z córką po porcji sałatki, której  "wzmocnieniem" były grzyby kurki i cieniutkie plasterki surowej  wędzonej szynki. Oczywiście głównym  składnikiem sałatki były  jakieś ciemno zielone liście ( niestety nie  studiowałam  botaniki, zwłaszcza kulinarnej i nie wiem  jakiej   rośliny to były  liście)  i coś, co mi  się  skojarzyło z łodyżkami botwiny pokrojonymi  na cieniutkie, długie  "nitki", a  wszystko potraktowane jakimś bardzo smacznym dressingiem.

Deszcz padał do granic Berlina, gdy  wysiadałam pod  domem to już nie padał.

Miłego nowego  tygodnia Wszystkim!!!


17 komentarzy:

  1. To fajnie Aniu że było tak miło... I dobrze ze ten deszcz spadł...
    Zdrowotności i odpowiedniej pogody na nowy tydzień.
    Stokrotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się ukryć,że ten deszcz w gruncie rzeczy jest potrzebny, bo akurat w tej części kraju szczęśliwie obyło się na razie bez powodzi. A jadąc tam widzieliśmy, że właściwie jest już końcówka żniw, w większości miejsc na polach już były tylko bele słomy. I wiesz- chyba już mam sklerozę daleko posuniętą, bo byłam tym faktem z 15 minut wielce zadziwiona i z pewnym opóźnieniem do mnie dotarło, że to już wszak po połowie lipca jest! Za to dziś u mnie chwilami pada, poziom pyłków roślinnych super niebotyczny, aż strach okna otwierać, za to temperatura "ludzka"- 23 stopnie.

      Usuń
  2. Wyglada ze mieliscie bardzo udana wycieczke a w dodatku pogode taka wszystkiego po trochu.
    Przypomina mi to moje dawne czasy gdy, jesli nie bylo okazji na dluzszy wyjazd to staralismy sie bodaj weekendy spedzac w pobliskim plenerze. Tez musielismy sie nieraz meczyc w upalnym sloncu ale uroki widokow jezior i gor wynagradzaly trud.
    Moj weekend byl "przeprowadzkowy" - wreszcie jestem "u siebie" i mam nadzieje ze to byla moja ostatnia w zyciu przeprowadzka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi wyjeżdżają w tę sobotę, wracają w następną niedzielę, trochę pobędą w domu i znów na trochę pojadą. Po prostu brakuje dni urlopu w stosunku do dni wakacji. Cieszę się, że ten mozół przeprowadzkowy u Ciebie dobiegł końca. Pakowanie i potem wypakowywanie i szarpanie się z tymi kartonami to mało fajna sprawa. Do Berlina "zwijaliśmy" dom tylko 3 tygodnie a ja już byłam bliska załamania i obiecałam sobie, że przejdę na system mieszkania minimalistycznego- jak najmniej wszelakiego dobra. I do dziś tu w piwnicy są jeszcze nie rozpakowane pudła- zawartość opisana.

      Usuń
  3. Zapomnialam dodac ze my tez wczoraj mielismy obiado-kolacje u Niemca - my dwie gulasz na plackach ziemniaczanych plus czerwona kapusta, John cielece kotlety, na deser jakies czekoladowe ciasto a moze pamietasz ze czekolady nie lubie wiec z niego skosztowalam tylko dodatki ktorymi bylo udekorowane: bita smietana, syrop malinowy i maliny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz- ja to mam dziwnie- bardzo lubię czekoladę, ale tę gorzką, taką 80-90% kakao, natomiast nie przepadam za ciastem, nawet czekoladowym A najbardziej mi odpowiadają owoce "maczane" w czekoladzie - np. banan oblany czekoladowymi "nitkami". Co śmieszniejsze to jestem w stanie zjeść własnego wyrobu domowe ciastka owsiano-czekoladowe, a wszystko przez to, że jestem od kilku lat "bezglutenowa". Ja tu jem bardzo dużo "surowizny", czyli owoców i wszelakich warzyw. A z "kuchni świata" to najczęściej jadamy w restauracyjkach greckich i włoskich. Strasznie cierpiałam w Bawarii, bo tam jedną porcją mogły się do syta najeść dwie dorosłe osoby, więc najczęściej brałyśmy z córką porcje dziecięce. Generalnie kuchnia niemiecka nie jest zła, bo już się Niemcy nieco przyzwyczaili do różnych przypraw urozmaicających smak potraw. To są te benefisy z racji goszczenia różnych nacji.
      anabell

      Usuń
  4. W taka pogodę nie ma jak wypad nad jezioro, zwłaszcza jakiś rejs, doświadczyliśmy tego w górach.
    Wszelkie sałatki budzą moje zainteresowanie, choć ostatnio zamówiłam takową w eleganckiej restauracji i rozczarowanie, niestety!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od zawsze lubiłam pływanie po różnych akwenach - na początku było pływanie żaglówką po Wiśle na odcinku warszawskim (straszny mozół halsowanie non stop) potem
      żeglowanie na Zalewie Zegrzyńskim i pływanie kajakiem po Zatoce Puckiej. Teraz uwielbiam pływanie łódką z napędem elektrycznym- cichutko, wygodnie. Nie lubię natomiast pływania łodzią motorową- jak dla mnie zero uroku bo to hałasuje i zdecydowanie pływa się zbyt szybko i nawet we wściekły upał człowiek trzęsie się z zimna. A tą cichą łódką to można nawet dość blisko podpłynąć do ptaków wodnych, których na tym jeziorze jest multum. Jest nawet na nim wyspa kormoranów- wszystkie drzewa na niej są wręcz oblepione kormoranami bo tam gniazdują. Kąpielisk dla ludzi niewiele, za to większość brzegu obrośnięta szuwarami - tam z kolei "mieszkają" łabędzie. Kaczek też nie brakuje. Co do sałatek - też się kilka razy nacięłam na taką "sałatkę z zielska" i nie bardzo wiedziałam co mam z nią zrobić. Tak ogólnie rzecz ujmując to jestem raczej mięsożerna a "liście" to tylko dodatek do dobrego kawałka np. indyka lub kurczaka. W Berlinie lubię kilka małych lokalików gdzie jest menu śródziemnomorskie. Ale i tak najbardziej lubię jeść to co sama upichcę.

      Usuń
  5. Narobiłaś mi ochoty tym wypadem nad wodę. Może w niedzielę zabierzemy Bezę i gdzieś pojedziemy- jest odpust, wariaci strzelają petardami, a Beza umiera ze strachu. Nie popływamy, ale sam widok wody jest kojący.
    Lody, zawsze i wszędzie. Sałatki też zawsze i wszędzie:):)
    Pogodnych dni, ale nie upalnych:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś zupełnie nie mogę pojąć tego ludzkiego zapału do strzelania z byle okazji a na jakimś święcie kościelnym zwłaszcza. Chyba jestem jednak z innej bajki;) To fakt - siedzenie nad wodą, zwłaszcza gdy się znajdzie dość odludne miejsce, czyli z trudnym dostępem do wody ( więc nie będzie małolatów) umożliwia wypoczynek. Chyba sobie zrobię własne lody na bazie jogurtu greckiego i śmietanki kokosowej a zamiast cukru dam miód i maliny. Dziś u mnie kulturalnie z temperaturą - tylko 26 stopni. Serdeczności ślę;)

      Usuń
    2. Jest przygotowywana Ustawa o zakazie używania materiałów pirotechnicznych- podzielonych na 4 grupy. mam nadzieję, ze wejdzie w życie. na razie o tym mogą decydować Rady Gminy, ale życie jest żuciem, odpust odpustem, a gnioty nie widzą w w waleniu petardami nic złego.

      Usuń
  6. Ech żeby te elektryki miały jakiś przyzwoity zasięg i nie ładowały się tak długo! Pewnie, przyjemniej w ciszy, niż przy warkoczącym i kopcącym dieslu. Ale mimo wszystko, elektryk jeszcze nie jest w stanie go zastąpić. Jeszcze długo nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy wypożyczasz "elektryka" to nie interesuje cię sprawa ładowania, na ogół jest tak naładowana łódeczka, że spokojnie opłyniesz dany akwen - nie wypożyczają łódki która nie jest naładowana w 100%. Nigdy mnie nie zachwycało pływanie motorówką i bardzo rzadko korzystałam z tej formy rozrywki. Najczęściej pływałam żaglówką lub kajakiem. A odkąd jestem w Berlinie to polubiłam też pływanie stateczkiem po berlińskich kanałach, których tu jest sporo. Berlin od strony wody jest całkiem ciekawy.

      Usuń
  7. Fajny wyjazd za Wami... Ja co prawda nie lubię spędzać czasu nad wodą, nawet w upały wolę siąść pod drzewem albo w innym cieniu, ewentualnie ruszyć do lasu. Niech to lato trwa!
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię pobyty nad morzem i niegdyś wszystkie wakacje spędzałam nad Bałtykiem, najczęściej w Jastarni, a tam to pływałam głównie kajakiem po zatoce. Bałtyk nie jest miłym akwenem do pływania bowiem ma krótką, męczącą falę. Ale pływanie łódką po spokojnym jeziorze jest naprawdę wielce relaksujące. A las na upał nie za bardzo się sprawdza- na wodzie jest znacznie chłodniej i jakby więcej powietrza.
      Serdeczności;)

      Usuń
  8. Nad wodą jest zapewne chłodniej. :) Chociaż teraz już upały sobie poszły, przynajmniej u mnie.

    Jak dla mnie okolice Alei Wilanowskiej można skwitować krótko ,,bleeee". Za mało zieleni, za dużo hałasu, betonu itd.

    To ciekawe z tym jeziorem. W sumie te rejony znam jeszcze słabo i chyba już nie wrócę przez w/w negatywną ocenę. :)

    Pozdrawiam!
    https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś to u mnie też już nie było wściekłego upału i nawet szłam na zakupy w dżinsowej kurtce. Jezioro, to na przeciwko kościoła św. Katarzyny, to b. dawno zostało zasypane. Tego jeziora to nie pamiętam, ale miałam na Stegnach sąsiadkę, która tam mieszkała przed wojną i mi opowiedziała o tym. No a potem, gdy były jakieś bardziej długotrwałe deszcze to skrzyżowanie Al.Wilanowskiej z Sikorskiego było notorycznie zalewane i ten strumyk, który ciągnie się aż do Wilanowa to stawał się rwącą rzeką.Co do Al. Wilanowskiej - kiedyś calutka Al. Wilanowska była wybrukowana "kocimi łbami" i to dość długo, bo pamiętam jak po niej drałowałam w....szpilkach. Myślałam, że zejdę po tym "spacerku".

      Usuń