drewniana rzezba

drewniana rzezba

piątek, 13 grudnia 2013

Zarva......

...czyli przerwa. Świąteczna przerwa. Długa. Taka, żebyście ode mnie
odpoczęli. Wrócę w styczniu, może z Trzema Królami? Jeśli się z nimi
nie zabiorę w drogę to będę w połowie stycznia.





Wszystkim odwiedzającym, tym
stałym i przypadkowym
życzę Wesołych  Świąt
oraz
spełnienia  planów i marzeń
w Nowym Roku 





P.S.
Nim usiądziecie na tych fotelach obok choinki, koniecznie
odgarnijcie z nich śnieg.
I nie zapomnijcie porozmawiać, tak od serca, ze swoimi
czworonogami. O tych bezdomnych też pamiętajcie.


poniedziałek, 9 grudnia 2013

Ja się tak nie bawię!

Dzisiejsze przedpołudnie spędziłam głównie w  jednej pozycji -
pozycji mumii siedzącej.
Dawno czegoś takiego nie miałam - otworzyłam zaspane oczęta,
usiadłam i ....padłam z powrotem. Po chwili powtórzyłam czynność,
ale tym razem wstawałam w sposób bezpieczny, czyli wpierw
przekręciłam się na bok, potem odczekałam chwilę i dopiero wtedy
 usiadłam asekurując się ręką. Poczekałam spokojnie aż mi pokój
przestał się kręcić i pomału wstałam . Zataczając się jak pijany zając
powlokłam się po ciśnieniomierz. Wykazał 87/60.
Dzień zaczęłam od dwóch kubków kawy i telefonu do kuzynki,
która jest lekarką. Zgodnie z poradą zaparzyłam sobie "czajówkę",
czyli czarną herbatę "sypaną", 2 łyżeczki na kubek.
Paskudne, ale wypiłam. Po godzinie wzięłam lek na nadciśnienie,
którego dziś nie miałam. A potem musiałam odwołać spotkanie, na
którym bardzo mi zależało.
Od trzech godzin mam normalne ciśnienie, więc postanowiłam
wreszcie zrobić  coś pożytecznego - po wielu, wielu dniach założyłam
zapięcie do agatowego wisiora. Ten biedny agat czekał niemal rok
na oprawę. A prezentuje się tak:

Mnie naprawdę zima nie  służy. Pewnie kiedyś byłam  misiem
przesypiającym  całą zimę.
Jedna z drogich koleżanek zauważyła, że sądząc po figurze to
jest to więcej niż pewne.

niedziela, 8 grudnia 2013

Sernik bezglutenowy....

.....pieczony "na oko".  Miałam go zrobić wczoraj, ale zbyt  długo nie
było wody, a potem leciała brązowa, mętna.
Ale dziś, dalej rozpierana dumą postanowiłam go upiec.
A więc:
utarłam 4  zółtka z 4 łyżkami cukru i cukrem migdałowym. Do tego
dodałam 500 g twarogu pełnotłustego, sernikowego, znów to razem
"pomerdałam", następnie dodałam 1 łyżkę mąki ziemniaczanej i jedną
łyżkę mąki kokosowej- koniecznie przesianej. Jeszcze raz wszystko
dokładnie wymieszałam.
Ubiłam trzepaczką na sztywno pianę z 4 białek, wmieszałam ją delikatnie
do masy.
Piekłam w niedużej tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia.
60 minut, termoobieg, temp. 170 stopni, gdy wstawiałam piec miał 150 st.
Ponieważ jestem ostatnio jakoś mało przytomna, to upiekłam ten sernik
w takim czasie, że był gotowy dokładnie w porze obiadowej.
I jakoś tak się stało, że połowy  sernika już nie ma - posłużył za  obiad.
Co zabawniejsze, nie chciało mi się dziś wyciągać  miksera więc wszystko
robiłam jak w ubiegłym wieku. Byłam pewna, że nie wyjdzie - ale on wyszedł.
Jestem na etapie testowania mąki kokosowej. Podstawowy mankament, że
ma tendencję do zbrylania się, więc trzeba ją dodawać przesiewając.
No ale już wiem, że jest  świetna do sernika.
Teraz sprawdzę jak wypada  w biszkopcie. Przecież muszę jeść coś dobrego
w święta.

sobota, 7 grudnia 2013

Jestem dumna i blada.

Dostałam dziś wiadomość od córki, że starszy  Krasnoludek zdobył
dziś swą pierwszą poważną odznakę pływacką. Skoczył z podestu
do wody, przepłynął sam  żabką 25 metrów, zanurkował na dno
basenu i wyłowił krążek. Wykonał wszystko tak, jak mu trener
kazał.
Płynął na dużym obcym basenie, bez obecności rodziców.
Na dowód są zdjęcia, robione przez pomocnika trenera:




A poniżej mój niemal 5-cio latek z odznaką:



Ogromnie się z tego cieszę, bo podobno 90% dzieci nie wykonało tego
we właściwy sposób, niektóre wcale nie przepłynęły, bo były bardzo
zestresowane, a jeszcze inne zamiast płynąć do końca basenu podpływały do
trenera, który szedł wzdłuż brzegu.
 A nasz  Krasnoludek pokonał stres - obcy, duży basen , nieobecność rodziców,
dość długie czekanie na swoja kolejkę. Dzielny maluch!!!
                                           ****
Miałam na dziś bardzo rozległe plany. Zwlokłam się rano z łóżka ( bo zimą to
ja do dwunastej nie wiem, czy aby żyję), potuptałam do kuchni by zrobić sobie
poranną kawę i.....okazało się, że wody nie ma w kranach.
Nim się zdążyłam ubrać zajechał pod dom  wytworny beczkowóz, więc nawet
nie musiałam daleko iść po wodę.
No ale wszystko mi się powywracało do góry nogami i niczego z planowanych
rzeczy nie zrobiłam.
Okazało się, że w nocy pękła rura na naszej ulicy. Ale teraz już włączyli wodę.
                                          ****
Cierpła mi skóra, gdy oglądałam  w TV reportaże z dróg Kujawsko-Pomorskiego.
Masakra, ogromnie współczuję wszystkim, którzy padli ofiarą tego  szalonego
wiatru.
Osobiście mam awersję do zimowego podróżowania samochodem po szosach.
Nie wiem dlaczego, bo niemal co roku pokonywaliśmy zimą trasę do Zakopanego
i tylko raz pojechaliśmy w strone Chyżnego, bo wszystkie  znaki informacyjne były
zalepione śniegiem. Ale dość szybko zorientowaliśmy się, że coś tu nie gra:)
Za to kiedyś powrót  expresem "Tatry" z  Zakopanego do Warszawy dał nam
niezle w kość, bo zamiast być na miejscu o godz.23,00  byliśmy dopiero o 6 rano-
trzasnęła z mrozu sieć trakcyjna i pociąg stał do rana w polu - bez ogrzewania,
a na dworze było zaledwie -26 stopni. Nikomu nawet na myśl nie przyszło by
ściągnąć pociąg lokomotywą spalinową do stacji, która była zaledwie 10 minut
drogi od miejsca awarii.
Milej niedzieli Wszystkim:)


piątek, 6 grudnia 2013

A u mnie....

.....jest w tej chwili tak:
Jest godzina 13,15.
A miałam wybrać się do apteki.

Mój drogi mąż bardzo dba, bym przypadkiem nie zmarła z nudów.
Przedwczoraj zafundował mi emocje- bardzo niezdrowe emocje.
Wstał rano pół żywy, a po południu dostał temperatury, skromne
38,5. W jego przypadku to już sporo, więc "od ręki" zapisałam go
wczoraj do lekarza - oczywiście prywatnie.
Ale nim trafił do lekarza wmusiłam w człowieka "końskie" dawki
starej, poczciwej Wit.C, czyli 3 razy dziennie po 200 mg.
Oczywiście do lekarza i tak pojechaliśmy. Przyznałam się bez bicia
co zafundowałam mężowi  i pan doktor mnie......pochwalił.
We wtorek jedziemy na kontrolne echo jego serducha, choć szmer
zastawkowy wg doktora jest prawidłowy.
Wczoraj około południa mój  ślubny oscylował około 37,0 a dziś rano
wróciła normalna jego temperatura, czyli poniżej 36,0.
Nadal bierze wit.C.

Ponad 2 miesiące temu przeczytałam w pewnym czasopiśmie medycznym
artykuł nt. niedoceniania przez współczesną medycynę dużych dawek
witaminy C.
Dziś już nikt chyba nie pamięta, że w szczytowym okresie zachorowań
na polio, w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, amerykański biolog,
Frederick R.Klenner opracował kurację dużymi dawkami witaminy C.
Były to dawki naprawdę duże od 6 tysięcy do 20 tysięcy mg w ciągu doby.
Część leku była podawana w tabletkach, część w zastrzykach.
Wśród wszystkich pacjentów objawy polio cofały się po 4 dniach.
Kuracja  taka zastosowana również i u tych pacjentów, u których polio już
spowodowało  paraliż, też dała pozytywne rezultaty. Paraliż ustąpił, pacjenci
powrócili całkowicie do zdrowia.
W pózniejszych latach dr. Klenner  leczył dużymi dawkami wit.C również
inne choroby - np. wirusowe zapalenie  wątroby typu A i B.
Leczył też małych pacjentów chorych na zapalenie mózgu, odrę, świnkę,
różyczkę. Pierwszymi pacjentami były jego własne córki.

Kontynuatorami tego tematu byli trzej amerykańscy uczeni- internista
Robert Cathart, biochemik Irving Stone i noblista, chemik Linus Pauling.
Stali się pionierami szerokiego zastosowania wit.C do leczenia chorób
zakaznych. Wykazali m.innymi, że duże dawki tej witaminy stosowane
u nosicieli wirusa HIV powodowały u nich "spowolnienie, zatrzymanie a 
czasami cofnięcie  się na kilka lat" procesu niszczenia  limfocytów T
przez wirus HIV.

Pozostaje pytanie - dlaczego walą w nas antybiotyki i różne inne bardzo
drogi leki, zamiast szpikować nas w razie potrzeby dużymi dawkami wit.C?
Odpowiedz jest prosta- wit.C jest tania, jej sprzedaż nie przyniesie koncernom
farmaceutycznym dobrych zysków.

Zdecydowałam się "nakarmić" męża zwiększoną dawką wit.C bo miesiąc
temu zaczęło mnie znów boleć gardło i dostałam kataru - zafundowałam sobie
tylko 10 gramów witaminy C na dobę  i...po  1 dniu zniknął mi katar, po dwóch
dniach zniknęły ropne naloty na jednym z migdałów.

Tak wyglądają wytyczne doktora Klennera:
ostre przeziębienie  - od 60 do 100 gramów wit  C na dobę w 8 lub 15dawkach
grypa                        - 100   do 150      -"-                               -"-
wirusowe zapalenie płuc
i inne grozne infekcje 150 - 200+   gramów    12  lub  18  dawek.

Gdybyśmy się chcieli leczyć takimi dawkami jak rekomendował dr. Klenner
lub Cathart, musielibyśmy zjeść na dobę:
857 pomarańczy, lub 857 szklanek truskawek lub 750 szklanek brokułów.


poniedziałek, 2 grudnia 2013

I jak myślicie?

Uprzejmie donoszę, że znów byliśmy w tym sądzie. Rozprawa miała
się  zacząć o godz. 13,30. Miała, ale się nie zaczęła, było małe,
półtoragodzinne  zaledwie opóznienie.
Sprawa jest niemal zakończona - niemal, bo jak się Wysoki Sąd
raczył wyrazic "wszystko jest w porządku, a to co mówili  świadkowie
jest zgodne z prawdą", co Wysoki Sąd raczył sprawdzić w katastrze.
Ale, żeby wszystko było wielce zgodne z litera prawa, należy teraz
wyłożyć 650 zł polskich i dać anons do Gazety Wyborczej, że zapadło
orzeczenie w sprawie o zasiedzenie.
Następnie należy przynieść Wysokiemu Sądowi kwitek z owej
Gazety Wyborczej, że ogłoszenie zostało zamówione i opłacone i
wtedy, po 3 miesiącach od jego ukazania się, odbędzie się końcowa
rozprawa.
Mam pomysł na biznes - trzeba zacząć wydawać jakiś dziennik ,
w którym byłyby  same ogłoszenia  o toczących się sprawach
sądowych a do tego  drobne historyjki kryminalne dla umilenia
życia czytelników. Można by zastosować dampingową cenę tych
tych ogłoszeń, a historyjki pisaliby amatorzy - nagrodą byłoby to,
że ktoś ich drukuje i ktoś czyta.
Przy okazji następny donos - kolano nic a nic nie boli, ręką mogę
ruszać bez bólu, tylko siniak jest paskudny.
Ale go traktuję odpowiednim żelem i maścią arnikową. Delikatnie,
bo za dotknięciem boli, jak każde stłuczenie.
Rozmawiałam dziś z własną córką -około czwartku podeśle mi
listę prezentów, bo oprócz tych świątecznych musimy przywiezć
prezenty urodzinowe dla Krasnoludków- starszy ma  5 urodziny
7 stycznia, młodszy 17 lutego kończy 3 lata.

niedziela, 1 grudnia 2013

Mix, chyba o niczym ważnym

Wczoraj wreszcie przywiezliśmy regał na książki. Dałam czadu
wpadając do sklepu przez magazyn - efekt- rozbite kolano i łokieć.
Potknęłam się o próg a łapiąc równowagę poślizgnęłam się na mokrym
i zabłoconym PCV. Grunt to mieć odpowiednie  wejście. Mój osobisty
mąż omal nie zemdlał z wrażenia.
 Dziś zajmowałam się głównie układaniem książek, co zajęło mi
niemal cały dzień - nie dlatego, że  tyle książek, a  dlatego, że przy
okazji pooglądałam ukochane albumy. Przecież nie można  bez
 zajrzenia do środka postawić na półce albumów impresjonistów lub
secesjonistów. No w każdym razie ja nie mogę.
                                             *****
Dziś sobie uświadomiłam, że już bardzo niedługo wyjeżdżamy, czyli
za dwa tygodnie będzie żegnaj Warszawo na miesiąc.
A ja muszę jeszcze zrobić sobie na wyjazd czapkę, skrócić spodnie,
wybrać się do lekarza po leki bo przez to, że mi odwołano termin
u endokrynologa , zabraknie mi leków na czas pobytu poza domem.
A jutro znów lądujemy w sądzie - mam nadzieję, że tym razem to
już ostatnie posiedzenie.
Sprawa zupełnie błaha, a ciągnie się i ciągnie, choć wszyscy zainteresowani
są zgodni - zero pretensji do spadku, zgadzamy się na wszystko, tylko
Wysoki Sąd nie miał czasu zapoznać się dokładnie z aktami sprawy.
Dla mnie to zwykły skandal, ale tli się we mnie podejrzenie, że rozprawy
są płacone dodatkowo. Im więcej rozpraw tym  więcej pieniędzy - dla
Wysokiego Sądu.
                                           *****
Ciekawa jestem jak wypadną mi święta w wersji bezglutenowej.
Na wszelki wypadek zabieram ze sobą przepisy na "bezglutenowce".
Na szczęście sernik wiedeński jest bezglutenowy i cała rodzina go
lubi.
Miłego tygodnia Wam życzę;)