....mikstura.
Kochani, zamiast dziękować każdemu z osobna, to dziękuję Wam wszystkim-
Wasze życzenia zmobilizowały mnie do:
1.Położenia się do łóżka zaraz po odwiezieniu Krasnala do szkoły, co nastąpiło
około godz.8,15
Przespałam (ku wielkiemu zaniepokojeniu męża) aż do godz.15,00.
Nie wiem jak jest u innych, ale ilekroć coś mi nawala, sen jest dla mnie
podstawowym lekiem.W każdym razie obudziłam się nie tyle zdrowsza co
nieco bardziej przytomna. Postanowiłam nawet, że wybiorę się do lekarza, ale
gdy zmierzyłam sobie temperaturę (35,9 a normalnie mam 35,1) , obejrzałam
gardło z fantastycznym ropnym nalotem na prawym migdałku i sięgnęłam do
zasobów pamięci w swoim osobistym, biologicznym komputerze ( tzn.mózgu),
zrezygnowałam z tego pomysłu, bo zaraz stanął mi przed oczami horror, który
przeszłam po ostatniej kuracji antybiotykowej.
Pomysł z pójściem do lekarza został SKREŚLONY.
Nigdy więcej tego horroru o nazwie rzekomobłoniaste zapalenie jelit.
2. Własnego pomysłu kurację zaczęłam dziś rano, zakładając, że godzina 10,00
to jeszcze rano.
Potrzebowałam do niej bardzo dojrzałego, rozpacianego banana, cynamon,
imbir, kurkumę, czosnek i miód.
"Rozciapcianego" banana wymieszałam starannie z łyżeczką cynamonu,
łyżeczką kurkumy,łyżeczką imbiru, łyżeczką miodu i zmiażdżonym ząbkiem
czosnku.
Nie jest to z pewnością coś, co każdy by zjadł z rozkoszą, ale dało się zjeść
i to nawet bez odruchu wymiotnego.
Jak na razie to mniej już kaszlę, a nalot na migdałku mam zamiar zlikwidować
płukanką z mocnej czarnej herbaty i łyżeczki sody czyszczonej. Wg pewnego
speca od medycznych zastosowań sody czyszczonej po kilku płukaniach tą
mieszanką nalot zniknie. Sprawdzimy.
Ową bananowo-przyprawową miksturkę dziś powtórzę jeszcze 2 razy i przez
najbliższe dwa dni nie dam się wyrzucić z domu na żaden spacer .
Wszak to głównie od świeżego powietrza wyginęła pewna potężna armia a nie
od tego, że siedzieli w domach.