......jako gospodyni.
Dziś wieczorem otworzyłam lodówkę i poza bardzo jasnym światłem znalazłam
w niej:
1/4 słoika dżemu morelowego, 2 plasterki topionego sera do tostów, resztkę
klarowanego masła, garstkę ugotowanego ryżu basmati i jajka. Jajka od tzw.
szczęśliwych kur, hodowanych na wolnym wybiegu.
Oooo, ucieszyłam się jak głupia - to ja sobie zrobię jajka. Umyłam je starannie
i stwierdziłam, że je ugotuję, tzw. "na twardo". Nalałam wody, włożyłam jajka,
włączyłam kuchenkę i pożeglowałam do pokoju by napisać list do koleżanki...
Gdy już skończyłam pisanie przypomniało mi się, że przecież zaparzyłam sobie
herbatę wcześniej, więc powlokłam się do kuchni.
I .....zobaczyłam jajka w suchutkim garnku na włączonej kuchence indukcyjnej.
Dno garnka miało taki niemiły kolor, z lekka brązowawy.
Znaczy, co upiekłam sobie jajka w garnku- pomyślałam całkiem spokojnie.
Garnek powędrował do zlewu, zalałam go gorącą wodą potem chłodniejszą i
sprawdziłam jak wyglądają jajka upieczone w garnku.
Nie liczcie na rewelacje - wyglądały normalnie, smakowały jak to jaja gotowane
na twardo, tyle tylko, że wokół żółtka była delikatna zielona obwódka i białko
było baaardzo twarde. Ale je zjadłam, tylko z solą, bez pieczywa.
Jak widać moje zainteresowanie jedzeniem spadło niemal do zera. Jeszcze trochę
a zacznę się odżywiać samym powietrzem i wodą. Są nawet ludzie, którzy tak
żyją od lat. Też bym tak chciała. O ile mniej wydatków i pracy w domu. Muszę
poszukać literatury na ten temat.
Garnek się jednak domył, widocznie jest z dobrej gatunkowo stali nierdzewnej.
Fajnie mi się tydzień zaczął - ciekawe jaki jeszcze numer wywinę w tym
tygodniu.