...Nowy Rok.
Wkroczył w ogłuszającym huku, w kolorach tęczy. Pierwsi amatorzy huku i smrodu urzędowali już od zmroku.
Byli to głównie tatusiowie z małymi dziećmi.
Prawdziwa kanonada zaczęła się tuż po północy. W ten
wieczór Krasnale po raz pierwszy brały udział w powitaniu
Nowego Roku.
Tuż przed północą wyszliśmy wszyscy na balkon, podobnie
jak i inni mieszkańcy spędzający ten wieczór w domowych
pieleszach.
Wszyscy składali życzenia swym bliskim i machaliśmy do
sąsiadów bliższych i dalszych, wykrzykując formułkę
noworocznych życzeń.
Niedaleko nas jest ogólnodostępny park i wiele osób
właśnie tam znalazło miejsce na zabawę fajerwerkami.
I myślę, że tej nocy wiele osób przeputało niezłą fortunę,
bo były to dobre jakościowo fajerwerki, lecące wysoko
ponad pięciopiętrowe przedwojenne kamienice,
rozpadając się tworzyły wielokolorowe wzory, czyli
sporo kosztowały.
Około 1,30 postanowiliśmy "zmienić lokal" i ruszyliśmy
z mężem do siebie. Te pół kilometra pokonywaliśmy
przemykając się blisko murów kamienic, bo nadal trwała
kanonanda, wysoko nad nami rozrywały się fajerwerki
obficie siejąc odłamki. W powietrzu roznosił się duszący
dym, na chodnikach i jezdniach poniewierały się stosy
zużytych opakowań.
Z ulgą dotarliśmy do siebie. Na naszej ulicy nie było
wielu amatorów fajerwerków, bo to ulica bardziej
przelotowa. Większość fajerwerkomanów urzędowała
w bocznych uliczkach, którymi nocą mało kto jezdzi,
bo z góry wiadomo, że miejsca do zaparkowania nie
ma a i sama uliczka wąska, bo po obu stronach jezdni
stoją "na gęsto" samochody.
Tu są bardzo odporni ludzie- huk trwał do prawie
trzeciej nad ranem a i o 6,30 rano jeszcze ktoś pozbywał
się resztek fajerwerków.
Jestem śpiąca, przejedzona, bo córka zadbała bardzo o to,
by cały czas coś mnie kusiło na stole i było to dla mnie
dozwolone, czyli bezglutenowe.
Upiekła nawet tort makowy-bezglutenowy, niestety
bardzo smaczny. Pochłonęłam aż dwa kawałki.
Nie wiem jak u Was, ale u mnie o północy było 10
stopni ciepła i bardziej przypominało to wiosenną niż
grudniową noc.