Czy wiecie, co jest najbardziej deficytowym towarem? Nie, nie szczęście -
tym deficytowym towarem jest myślenie. Teoretycznie wszyscy myślimy,
z tym, że niektórzy nałogowo wyłączają funkcję zwaną myśleniem. Gdy już
życie im się całkowicie poplącze, zapytani dlaczego tak a nie inaczej postą-
pili, nie znają odpowiedzi, lub cichutko przyznają : " nie pomyślałam/łem."
Mieszkam w tym samym miejscu już 37 lat, a mimo tego nie znam wielu
osób mieszkających nie tylko na mojej ulicy, ale nawet w tym samym
bloku. Taka mało towarzyska jestem. A do tego nie lubię stać na ulicy i
mleć ozorem. Mam za to inną, koszmarną cechę - uśmiecham się do dzieci
i zagaduję do psów. Uśmiecham się do dzieci, bo w ten sposób one uczą się
uśmiechać nawet do obcych, zagaduję do psów, bo sama mam psa i znam
prawie wszystkie.
Ze 3 lata temu uśmiechnęłam się do ślicznej małej dziewczynki, która od tej
pory zawsze mówiła mi z uśmiechem "dobly" i czasem coś opowiadała, a to
o lalce, którą niosła, a to o kaloszach, które miała na nóżkach. Towarzyszyła
jej bardzo szczupła kobieta o figurze modelki i czasem wymieniałyśmy uwa-
gi na temat pogody. Zauważyłam,że One mieszkają kilka klatek ode mnie,
w tym samym bloku. Pewnego dnia mała zaćwierkała do niej per "babciu",
a mnie aż szczęka opadła. Pani zauważyła moje zdziwienie i wyjaśniła, że
jest faktycznie babcią małej. I wtedy coś w niej pękło, bo nie pytana, zaczęła
mi opowiadać.
Mała była nieślubnym dzieckiem jej córki, którym ona się opiekuje, bo
córka mieszka z jakimś facetem, który nie życzy sobie "bachora" w domu.
Do małej przyjeżdża bardzo rzadko, tylko wtedy, gdy partner o tym nie wie.
Gdy ją spotkałam następnym razem odprowadzała małą po raz pierwszy do
przedszkola. I powiedziała, że córka wróciła do domu, bo właśnie jest w ciąży,
ale partner nie życzy sobie tego dziecka i ją wyrzucił z mieszkania, w którym
oczywiście nie była zameldowana.
Za kilka miesięcy zobaczyłam tę córkę z maleństwem i starszą córeczką. Po
pewnym czasie zniknęła, zostawiając mamie drugie dziecko. Po jakimś
czasie zabrała maleństwo, twierdząc, że tym razem trafiła na człowieka,
który ją kocha, zgadza się by wzięła ze sobą dziecko ( ale tylko to mniejsze,
bo o starszej córeczce nic nie wiedział) i że tym razem to wszystko będzie
pięknie, bo oni się pobiorą. Idylla nie trwała zbyt długo, plany małżeńskie
rozwiały się, gdy tylko okazało się, że będzie kolejne dziecko. Jest tylko
jedna zmiana- partner chce koniecznie odebrać "swoje" dziecko, gdy tylko
przyjdzie ono na świat, bo co to za matka, która miewa nieślubne dzieci.
I nawet jej z domu jeszcze nie wyrzucił, choć jej wciąż robi awantury.
Sąsiadka, ilekroć mnie spotka zadaje mi retoryczne pytanie, co ona ma zrobić.
A ja naprawdę nie wiem. Bo to nie jest jakaś patologiczna rodzina, ta
córka pracuje i nawet robi jakieś studia zaoczne, dba o to dziecko, które
jest razem z nią. Z kolei ja zadałam sąsiadce pytanie, czy córka wie, że
istnieje coś takiego jak antykoncepcja.I wiecie co - ona wie, ale jej partnerzy
lubią spontaniczność i naturalność w tej materii, więc wszystkie środki,
jako nienaturalne, odpadają.
I powiedzcie mi, czy nie mam racji,że myślenie jest towarem deficytowym?
Ostatnio, gdy wychodzę z domu i widzę na horyzoncie sąsiadkę, zmieniam
kierunek drogi. No bo co ja mam jej na to wszystko powiedzieć?