drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 30 września 2015

Zrób sobie......

.... batonik.
To naprawdę bardzo zdrowe i często ratujące  nas  z opresji batoniki. 
Jeśli mamy w planie drobny rajd rowerowy lub długą wycieczką w góry,
bardzo przyda nam się taki dopalacz mięśniowy. Takimi batonikami
dokarmiają się kolarze pod koniec etapu, by wzmocnić tkankę mięśniową.
Składniki:
125 g orzechów laskowych,
125 g migdałów,
75 g rodzynek,
75g suszonych moreli,
75 g fig,
75 g suszonych  śliwek
1/2 łyżeczki cynamonu,  
1/2 łyżeczki  imbiru w proszku,
100 g płatków owsianych (zwykłych, nie błyskawicznych),
75 g pełnoziarnistej mąki pszennej,
2 jajka,
50 g cukru trzcinowego nierafinowanego (do kupienia w Lidlu),
125 g miodu.
Wykonanie:
1. Włączamy piekarnik i nagrzewamy do 180 stopni C,
2. Połowę migdałów i orzechów mielimy, resztę siekamy.
3.Śliwki i figi kroimy w paseczki.
Wszystkie sypkie składniki , owoce, orzechy i przyprawy wrzucamy
 do miski i mieszamy.
4.Jajka ucieramy z cukrem trzcinowym, dodajemy miód i łączymy
tę masę z pozostałymi składnikami.
Blachę wykładamy papierem do pieczenia i na niej kładziemy masę
warstwą równą 1 - 1,5 cm.
Wstawiamy do gorącego piekarnika i pieczemy 25 minut.
Po wyjęciu z piecyka kroimy masę jeszcze ciepłą. 
Z blachy zdejmujemy batoniki po ostygnięciu.
** 
składniki zaznaczone różowym kolorem mają zasadnicze działanie
podtrzymujące pracę naszych mięśni.  

Batoniki na podwyższenie odporności organizmu, czyli w sam raz na
jesień i zimę
Składniki:
1 banan,
75 g cukru trzcinowego nierafinowanego,
75 g miodu,
1 łyżeczka oleju rzepakowego bio,
1 duże jajko,
60g mąki pełnoziarnistej,
55 g orzechów brazylijskich,
1,2 łyżeczki soli himalajskiej (różowej),
 1/2 łyżeczki ekstraktu waniliowego,
90 g płatków owsianych.  
Wykonanie:
1. nagrzewamy piekarnik do 170 stopni C  
2.banan, olej, jajko,cukier, miód i ekstrakt waniliowy mieszamy
blenderem na średnich obrotach .Stopniowo dodajemy płatki, posiekane orzechy i sól aż do uzyskania jednolitej masy.
Masę wykładamy łyżką do małej "keksówki"(dług.ok.20cm).
Wyrównujemy powierzchnię łyżką, pieczemy 25 minut.
Kroimy zaraz po upieczeniu na kawałki i studzimy.

A tak nawiasem nie bardzo rozumiem dlaczego takich batoników nie ma
w sprzedaży- nadają się dla wszystkich i dla dorosłych i dla dzieci.
    
 

sobota, 26 września 2015

Poziom kortyzolu.......

..... chyba mi się podniósł.
W ramach wyciszania się, napiszę  dziś o....wiewiórkach. 
Wydaje mi się, że te maleńkie rudzielce cieszą się wśród ludzi sporą 
sympatią.
Nawet gdy  bladym świtem buszują na dachu i goniąc się hałasują 
niemiłosiernie.
Jak i wtedy, gdy spod mchu wygrzebują piękne, młode podgrzybki, 
takie w sam raz do zrobienia marynaty.
To europejska wiewiórka pospolita, która ma krewnych w wielu
rejonach świata, ale tylko te "nasze, europejskie" są tak 
ubarwione.
Te zdjęcia robiłam wiosną, więc wiewiórka ma na sobie jeszcze
nieco zimowego, popielatego futerka.
Dzięki tym nieco wypukłym, osadzonym po bokach głowy oczom,
wiewiórka ma bardzo szerokie, panoramiczne pole widzenia.
Jej imponujący, puszysty ogonek, niemal równy długości jej ciała,
pomaga jej w utrzymywaniu równowagi w czasie długich skoków
zwierzątka.Ale to nie jedyne jego zadanie. Nastroszona kitka 
działa niczym spadochron bo wyhamowuje upadki z wielu metrów.
Te sympatyczne gryzonie w porywach ważą do 400 gramów.
Silne mięśnie ich tylnych łapek pozwalają im się bez trudu
poruszać wielkimi, kilkumetrowymi skokami. 
Na upatrzonej gałęzi lądują równocześnie na wszystkich łapkach.
Ich przednie  łapki mają po cztery, a tylne po pięć chwytnych,
długich palców zakończonych ostrymi pazurami. To wyposażenie
pozwala im wspinać się nawet na bardzo gładkie drzewa.
A jesienią te zgrabne łapki służą do zakopywania w ziemi zapasów
na zimę.
Karmiąc jesienią w parku wiewiórki zauważyliście pewnie, że każdy
orzech lub żołędz jest zakopywany oddzielnie i zastanawialiście się
jak wiewiórka odnajdzie je zimą.
Nie ma obawy, wiewiórki mają bardzo czuły węch i nawet gdy
zapomną, w którym miejscu zakopały orzech, odnajdą go nawet pod 
trzydziestocentymetrową warstwą  ziemi i śniegu.
Pomiędzy sobą, w rodzinie, wiewiórki porozumiewają się wykorzystując
dotyk, a ogon spełnia rolę chorągiewki informacyjnej.
Swe mieszkania budują z trawy i gałęzi lub zajmują porzucone przez
ptaki dziuple lęgowe. Po kilku dniach znajdujące się w gniezdzie liście
zaczynają butwieć i działają  niczym koc elektryczny. Mankamentem
są pojawiające się wtedy pasożyty. Ale każda wiewiórka ma kilka
takich gniazd, czasami nawet osiem i wiewiórki, gdy uznają,że już
mają zbyt wielu współlokatorów - przeprowadzają się do innego
swojego gniazda.
Te maleńkie rudzielce są odporne na wiele naturalnych trucizn, między
innymi na toksyny które zawiera cis.
Bardzo lubię jesienią karmić wiewiórki w Łazienkach lub Parku Zdrojowym
w Konstancinie.

 

sobota, 19 września 2015

Mam pomysł

I to całkiem dobry pomysł. 
Po ostatnim występie prezesa w Sejmie, w czasie którego wyplatał androny niczym Pytia zatruta wyziewami dymu wulkanicznego, doszłam do wniosku,
że pazdziernikowe wybory są już niepotrzebne , bo tak naprawdę one są
już wygrane przez PiS.  
Prezes swym bełkotem (oratorem wszak nie jest) idealnie wpasował się
w mentalność większości Polaków, która niestety daleko odbiega od
europejskiej.
Gratuluję wszystkim zwolennikom tego przedziwnego ugrupowania-
wreszcie Polska zacznie się cofać w rozwoju i będzie Polską, taką
swojską, zaściankową.
Niedługo zaczniemy się potykać o cokoły milionów pomników najlepszego
(wg słów jego brata) prezydenta nie tylko Polski ale i całego świata.
A prowadzona przez PiS polityka zagraniczna sprawi, że Polska znów
będzie od morza do morza, a Dzikie Pola znów będą nasze i będzie gdzie
poszaleć. 
Wódz na kucyku poprowadzi patriotów na większe i mniejsze wojenki. 
Może nawet jakaś mini husaria na kucykach się pojawi??
Wszyscy zwolennicy tej partii dostaną, jak leci, podwyżki. Pieniądze na
to znajdą się bez trudu - po prostu zostaną wstrzymane wszystkie
krajowe inwestycje (to już raz przećwiczyliśmy, w Warszawie).
Nie poczytamy  już takich czasopism jak Polityka, Forum lub Angora, bo
wg PiS one nie uczą patriotyzmu, za to nawołują do szerokiego otwarcia
oczu i przypatrzenia się rzeczywistości. 
Życiem rodzinnym będzie w 100% sterować  Kościół - być może, że ma
już w zanadrzu jakieś nowe, święte metody zwiększania płodności.
Żadnego świadomego  rodzicielstwa, żadnego in vitro, zero antykoncepcji.
Żadnych badań prenatalnych, niech rodzą się dzieci, nawet  takie bez
mózgu. Jeśli wyżyją to nawet lepiej, takimi łatwiej sterować, nie będą
samodzielnie myśleć. 
Prawdopodobnie zniknie zawód ginekologa - wszak dotykanie i oglądanie
miejsc wstydliwych nadal jest grzechem.
Nie będzie również istotne, co zaleca katolikom Papież - przecież polscy
hierarchowie są od  niego mądrzejsi i wiedzą lepiej. W każdym temacie.
 PiS wyprowadzi również naród ze znienawidzonej przez siebie Unii 
Europejskiej -  zero integracji z tą instytucją, ale niech nadal nam płacą i 
to więcej niż dotąd.
Dla utrzymania ładu zabierze się z powrotem paszporty - znacznie lepiej
jest gdy naród nie włóczy się po świecie i nie widzi jak żyją inni.
Ministrem sprawiedliwości, generalnym prokuratorem oraz ministrem
spraw wewnętrznych będzie jedna i ta sama osoba- oczywiście zaufany człowiek prezesa.  Takie 3 w jednym. W końcu osobnicy z wielorakimi
osobowościami wcale nie są  rzadkością, o czym wiedzą psychiatrzy.


Ale jeżeli pomimo mego naprawdę świetnego pomysłu wybory się
odbędą to nie "olejcie ich", wezcie w nich udział. To nasz przywilej i
jednocześnie obowiązek.
Zastanówcie się również wcześniej nad takimi podstawowymi pojęciami
jak "państwo,obywatel, prawa i obowiązki obywatela,  budżet, wolność"
i zagłosujcie z pełną świadomością tego, że od waszej decyzji zależy
w jakim kraju będziecie żyć - wolnym czy zniewolonym wizją szaleńca.
Poza tym polecam wywiad Jacka Żakowskiego z profesorem Januszem
Czapińskim, znanym psychologiem społecznym - Polityka, nr 38, str.22, 
tytuł "Mamy chleb, chcemy igrzysk". 
Poczytajcie, dopóki jeszcze można kupić Politykę.
Miłej niedzieli wszystkim życzę.

piątek, 18 września 2015

Raj na Ziemi

Wcale nie  żartuję - istnieje raj  na Ziemi. Tyle tylko, że dość daleko
stąd, w połowie drogi pomiędzy Hawajami a Nową Zelandią.
To Wyspy Tokelau. Są to cztery prześliczne atole, leżące w pasie
tajfunów. 
I chociaż tajfuny to raczej mało miłe zjawisko, mieszkańcy, których
jest zaledwie ok.1500 osób, nie chcieli przeprowadzić się  do Nowej
Zelandii.
Wyspy Tokelau były terytorium spornym pomiędzy USA a Nową Zelandią,
a od 1949 r są  zależne od Nowej Zelandii.
Jedynym sposobem dostania się  do tego raju jest podróż drogą
morską, ale przybicie do niektórych atoli jest bardzo trudne.
Można śmiało powiedzieć, że władzę pełni dość długi łańcuszek osób, 
na czele którego stoi królowa Elżbieta II.
Lokalny rząd składa się z przedstawicieli wybranych przez Radę 
Starszych  każdego z  atoli.
Wyspy Tokelau słyną z dwóch rzeczy - produkcji energii odnawialnej
i z tego, że spamerzy z różnych stron świata korzystają z domen
internetowych tych Wysp.
Wyobrazcie sobie, że codziennie rano, gdy miejscowi rybacy wracają
z połowu ryb, każdy mieszkaniec dostaje ryby - dostaje, a nie kupuje.
Obowiązkiem rybaków jest dbałość o wyżywienie wszystkich.
Z kolei  każdy mieszkaniec ma obowiązek pracować dla dobra całej
społeczności. A co należy wykonać ustala oczywiście Rada Starszych.
Wyobrazcie sobie, że obowiązuje tam dość  osobliwa...... "godzina
policyjna". 
U schyłku dnia wszyscy powinni wrócić do swoich domów, by razem
z rodziną spędzić czas i zjeść wieczorny posiłek.
A po kolacji nie wolno już przebywać poza domem.
Jeżeli policja patrolująca uliczki znajdzie kogoś poza domem, ten jest
zamykany w areszcie i karany dodatkową pracą społeczną.
I pomimo tej godziny policyjnej i życia pod dyktando Rady Starszych
wszyscy  mieszkańcy są wciąż radośni i uśmiechnięci. 
Wielu z nich wyjechało kiedyś stamtąd, pokończyli studia i powrócili
by swą wiedzę przekazywać innym, służyć swej społeczności.
Wyspy Tokelau mają niewielką powierzchnię a poza tym naprawdę
niewiele "wystają" ponad powierzchnię Oceanu i zupełnie realna jest
ich całkowita zagłada związana ze wzrostem poziomu wody.
Rozmarzyłam się nieco oglądając dziś film dokumentalny o Tokelau.
Tam jest naprawdę prześlicznie i.....niemal nie ma turystów, bo są
tam zaledwie kilka godzin i wracają z powrotem na statek.
A miejscowi policjanci w granatowych wąskich spódniczkach, nieco
nadmiernie pulchni, wyglądają niesamowicie sympatycznie.



 

czwartek, 17 września 2015

To był upalny,

.....ale bardzo udany dzień, bo wreszcie udało mi się spotkać ze
Stokrotką. 
Ciągle coś nam stawało na przeszkodzie, bo przecież gdy się jest na
emeryturze to  naprawdę ciągle czasu jest za mało.
Poza tym nie chciałyśmy się spotykać gdy były potworne upały i....
umówiłyśmy się na dziś i....był upał.
Mąż się ze mnie z lekka obśmiał, że tak cyrklowałyśmy i wybrałyśmy 
bardzo chłodny dzień, "zaledwie" 28 stopni w cieniu.
Ale to nic, bo siedziałyśmy w prześlicznej, zacisznej kawiarence, wśród 
zieleni, tuż przy stoliku pyszniła się  swymi kwiatami olbrzymia hortensja, 
a my w cieniu sączyłyśmy marokańską herbatkę z trawy cytrynowej i 
mięty.
Aż trudno było uwierzyć, że jesteśmy w  centrum miasta.
           
                                            *****
A wczoraj myślałam, że mnie pokręci ze  złości- miałam wyznaczoną
wizytę do endokrynolożki. Niestety na dość niefartowną godzinę, czyli
na 8,30.
Ponieważ to jest godzina porannego szczytu (ostatnio to u nas cały
dzień niemal jest szczyt poranny), postanowiłam skorzystać z komunikacji miejskiej. Normalnie dojeżdżam do tej przyszpitalnej przychodni dwoma
autobusami, więc obliczyłam, że  jeśli wyjdę z domu o 7,30, to bez  
trudu dojadę na czas.
Schody zaczęły się już na samym początku -autobus nie mógł ruszyć
z przystanku, bo już był korek. 
Potem jechał  tempem kulawego piechura i na miejsce przesiadki 
dojechałam  o 8,10. Biegiem ruszyłam  do drugiego autobusu i.....tu
 pełne zaskoczenie. Nie kursowały już autobusy zastępcze, a  tylko
linia regularna, która kursowała co 30 minut i jakimiś straszliwymi
objazdami. Bo ulica, przy której jest moja przychodnia przyszpitalna,
od dłuższego czasu jest w przeróbce (poszerzana) i zamiast linii
tramwajowej były dwie linie autobusowe- zastępcze. Pogapiłam się
chwilę na rozkłady jazdy, nadjechał "normalny" autobus, wsiadłam i
dowiedziałam się, że owszem,ta linia kursuje objazdem pod szpital, ale
ten konkretnie wóz jedzie do zajezdni, więc tam nie dojadę. A następny
będzie za pół godziny, ale nie jest pewne czy aby też nie będzie
jechał do zajezdni. A tramwaje nadal nie jeżdżą tą trasą. No cóż -
zaklęłam w duchu bardzo szpetnie, wysiadłam na najbliższym przystanku, 
spojrzałam na zegarek i..... pojechałam z powrotem do domu.
Byłam  wściekle niewyspana i głodna i perspektywa spędzenia jeszcze
kilku godzin w tym stanie wcale mi nie odpowiadała.
Za to do domu jechało mi się  całkiem szybko, bo trafiłam na linię
pośpieszną.
No cóż, prawdę mówiąc i tak niczego nowego się od tej lekarki nie dowiem
o czym bym nie wiedziała.
 
 

środa, 9 września 2015

Mix

Nogę jeszcze mam, a wraz z nią pakiet w postaci zapalenia żył 
powierzchniowych- to skutek tego uderzenia.
No więc: łykam, smaruję, masuję, leżę - atrakcje, no nie?

                                    *****
Mój starszy Krasnal  w dniu 1 września , już jako drugoklasista,
wraz z kolegą z trzeciej kalsy, przyjmował do grona uczniów nowego
pierwszaka. Tym samym awansował na opiekuna nowego ucznia.
Uważam, że to bardzo miły zwyczaj, bo wytwarza więz między 
dziećmi.
Jak już  tu kiedyś pisałam, Krasnal ma chodzić na matematykę do klasy 
czwartej, a  na lekcje francuskiego do klasy III. Resztę czasu będzie
spędzał w swojej II klasie.
Ale nagle Krasnal zauważył, że nie będzie chodził na francuski  "bo
francuski jest dopiero od klasy III, a ja jestem w klasie II".
Córka popatrzyła na niego i zapytała: "a chodzenie na lekcje
matematyki  do klasy IV to nie będzie ci przeszkadzało?" Krasnal się
z lekka  zapowietrzył.
Oczywiście  wszystko to są próby i jeśli się okaże, że drugi język
obcy jest dla niego zbytnim obciążeniem, nie będzie na ten francuski
chodził, pozostanie mu tylko angielski, który ma od żłobka, ale
poza szkołą.
Nikt wszak nie ma zamiaru katować dziecka nauką.

                                   *****
Chór, do którego należy Krasnal, będzie występował w berlińskiej
Filharmonii. I oczywiście dziadkowie i druga babcia mają być na
tym występie.
Na tym, który był teraz na początku września była tylko tamta
babcia.
Poza tym Krasnal już się nieco ucywilizował - wreszcie pozwolił by
mu do białej koszuli dopięto (jak wszystkim członkom ) elegancką
niebieską muszkę, ścierpiał białą koszulę (nienawidzi koszul) i....
łaskawie na sam występ założył normalne pantofle zamiast
adidasów. I już w czasie występu nie trzyma rąk w kieszeni.
Ciężkie życie chórzysty, jak z tego widać.




 
                              

sobota, 5 września 2015

Mix

Jestem uziemiona. W środę jakaś wątła staruszka wjechała mi koszem metalowym w piszczel lewej nogi. 
I może nie byłoby to nic wielkiego, gdyby nie fakt, że walnęła mnie
akurat w mój pracowicie wystany  żylak.
Już wczoraj mnie noga pobolewała, no ale teraz to ledwie chodzę.
Wyciągnęłam z zamrażalnika dyżurną torebkę mrożonej ciętej
fasolki szparagowej i pracowicie przykładam i traktuję  piszczel
maścią z kasztanowca.
I tak sobie leżymy we trzy- ja, fasolka i robota, którą miałam zrobić. 

                                       *****
No a skoro już muszę raczej leżeć niż siedzieć, to włączyłam sobie
telewizorek- od miesiąca mam nowy dekoder kablówki i razem
z nim  mnóstwo programów "podstawowych", więcej niż było ich
dotychczas. Ku zdziwieniu obsługi zrezygnowaliśmy zgodnie z HBO, 
bo i bez tego mamy co oglądać. 
Oczywiście pół dnia przeleżałam wgapiając się w programy o świecie
zwierząt. Trafiłam na zwierzaki z Borneo i Sumatry.
Oglądając te wszystkie cudowności doszłam do dość smętnego
w sumie wniosku - samoregulujący się świat natury jest znacznie
lepiej funkcjonującym światem niż świat człowieka myślącego.
Życie  na zasadzie "jesz albo sam jesteś pokarmem" jest naprawdę
niegłupie.
Przede wszystkim nic się nie marnuje -wszystko zostaje zjedzone lub
zagospodarowane.
Nie ma nieudaczników, nie powielają się osobnicy słabi i chorzy.
Żadna samica nie będzie karmiła małego, które ma jakąś wrodzoną
wadę. Nie wiadomo jak one to rozpoznają - nie jeden weterynarz
chciałby posiąść taką wiedzę.
Wiele razy usiłowano tę sprawę rozwikłać - bezskutecznie.
Zwierzęta żyjące w grupach rodzinnych same dbają o to, by nie było 
krycia wsobnego - jedne wypędzają samice osiągające dojrzałość
płciową, inne z kolei samców lub obie płcie.
I tak się zastanawiam, dlaczego człowiek tak rzekomo inteligentny 
stwór zupełnie nie czerpie przykładów z natury a zamiast tego
systematycznie ją niszczy.
Przecież niszcząc naturę zniszczymy z czasem i siebie.

                                       *****
Czy wiecie, że na Borneo żyje najmniejszy na świecie gatunek
nosorożca? Jest nie tylko mały ale i strasznie nieśmiały - po raz
pierwszy wypatrzono  go w  dżungli Borneo dopiero w 2005 roku
dzięki rozstawionym w  dżungli kamerom. Jego wzrost maksymalny
to 0,9  do 1,5 m.
Słonie żyjące na Borneo są też znacznie mniejsze, mają nieco bardziej
okrągłe głowy niż inne słonie, za to trochę większe uszy i są
znacznie łagodniejsze od swych pobratymców z innych rejonów świata.
Na Sumatrze, która jest zaledwie 500 km od Borneo , a która wraz
z Borneo tworzyła kiedyś jeden ląd, słonie  policzono - jest ich
zaledwie 3 tysiące i grozi im całkowita zagłada, bo na Sumatrze
dżungla jest systematycznie wyrąbywana. Miejsce  dżungli, która jest
domem wielu gatunków zwierząt zajmują plantacje palm kokosowych,
które dają mieszkańcom niezły dochód.
Chyba zrewiduję swoje upodobania kulinarne, czyli zrezygnuję z oleju
kokosowego.

czwartek, 3 września 2015

Czas na robienie....

......ostrego dżemu, czyli czatneju (chutney).
W kuchni indyjskiej są dwa podstawowe czatneje- pomidorowy i  
z jabłek.
Czatnej pomidorowy :
składniki:
 a)1kg pomidorów
        i
 b) 3 szklanki gotowego przecieru pomidorowego 
3 łyżki klarowanego masła,
3 łyżki cukru trzcinowego,
1 łyżeczka soli,
1/2 łyżeczki kminku,
1 łyżeczka anyżu,
1 łyżeczka ostrej, mielonej papryki,
1 łyżeczka mielonej kolendry.
Wykonanie:
Pozbawić pomidory skórki wrzucając je do wrzątku na 3-5 minut.
Po tym czasie ostudzić je  zimną wodą i obrać ze skórki.
Pokroić w kawałki i zostawić na sitku na pół godziny by ociekły.
W rondlu rozpuścić masło klarowane, następnie wrzucić pokrojone
pomidory, chwilę je  smażyć. Teraz dodać przecier pomidorowy,
i wszystkie pozostałe składniki.
Gotować na malutkim ogniu często mieszając, aż do osiągnięcia
konsystencji gęstego dżemu. 
Gorący czatnej nakładamy do wyparzonych słoików,zakręcamy,
odwracamy słoiki dnem do góry i pozostawiamy do ostygnięcia.

Czatnej jabłkowy
1kg jabłek (antonówki)
25 dag dowolnych jabłek
1 szklanka wody
1/2 szklanki cukru ( ja używam trzcinowy)
1/2 łyżeczki kminku
1 łyżeczka chili,
cynamon, gozdziki i kurkuma - zależnie od naszych upodobań.
Wykonanie:
Pokroić jabłka, usunąć gniazda nasienne, gotować  z wodą,
często mieszając (ok. 35 minut)
Pozostałe jabłka  obrać, pokroić na kawałki, obsmażyć na
2 łyżkach masła klarowanego.
Do ugotowanego już przecieru jabłkowego dodać cukier,
przyprawy, obsmażone jabłka i gotować do odparowania wody.
Często mieszać, żeby nie przypalić.
Gorącą masę wkładamy do wyparzonych słoików, zakręcamy, 
stawiamy dnem do góry aż do wystygnięcia.

Tym samym sposobem możemy zrobić  czatnej z innych owoców,
np. z gruszek, śliwek, moreli agrestu lub z ich mieszanek.
Czatneje są dodatkami do drugich dań.
Czatnej pomidorowy jest świetnym dodatkiem do makaronu.

Wczoraj upichciłam eksperyment kulinarny, czyli dziwny czatnej:
wpierw usmażyłam na  maśle klarowanym duuużo cebuli cukrowej,
do niej dodałam pokrojoną w kostkę kalarepkę. 
Podlałam nieco wodą, a gdy kalarepka się zagotowała dodałam 
pokrojone w kostkę jabłka,o wdzięcznej nazwie ananasy, przyprawę
curry madras, cukier trzcinowy, sól  i wszystko razem gotowałam aż
do chwili zgęstnienia. 
Na koniec dodałam 3 łyżeczki octu balsamicznego.
Niestety niewiele mi pozostało do napełnienia słoików - po pierwsze
wszystko robiłam "na oko", więc wciąż próbowałam, a gdy już było
gotowe, to nałożyłam sobie sporą porcję na talerz, zamiast zwykłego
obiadu.
Jestem pewna, że ten nieco dziwny czatnej nie doczeka zimy.