muszę o tym napisać. Coś mnie wczoraj podkusiło by wieczorem poczytać
świeżo nabyte FORUM.
Jak zwykle zaczęłam od przedostatniej strony, bo bardzo lubię "magię
liczb". Najbardziej mnie rozbawiła wiadomość, że do całodobowej
obsługi bezzałogowego samolotu typu Predator potrzeba aż 168 osób.
Pocieszyła mnie również wiadomość, że pewna 10 letnia kotka z hrabstwa
Devon w Anglii, po 4 latach nieobecności powróciła do swego domu.
A powaliła mnie na kolana wiadomość, że 15 tysięcy Czechów podczas
spisu ludności w rubryce "wyznanie" podało "zakon Jedi".
****
A potem już mi nie było wesoło, bo przeczytałam przedruk z "Die Zeit."
Może wpierw powinnam Wam wyjaśnić moje stanowisko w dwóch
sprawach: przeszczepów oraz eutanazji. Wiem, to bardzo kontrowersyjne
tematy i zwykle prowadzą ludzi do kłótni. Ale nie da się ukryć, że oba tematy
mogą w pewnej chwili i nas dotknąć.
Z wypiekami na twarzy przeczytałam dawno temu książkę o pierwszym
przeszczepie serca,dokonanym w Kapsztadzie przez dr Barnarda. Potem z
uwagą śledziłam ten temat nie tylko w zakresie kardiologii ale i implantologii
w ogóle. Udało mi się obejrzeć sporo ciekawych filmów dokumentalnych z
tego zakresu,w czasie których zdobyłam sporo wiedzy na ten temat.
I pomału, pomału, mój entuzjazm dotyczący implantologii zaczął opadać.
Oczywiście, do wiadomości ogółu podaje się tylko pozytywne przypadki,
a jeśli cały wysiłek spełznie na niczym, komunikat brzmi "organizm niestety
odrzucił przeszczep". Ale nikt nie podaje szczegółów, a okazuje się, że
bardzo często przeszczepiony narząd zaczyna chorować tak samo jak ten,
w miejsce którego go wszczepiono. Tak bywa w przeszczepach nerek,
serca również. Moją uwagę zwróciła wypowiedz pewnego kardiochirurga,
który powiedział, że w trakcie pobierania serca do przeszczepu czuł się
jak szaman indiański.
Wiecie dlaczego? Bo oni wyrywali z serce z żyjącego jeszcze człowieka.
Skojarzyło mi się, że faktycznie, dawca do samego końca jest podłączony
do respiratora, bo martwego serca nie bierze się do przeszczepu.
A potem córka mojej znajomej wpadła pod samochód i leżała w śpiączce.
Po mniej-więcej miesiącu zaczęli rodzinę namawiać, by jednak odłączyć
dziewczynę od respiratora, bo jest już odkorowana, mózg nie pracuje,
nie ma żadnej nadziei, a jej serce mogłoby komuś uratować życie.
Ale matka nie chciała się zgodzić, całą dobę ktoś był przy dziewczynie,
trzymali za rękę, przemawiali do niej, głaskali, całowali i stał się cud.
Zaczęła sama oddychać, pomaleńku wróciła do świata żywych.
I w tym momencie zaczęłam się zastanawiać na ile można ufać opinii, że
ktoś już jest martwy, bo wykres pracy mózgu jest płaski.
Co do eutanazji - osobiście chciałabym mieć możliwość przeniesienia się
w niebyt , zwłaszcza w sytuacji gdy będę bardzo cierpieć lub stanę się
roślinką. Skoro na ogół nie możemy rodzić z godnością to może choć
umrzeć można by z godnością?
***
W Europie eutanazja jest prawnie dozwolona w Holandii, Belgii, Albanii,
Luxemburgu oraz w pewien ograniczony sposób w Szwajcarii. Poza
Europą - w Japonii oraz w dwóch stanach USA : Teksasie i Oregonie.
***
Przypadek, opisany w Die Zeit miał miejsce w Belgii, w 2005 roku, ale
sprawa została ujawniona dopiero 4 lata pózniej. Dotyczył 43-letniej
kobiety, która w wyniku udaru mózgu stała się niepełnosprawną,
wymagającą pomocy we wszystkich sytuacjach życiowych, ponadto
miała uszkodzony wzrok. Kobieta podjęła decyzję o eutanazji. I nie
byłoby żadnych kontrowersji, gdyby nie fakt, że kobieta zażądała, by jej
zdrowe narządy przeznaczono do przeszczepów osobom tego
potrzebującym. W związku z tym śmiertelny zastrzyk (wszystko było
uzgodnione) pacjentka otrzymała na sali operacyjnej. Pobrano od niej
trzustkę, wątrobę, nerki , co pozwoliło ponoć uratować życie pięciorga
dzieci, bo wątrobę rozdzielono pomiędzy dwóch biorców. Serca nie
pobrano, nie pobiera się martwego serca.
A ja, po przeczytaniu tego wszystkiego zaczęłam się zastanawiać czy
fakt, że na swoje życzenie została dawcą organów nie spowoduje,
że eutanazja, w obawie przed nadużyciami , zejdzie w pewnym sensie
do podziemia.
A skąd te obawy? Transplantologia się rozwija, a organów wciąż brak.
Jak zabezpieczyć dobro pacjenta, który ma dość życia w cierpieniu?
I , czy pacjent może w testamencie zaznaczyć,że gdy zachoruje i nie
będzie dla niego ratunku to chce być uśpiony na zawsze?
No i zamiast spać, leżałam i rozmyślałam nad pozytywami i negatywami
postępu w medycynie. Zasnęłam nad ranem, a musiałam niestety
wcześnie wstać i cały dzień chodziłam z lekka nieprzytomna. No cóż,
głupich nie sieją, sami się rodzą.