......... jest dzisiaj. Za oknem wg termometru jest +6, ale - temperatura odczuwalna to tylko +3 stopnie, do tego pada deszcz, a wg przewidywań meteo może nawet ów deszcz być wymieszany ze śniegiem. Na razie to tylko deszcz.
Zaraz się zakopię pod kocem - mam do czytania książkę napisaną przez Roberta Gravesa "Wyspy Szaleństwa". To powieść historyczna opisująca początek ekspansji Hiszpanów na nie zbadanych wówczas obszarach Oceanu Spokojnego. Były to czasy gdy Hiszpania rywalizowała z Anglią o dominację na morzach świata.
Owe Wyspy Szaleństwa to znane dziś Wyspy Salomona. Wyobraźcie sobie, że Robert Graves urodził się w 1895 roku, zmarł 92 lata później, czyli w 1987 roku. W swym długim życiu napisał aż 120 książek, w latach 1926- 27 był wykładowcą na Uniwersytecie w Kairze, a w latach 1961- 66 był profesorem uniwersyteckim w Oksfordzie. Brał czynny udział w I wojnie światowej i został ciężko ranny w bitwie nad Sommą. Z tego co pamiętam (a mam już niestety lekką sklerozę), w Polsce ukazały się takie jego powieści: Ja, Klaudiusz, Klaudiusz i Messalina, Król Jezus, Żona pana Miltona, Córka Homera, Wyspy Szaleństwa, Belizariusz, Wszystkiemu do widzenia (powieść autobiograficzna), Herkules z mojej załogi. I chyba kolejne wydanie tej powieści ma tytuł Wyprawa po złote runo.
Lubię pisarstwo Gravesa - przeczytałam już dość dawno jego powieść autobiograficzną, obie powieści o Klaudiuszu, oraz Żona pana Miltona, a teraz zabiorę się za "Wyspy Szaleństwa". I jak zawsze, gdy czytam o tych dawnych wyprawach morskich będę się zastanawiać, czy słowo "człowiek" to synonim dumy i mądrości czy może tylko durności i zadufania.
Miłego nadchodzącego tygodnia Wszystkim życzę.