Zrobiłam sobie choinkę - to znaczy mini choinkę. Całość ma aż
23 centymetry wysokości razem z podstawką.
I wcale nie jest zrobiona z żywych gałązek. Bombki są z drewnianych
koralików, a aniołek z końcówek do naszyjników, 2 "koszyczków"
i perełki. Taka mini choinka a zajęła mi aż 2 godziny.
A wygląda tak:
****
Korki jak jasny gwint - to oznaka, że naród przygotowuje się
intensywnie do świąt. A jechałam w południe, więc nie w
godzinach "szczytu komunikacyjnego".
Gdy tak stoję w korku to rozglądam się jakie to pojazdy stoją
dookoła. Spoglądając na te wypasione bryki trudno uwierzyć, że
jest jakiś kryzys ekonomiczny. Przeważają nowe, duże i b. duże auta,
obowiązkowo z napędem na 4 koła, a w każdym takim wielkim
samochodzie siedzi jeden facet i wiezie powietrze. I pewnie bym się
nie czepiała, bo to jego wydatki na paliwo, nie moje, gdyby nie
zachowywali się jak jedyni użytkownicy jezdni. Większość oszczędza
na kierunkowskazie, przecież jeden z drugim wie, dokąd skręca, nie
będzie się tą wiedzą dzielił z innymi. Gdy któryś skręca w prawo to
tak bardzo odbija "bryką" w lewo, jakby powoził furmanką. Poza tym.
nie mają zwyczaju wpuszczać samochodów, które wjeżdżają na trasę
z rozbiegówki. Powiedziałabym, że poziom kultury jest odwrotnie
proporcjonalny do wielkości i marki samochodu. Im samochód droższy
i większy tym niższy poziom kultury.
****
Zastanawiam się, kiedy u nas wprowadzą regularne badania starych
kierowców. Byłam dziś wstrząśnięta - ze sklepu wywlókł się
mocno stary człowiek, skręcony w chiński paragraf, z głową zwróconą
w prawą stronę i łypiący zezem spoza okularów i .....poczłapał do
swego samochodu. Z wielkim trudem otworzył drzwi, wsiadał około
5 minut, tę głowę nadal miał przekręconą w prawo, ruszał drugie 5 minut
i odjechał. Mina mego męża - bezcenna. Jedyne co z siebie wydusił,
to zdanie -"poczekajmy, niech dalej odjedzie", po czym ruszyliśmy.
****
Mój młodszy wnuczek spędził 2 ostatnie dni i noce w szpitalu bo
dostał "rzekomego krupu". Zaczął się maluszek dusić, więc zięć szybko
pojechał z nim do szpitala i tam ich zatrzymali. U nas nazywają ten stan
"krupem wirusowym", u nich rzekomym.
Na wszelki wypadek zbadali maluszkowi krew, czy aby nie ma w niej
bakterii maczugowca błonicy ( nie ma), potem go nawilżali, podali
odpowiednie leki i godzinę temu obaj wrócili do domu. Szpital dał
im do domu inhalator, żeby malca jeszcze w nocy nawilżać.
Mam nadzieję, że to szybko minie.