"Pomiędzy dobrocią a głupotą jest bardzo cienka linia i łatwo ją przekroczyć"-
to ulubione powiedzenie jednego z naszych kolegów.
"Każdy dobry uczynek zawsze zostaje ukarany" - to drugie jego powiedzenie.
I coś w tym jest. Wstałam skoro świt, bo jak Wam wczoraj pisałam, dziś
robiłam za samarytankę. Po omacku trafiłam do mego obroku medycznego,
który muszę spożyć na czczo, ziewając i klnąc w duchu zimę zaczęłam się
szykować do wyjścia. Mróz niby zelżał i zamiast -9 było tylko -7, ale zrobiło
się bardziej wilgotno i nieco wietrznie i śnieg zaczął prószyć.Opatulona
stosownie do sytuacji powędrowałam do autobusu i pojechałam po moją
koleżankę, by ją odebrać z badania. Dotarłam w chwili, gdy wychodziła
dziarskim krokiem z gabinetu, z uśmiechem na ustach. Ucieszyłam się, że
już taka przytomna, bo obawiałam się, że będzie w gorszym stanie.
"Przyjechałaś samochodem?" zapytała. Nie , autobusem, bo samochodem
pojechał mój mąż.
"O, to kiepsko, będę musiała wziąć taksówkę do domu"- skonstatowała.
Czułam, że szczęka mi opada niebezpiecznie w dół i mam ochotę coś
niemiłego palnąć. Z tego wszystkiego zakaszlałam i oświadczyłam, że tym
razem jakoś dobrze zniosła badanie co mnie ewidentnie cieszy.
Zjechałyśmy do szatni, ja zamówiłam dla niej taksówkę w zaprzyjaznionej
korporacji i nie wyrobiłam; musiałam dowiedzieć się po jakie licho mnie
wyciągnęła z miłego, ciepłego domu na wiatr i mróz.
"No bo wiem, że ty zimą też jezdzisz, więc myślałam, że mnie odwieziesz do
domu, posiedzisz u mnie trochę, napijemy się herbatki, pogadamy.."
"No to może mniej myśl o sobie, a trochę więcej o innych" - warknęłam.
Na szczęście podjechała taksówka, wepchnęłam ją do środka i poczła-
pałam do autobusu. Po 45 minutach już byłam w domu.
Idąc od autobusu powtarzałam w myśli ulubione powiedzonko kolegi.
Czuję, że tym razem przekroczyłam tę cienką linię.
No i żeby Wam uzmysłowić całą sytuację - mieszkamy w przeciwnych
końcach miasta, dzieli nas prawie 20 km. Spotkanie miałyśmy w centrum,
w godzinach szczytu porannego, więc jazda samochodem w tym czasie
sprowadza się do stania w korkach.Autobus ma wyznaczone "BUS-pasy"
więc jakoś się przebija.
Szybko się z nią nie zobaczę, tego jestem pewna.