Już mam ślubnego w domu. Wrócił na piechotkę, bo to zaledwie z 800
metrów od domu. Bez opatrunku już, szczęśliwy, że nic mu świata
mgłą nie przesłania.
Ta pani, co to mu igłę w oko wbijała jest Wietnamką i ma stopień doktora.
Dziś mu to oko badała , powiedziała co wolno, a czego nie.
Nie wolno przez 2 tygodnie schylać się, wchodzić po schodach, dźwigać
powyżej 5 kg, myć twarzy w tradycyjny sposób- po prostu nie wolno by
to oko miało kontakt z wodą.I nie wolno czytać, ale wolno oglądać TV,
oczywiście nie 24 godz. na dobę.
Na odchodne dostał do ręki kropelki, które należy wkrapiać 5 razy dziennie.
Jak najszybciej należy zgłosić się do przychodni okulistycznej by dobrali
odpowiednie okulary.
A zabieg robił Chińczyk, oczywiście posiadający doktorat.
Na sali, w której leżał mąż był jeszcze Turek i dwóch Niemców.
Ślubny zachwycony zupełnie jakby z wczasów wrócił, a nie ze szpitala.
To jeszcze tylko trzeba załatwić te nowe szkła i będzie koniec akcji z
oczami.
Ostatnio w Polsce, pewna pani okulistka nie mogła pojąć, że mój mąż
nie tylko ma astygmatyzm ale na dodatek jedno oko musi mieć korekcję
plusową, a drugie minimalną minusową. Tak się zastanawiam czy to ta
pani była niedouczona czy polska okulistyka pada na pysk.
Bo tu jakoś nikogo to nie zdziwiło.