drewniana rzezba

drewniana rzezba

poniedziałek, 28 maja 2018

Byłam dziś......

.....mniej więcej dwie godziny w Polsce.
A tę Polskę znalazłam w.....centrum  Berlina.
Doprecyzuję - byliśmy dziś w przychodni, gdzie przyjmuje lekarz pierwszego
kontaktu rodem z Polski. Personel pomocniczy też jest częściowo z Polski.
Szkoda, że  ów personel  zabrał z Polski również polską organizację pracy.
Co do samego pana doktora - pełna kultura, sympatyczny, kompetentny.
Ale reszta - tzw.  "pożal się  Boże".
Gdy byliśmy 3 miesiące wcześniej daliśmy do zeskanowania swą dokumentację
medyczną. Oczywiście, zupełnie jak w Polsce, nie  została zeskanowana "od ręki".
Nie miały czasu. Tak mniej wiecej po 2 miesiącach od tamtej wizyty mąż robił
badanie wskaznika krzepliwości krwi i zapytał się, czy możemy już odebrać
 swoja dokumentację. Przez moment zapanował dziki popłoch, potem jedna pani
 obiegła niemal wszystkie pomieszczenia ( poza toaletą;), by z gestem triumfu
przynieść te nasze dokumenty ze smutną miną , że "ojej, jeszcze się nie
zeskanowały!".
 I chyba  miałam  mordercze błyski w oku, bo po chwili stwierdziła, że ona to
zaraz zeskanuje.
Dziś przychodzimy, zgodnie z zapisem na godz. 11,00 na wizytę. Przy recepcji
tłumek, w poczekalni tłumek. Ale panie wzorowo uśmiechnięte, zapewniają, że
jak przyjdzie nasza kolej to nas poproszą.
Siedzimy w poczekalni, siedzimy, krzesełka mało wygodne, duszno i nudno.
Duszno, bo dziś od rana jest UPAŁ i nawet otwarte okna nie pomagają.
Siedzimy i siedzimy, kończy się nam już czas wykupiony  na parkowanie a my
wciąż czekamy - przezornie szarpnęłam się na opłatę za 1,5 godz. stania,
 bo  chciałam przy okazji odwiedzić pobliskie sklepy. Czas już minął, za szybą
samochodu tkwi już nieaktualny kwitek, a my nadal w tej poczekalni.
No wreszcie nadeszła nasza kolej - pan doktor zapragnął zajrzeć w nasze konta
i.....jest zeskanowana tylko dokumentacja mego męża i- żeby było zabawniej
tylko jego ale  na obu naszych kontach. Moja dokumentacja wyparowała, jej
miejsce zajęły skany jego dokumentacji.
Do tego  wszystkiego zaginąła kompletnie moja dokumentacja od polskiego
lekarza pierwszego kontaktu.
No i mam tzw. "polkę" - muszę telefonować do Warszawy, ubłagać panie w
recepcji mojej poprzedniej przychodni by raczyły zrobić mi wypiskę z karty
zdrowia, dały ją do podpisu lekarzowi pierwszego kontaktu a następnie by jej
skan przysłały do mnie mailem.
Ciekawa jestem czy się z nimi dogadam - bo co z tego, że obie strony mówią
po polsku, skoro sprawa wymaga nieco wysiłku jednej ze stron.
A do kompletu - od wczoraj winda nie działa,  więc się musiałam w tym upale
wciągnąć się per  pedes na swe III piętro. Ale widziałam, że już ją naprawiają.
A poza tym - nic się nie dzieje. Kwiatki na balkonie kwitną jak szalone, dni
przelatują mi  niczym japoński ekspres, a mój niemiecki nadal w lesie.
No to chyba  sobie pojem zaraz lodów orzechowych w charakterze lunchu.