I pojechałam z rodziną na jeden z Bożonarodzeniowych Jarmarków. Tym razem
zaliczyłam jarmark na terenie pod zamkiem Charlottenburg.
Na początek zachwycił mnie widok "zimowej" róży w jednym z przydomowych
ogródków- dość rzadko 1 grudnia widzi się różę w ogrodzie:
Przy okazji zobaczyłam, że nie tylko ja mam pelargonie wielce odporne na
jesienne chłody.
A potem była podróż na teren Zamku Charlottenburg - wpierw metrem kilka
przystanków, potem jeszcze autobusem, bo ten zespół pałacowo- parkowy mieści
się w dzielnicy Charlotennburg.
Z daleka wyglądało to tak:
Pełniutki autobus przegubowy wypluł swą zawartość i tłumek ludzi a wraz
z nimi my też podążyliśmy "ku światłu".
Główny budynek pałacu zmieniał co jakiś czas oświetlenie
Przyznam się szczerze, że nie mam nawet bladego pojęcia który to
z Hohenzollernów jest uwieczniony na tym konnym pomniku.
Jarmark zajmował olbrzymi teren, był ogrodzony, w wielu miejscach
dookoła tego terenu stały policyjne samochody. Coś jednak dotarło do władz i
wzmożono ochronę takich imprez.
Ludzi było mnóstwo, robienie zdjęć było mocno utrudnione, bo co chwilę ktoś mi
właził w obiektyw i masę zdjęć musiałam usunąć.
Krążenie po jarmarku rozpoczęliśmy od.......konsumpcji - dorośli od wypicia po
kubku "grzańca", dzieci- od wciągnięcia sprawnie po naleśniku z marcepanem.
Z tym grzańcem to był dobry pomysł, bo ciepło to jednak nie było. No i milej
wszystko wygląda gdy miłe ciepło krąży po całym ciele.
Myślę, że znacznie łatwiej byłoby opowiedzieć czego tam nie było niż wyliczyć
wszystko to co można było kupić.
Mam wrażenie, że można tu było kupić spożywcze wyroby regionalne z całych
Niemiec oraz z państw sąsiadujących. I choć to nie był Plac Pigalle udało nam się
kupić pyszne pieczone kasztany, pożarte przez dwie osoby bezglutenowe, czyli
córkę i mnie.
Po terenie przechadzały się dostojnie ....anioły, co uwieczniłam:
robiąc konkurencję aniołom stojącym i świecącym:
Podziwialiśmy stoisko, z wyrobami z drewna:
Wszystko jest zrobione z drewnianych cieniuteńkich "płytek", a to coś poniżej
ma wbudowany mechanizm, rozkłada się i zamyka- samo.
Zoologicznego, by przejść się po drugim jarmarku, całkiem niedużym,
w porównaniu do pierwszego:
Niestety fotka szopki jest nieco zamazana, bo ona cały czas się obracała.
A potem przeszliśmy się jeszcze rozświetlonym "Kudamamem" czyli
"Groblą Elektorską", główną ulicą Berlina Zachodniego.
Z "wyprawy" mam pamiątkę, która mnie kosztowała 3 €, czyli mały, 200ml
kufelek na grzańca:
Na kufelku jest uwieczniony Zamek Charlottenburg oraz jego pierwsi
właściciele.
Historię kompleksu pałacowo-parkowego Charlottenburg możecie znaleźć
w sieci - nie piszę o tym nie z wrodzonego lenistwa, ale dlatego, że niewiele
osób to naprawdę interesuje a nie chcę nikogo na siłę historią Berlina
uszczęśliwiać.
Miłego tygodnia Wszystkim życzę;)