drewniana rzezba

drewniana rzezba

sobota, 31 października 2020

O niczym.........

 ............................czyli jak zwykle u mnie.

Kilka dni nie wychodziłam z domu- bo padało, bo było zimno, bo mi się nie chciało, bo musiałam zrobić sobie czapkę na jesień bo.....zawsze mam,  zawsze znajdę pretekst do zostania w domu, jestem w tym wybitnie utalentowana. A zamiast wychodzenia aplikowałam sobie  różne ćwiczenia, najchętniej w rytmie tanga. Dla chętnych na tego rodzaju aerobik polecam ten zestaw muzyczny:


Tylko "przećwiczcie" całe 48 minut i 27 sekund. Najprostsze, dla początkujących, to po prostu pochodzenie ( bez przerw) do rytmu, najlepiej przy otwartym oknie.

A czapkę zrobiłam  szydełkiem z bawełny:


 

Dziś rano zajrzałam do lodówki i wpadłam w zadumę - czy wytrzymam dwa dni żywiąc się  jogurtem greckim , zapiekanką z kapusty w cieście owsianym i światłem?

Na szczęście o 11,00 przestało padać, więc wyruszyłam  do sklepu. Co prawda było wzrokowo bardzo jesiennie, mokre chodniki, rozmiękłe liście na chodnikach, za to cieplutko  - aż 16 stopni.

Gdy otworzyłam drzwi  wyjściowe z mieszkania  nieco zdębiałam- na wycieraczce było to:


A na karteczce informacja, że to poczęstunek od nowych sąsiadów, Naji , Saly i ich  sześcioletniego synka Sama. I że martwi ich, że  znów wzrosły zachorowania na covid i tylko tak mogą się ze mną przywitać. I życzenia zdrowia dla mnie.

Ale się natłumaczyłam tego tekstu, tyle tylko, że nie mam pojęcia gdzie oni mieszkają - na pewno nie na moim piętrze, bo na moim mieszka  dwóch  całkiem fajnych młodych facetów, ten obok to jest jakiś wielce przywiązany do roweru bo go zawsze targa (windą) na to nasze III piętro, choć na podwórku jest miejsce dla rowerów a drugi, z przeciwka,  wraca do domu raczej nocą a wstaje o świcie.

Tak naprawdę to nawet z widzenia nie znam lokatorów, ale sądząc po nazwiskach na tablicy domofonowej przy bramie (to tutejsza interpretacja RODO)  to jest tu wielce międzynarodowe towarzystwo. Budynek ma dwie oficyny, co w sumie daje ok. 30 mieszkań.

Wyraźnie mieszkańcy mojej dzielnicy oprzytomnieli i przed  kolejnym lockdownem nie było dziś w sklepie kolejek,  nawet był papier toaletowy. W 15 minut kupiłam to co potrzebowałam, nie będę się przez weekend żywić tylko światłem i zapiekanką.

Na koniec moje pelargonie na tle jesiennego drzewa:

Nawet w lecie nie miały tylu kwiatów.

Miłego weekendu dla Was.

piątek, 30 października 2020

Polecam......

........................z wielkim przekonaniem.

Covid szaleje, więc przeczytajcie, proszę tekst, który jest u naszej blogowej Koleżanki, jako że nie znamy dnia ani godziny:

https://poranek55.blogspot.com/2020/10/chronmy-sie.html

U mnie dziś  jak nie leje to pada i dla zmyłki mży . Uważajcie na siebie, te zmienne temperatury , wilgoć i wiatr mogą zapoczątkować jakieś przeziębienie. A porady na blogu Jaskółki są napisane przez lekarza i mogą się  przydać w "zwykłym przeziębieniu"jak i "w zwykłej grypie". 

W końcu nie wszyscy załapiemy się na covid😁 i  tego nie załapania się wszystkim życzę.

środa, 28 października 2020

A więc od 2 listopada....

 ...................... do końca miesiąca lockdown w wersji light.

Oczywiście  maseczki na buźkach w tych samych miejscach co teraz. 

Spotykać się mogą razem tylko osoby z dwóch "gospodarstw" domowych,  dozwolona liczba nie może przekroczyć 10 osób. Zaleca się powstrzymanie od niepotrzebnych  prywatnych  podróży do krewnych i znajomych. Hotele i pensjonaty będą przyjmować tylko tych co podróżują służbowo.

Bary i restauracje będą pracować  tylko "na wynos" lub mogą dostarczać  jedzenie do domu. Stołówki pozostaną czynne.

Wszystkie  firmy powinny w jak największym stopniu umożliwić swym pracownikom pracę zdalną.

Baseny, kluby rekreacyjne, kluby fitness będą zamknięte. Dozwolone jest bieganie w pojedynkę lub w parze. Mecze Bundesligi będą się odbywać bez kibiców na trybunach.

Teatry, kina, parki rozrywki, sale koncertowe, salony gier, punkty bukmacherskie gabinety masażu, studia tatuażu będą  zamknięte. Czynne będą zakłady fryzjerskie oraz gabinety fizjoterapeutyczne.

Szkoły i przedszkola nadal czynne. Czynne pozostaną  również instytucje pomocy społecznej i młodzieżowej.

Sklepy i hurtownie będą czynne, ale  mają pilnować by jednorazowo  w sklepie przebywała odpowiednia ilość osób - na 10m.kw może być tylko jedna osoba. No i muszą zapewnić dostępność środków dezynfekcyjnych.

Mniejsze firmy dostaną pomoc finansową w wysokości  do 75% swoich  obrotów w stosunku do analogicznego okresu z ubiegłego   roku, większe firmy dostaną do 70%.

Na razie tyle nowości. Nie jest źle, mogło być gorzej. 

A dla uspokojenia skołatanych nerwów proponuję obejrzeć "Giselle"


 I coś dla miłośników opery:

Oczywiście oglądajcie i słuchajcie na YT.

Miłego dla Was;)

wtorek, 27 października 2020

Mam się świetnie ........

.........................................czyli tak jak covid . Co prawda nie przemieszczam się po całym świecie, ale się trzymam- zupełnie jak ten covid.

Przejrzałam dziś wykaz kar w poszczególnych krajach za nieprzestrzeganie przepisów sanitarnych związanych z  epidemią.

W Niemczech każdy Kraj Związkowy ma własne przepisy. W Berlinie za brak maseczki w miejscu, w którym należy  ją mieć zapłacimy 500€. Noszenie maseczki obowiązuje w środkach komunikacji, sklepach, w zamkniętej przestrzeni  publicznej oraz na kilku ulicach Berlina. Wysokie kary są nakładane na restauratorów, którzy nie dopełnią obowiązku zebrania danych kontaktowych od  swoich gości. Osoby podające fałszywe dane też są karane wysokim mandatem. 

W Bawarii za brak maseczki w środkach transportu zapłacimy 250€.  W Hamburgu - tylko 80€, ale za podanie  nieprawidłowych danych kontaktowych 150€. W Słowacji - kara wynosi do 1000 €,  w Czechach kara może wynieść do 10 tysięcy koron czeskich ( czyli 1600 zł PL). W Moskwie kara od 4 do 5 tysięcy rubli, czyli 200 do 250 zł PL.

W Hiszpanii za nieprzestrzeganie przepisów sanitarnych- covidowych zapłacimy do 100€,   we Francji- 135€, ale "recydywiści" już 1500€ a nawet 3750€ + 6 miesięcy więzienia.   W Wielkiej Brytanii : 200 funtów w Anglii, 60 funtów w  Szkocji, Walii i Irlandii Płn. Recydywa to dwukrotny koszt kary aż do 6400 funtów. Oprócz tych kar "maseczkowych" za spotkanie towarzyskie w gronie więcej niż 6 osób zapłacimy 200 funtów.   Irlandia za  brak maseczki ukarze nas mandatem do 500€, a za organizowanie lub tylko uczestnictwo w domowych imprezach wzbogacimy kasę państwową nawet do 1000€ i/lub posiedzimy przez miesiąc w  areszcie.  Włosi ukarzą  nas mandatem od 400 do 1000€, a Portugalia  wystawi mandat na kwotę 120 - 350 €.

A jeśli ktoś chce koniecznie  chodzić  bez  maseczki to niech jedzie do Szwecji - póki co tam maseczki nie obowiązują - na razie. Ale toczy się tam zawzięta dyskusja na temat czy  powinny obowiązywać  czy nie a poprzestać tylko na przestrzeganiu higieny oraz utrzymywaniu dystansu. Zdaniem ich głównego epidemiologa maseczka daje ludziom złudne poczucie bezpieczeństwa i przestają dbać o zachowanie dystansu  i higieny.

Wynika z  tego, że nie ma dokąd jechać, bo covid opanował cały świat. Wiem, wiem , zaraz  tu będą komentarze, że covid to bzdura, że wirus nie przebadany, że to tylko nieco inna grypa, czyli jak zawsze- ilu czytających tyle opinii. Mnie naprawdę wszystko jedno w co kto wierzy.

A teraz  z innej beczki - wyobraźcie sobie, że w dniach od 12 do 21 października tego roku astronomowie odkryli przeloty aż 10 asteroid przelatujących obok Ziemi w odległości mniejszej niż ta, która dzieli nas od Księżyca. Ten rok jest rekordowy pod tym względem- ogółem tych asteroid co już przeleciały i tych co dopiero przelecą  tak blisko obok nas do końca roku jest aż 84, czyli  aż 7 razy więcej niż w 2019 roku. 

No to posiedzę grzecznie w domu i posłucham np. Michaela Buble


Miłego tygodnia dla Was;)



sobota, 24 października 2020

Trochę muzyki......

..................................zapewne nikomu nie zaszkodzi.


 



Miłego weekendu  Wszystkim!!!

Post  scriptum:

Torlin mnie natchnął i dodaję arię Królowej Nocy w wykonaniu Daiany Damrau oraz  z tej samej opery  arie w wykonaniu Nicolasa Teste,    prywatnie męża  Diany Damrau.

Oboje mają niezwykłą, ekstremalną  skalę głosów- ona sopran koloraturowy, on  bas- baryton.




piątek, 23 października 2020

Mniej znany Poczdam

Zupełnie  niespodziewanie wylądowałam wczoraj w....... Poczdamie. 

Była to już moja czwarta wizyta w tym naprawdę pięknym mieście. Nie będę się rozpisywała o historii miasta, bo jeśli kogoś to interesuje to bez większego trudu znajdzie wiadomości w internecie.  Za pierwszym razem zwiedzałam pałac Sanssouci, czyli letnią rezydencję Fryderyka II Wielkiego, która miała być miejscem wolnym od  trosk. Warto zobaczyć, tym bardziej, że można wypożyczyć  nagranie w jęz. polskim i wędrować z komnaty do komnaty  słuchając słów przewodnika.

Tym razem pojechaliśmy do Poczdamu, by zwiedzić Belvedere Pfingstberg.  Pomysłodawcą budowli był Fryderyk Wilhelm IV, oczarowany włoską willą renesansową Casino Caprarola , zbudowaną w 1585 roku.

W planach pierwotnych  miał to być rozległy pałac usytuowany na wzgórzu Pfingstberg.  Belweder był budowany  "na raty" i w efekcie końcowym niewiele  zostało z wielkich planów. Nie  mniej z dwóch wież widokowych  widok jest na całą okolicę naprawdę piękny.

Jak zapewne wiecie po II wojnie światowej Poczdam był w strefie okupacyjnej ZSRR i pozostał w ich rękach aż do chwili  zjednoczenia Niemiec. W tym czasie zorganizowano w  Belwederze  więzienie KGB, a sam obiekt był mocno zniszczony gdy przestał pełnić funkcje więzienia.

 A poniżej pamiątka z czasów, gdy to miejsce było w radzieckich rękach:

 


A teraz po prostu tylko zdjęcia:

To jedna z wież widokowych

Tędy się wchodzi do obiektu - w maseczce , nie szkodzi, że cały obiekt oprócz jednego korytarza jest mocno przewiewny i praktycznie tak wygląda:

Obecność tego zbiornika wodnego, który zasila fontanny w Nowym Ogrodzie prawdopodobnie powstrzymała Rosjan od całkowitego zniszczenia tego obiektu.

I jeszcze kilka fotek- widok z jednego z tarasów


Poniżej  zdjęcia z  gabinetu "mauryjskiego -  zdjęcie kominka, ścian i posadzki. Gdy restaurowano ten gabinet posiadano tylko czarno-białe zdjęcia tego gabinetu. Gdy dano ogłoszenie do prasy 10 osób przyniosło po 1 płytce, którą kiedyś sobie wzięło na pamiątkę ze zrujnowanego obiektu i można było odtworzyć płytki.

Historia odbudowy tego obiektu jest nieco  niezwykła, bo inicjatywa  wypłynęła od kilku osób, które jako dzieci bawiły się w zrujnowanym  Belvedere. Powołano Komitet Społeczny i udało się zebrać odpowiednią kwotę.




I jeszcze sufit w kolumnadzie:

I bardzo ładne   Pegazy na jednym z tarasów

oraz cienie rzucane  na podłogę kolumnady przez ozdobną  balustradę:
A tu dowód, że zwiedzanie w maseczce jest możliwe:

 


Następnym etapem był pałacyk Cecilienhof. To w tym pałacu "Wielka Trójka" ostatecznie zatwierdziła ustalenia Jałtańskie. Fasadę pałacu zdobi pruski mur, pałac ma 176 pokoi i....55 kominów. Obecnie część pałacu jest przeznaczona na hotel.





Cecilienhof ma piękne ogrody ciągnące się wzdłuż jeziora Heiligersee , czyli Jeziora Świętego oraz wzdłuż rzeki Haweli. Oczywiście musiałam się pozachwycać jesienią odbijającą się w wodzie jeziora:



Wprawdzie nie przedreptałam całego ogrodu ( na szczęście  wszyscy byliśmy już głodni) więc pojechaliśmy coś zjeść w Dzielnicy Holenderskiej.

Jedna z uliczek Dzielnicy Holenderskiej. Do domu wróciłam ledwie ciepła ze zmęczenia, ale Poczdam jest tak ładny, że jeszcze nie jeden raz tam pojadę.

czwartek, 22 października 2020

Same dobre .......

.....................................wiadomości?

W pewnym sensie tak- świeci słońce i jest + 15 stopni i tylko 60%  szans na deszcz. Będę mogła się  gdzieś wywlec. Do najbliższego sklepu, bez parasolki.

Ostatnio tak jakby "dziczeję" - to ta ciemna strona  pandemii. Ponieważ jestem w grupie  podwyższonego ryzyka nie tylko z racji wieku ale i swej choroby, kontakty towarzyskie właściwie obumarły. Miała przyjechać do mnie Iw, ale Ona jest w strefie czerwonej,więc rozsądek wziął górę nad chęciami. To samo jest z moją rodziną - nie siedzimy razem w jednym mieszkaniu, zostają spacery na łonie natury, ale pogoda była temu  mocno przeciwna. W sobotę kończą się ferie jesienne i dzieci wrócą do szkół. I zobaczymy co się będzie działo.

W Berlinie już 4 dzielnice są "czerwone" i na kilku ulicach , na których jest spory ruch pieszych trzeba  chodzić w maseczkach. Na moje szczęście nie dotyczy to dzielnicy w której mieszkam.

No ale są i dobre wiadomości: na południowym biegunie Marsa Sonda Mars Express odkryła sieć podziemnych jezior w stanie płynnym. Co prawda są one  bardzo słone, ale właśnie  dzięki temu wysokiemu stężeniu soli zawdzięczają swój stan płynny i nie zamarzają pomimo bardzo niskich temperatur  panujących na tym biegunie. Wiem, jak na razie to żadna radocha, no ale przecież co poniektórzy chcą koniecznie  zagospodarować Marsa. Jak już całkowicie  zniszczymy Ziemię  przeprowadzimy się na Marsa;). Fajnie, że ja już tego  raczej nie doczekam.

W filmie dokumentalnym "Francesco" przedstawiającym pontyfikat papieża Franciszka, w swym wywiadzie papież powiedział: "Pary homoseksualne zasługują na prawną ochronę swoich związków". Podkreślił też, że i ONI  TEŻ SĄ DZIEĆMI BOŻYMI, a do wiary i religii nie należy mieszać spraw płci.

Ciekawa jestem co na to powiedzą polscy  hierarchowie i przedstawiciele władzy. Wszak zgodnie z  katolicką wiarą papież jest nieomylny.


A do posłuchania- dziś Paganini .

Miłego dnia Wam życzę.

 


środa, 21 października 2020

Pada..........

.....................więc czekam aż przestanie . I słucham niejakiego Mozarta:




Bo Mozart jest dobry na wszystko. Nawet na  zły humor i zupełnie nieciekawe wiadomości  covidowe.

Moje  jesienno-zimowe pelargonie są w pełnym rozkwicie, nawet latem nie wyglądały tak imponująco.


Na ogół pelargonie kupujemy w maju w postaci gotowych sadzonek, ale ja w lutym posadzę do ziemi nasiona swoich pelargonii, które, mam nadzieję, wykiełkują i będą pięknie rosły. A wyglądają tak:

Pierwszy raz w  życiu widzę nasiona pelargonii- bardzo mi się podobają.

Dbajcie o siebie, starajcie  się unikać skupisk ludzkich, ten wirus jest wyjątkowo wredny, powoduje znacznie większe szkody w organizmach niż "zwykła" grypa.

U osób, które przechorowały covid , podczas badania echokardiografem stwierdzają lekarze w większym lub mniejszym stopniu uszkodzenie mięśnia serca, podobne do uszkodzeń po przebytym zawale  serca.

Miłego dla Was;)



wtorek, 20 października 2020

Drugie podejście

Od niedzielnego popołudnia leży u mnie  na stole :


Leży i czeka, aż znów się do niej przymierzę . Ma ponad 600 stron i napisał ją profesor psychologii Uniwersytetu Princeton, który w 2002 roku był laureatem Nagrody Nobla z dziedziny ....nauk ekonomicznych, za psychologiczne odkrycia, które podważyły model racjonalności ludzkich osądów i decyzji.

Trafiła w moje ręce niemal dwa lata  temu, przymierzyłam się, ale chyba miałam jeszcze wtedy zbyt dużo nowych wrażeń (wszak nowe miejsce do życia wymagało ode mnie oswojenia się z nową rzeczywistością) by spokojnie  i systematycznie podążać myślami za tym co pan profesor napisał.

Do powrotu do tej właśnie  książki skłoniła mnie...pandemia , a właściwie wypowiedzi bliźnich tego typu: "nie wiem czy jest pandemia, bo dookoła mnie nikt nie choruje na  covid ani nikt nie umarł z tego powodu".  I przeważnie osoba głosząca taki pogląd jakoś nie zastanawia się nad tym, że jednocześnie  sama wierzy w rzeczy których nie widziała na swe piękne oczy, a  zna je tylko z opowieści. 

Drugim powodem powrotu do nieprzeczytanej od deski do deski książki jest moje doświadczenie z powieścią Salmana Rushdiego  "Szatańskie wersety". Zabierałam się do niej tak ze cztery  razy, przeczytałam  dopiero za  piątym podejściem i..... wreszcie "zaskoczyłam" - porwała mnie ta książka i natychmiast przeczytałam inne książki Rushdiego, czyli debiutancki "Grimus", "Dzieci północy", "Ziemia pod jej stopami".  Wiem, niektórzy nie lubią zdań długich, wielokrotnie złożonych, bo po prostu tracą wątek w trakcie czytania, ale  mnie osobiście to wcale nie przeszkadza. Powieść to wszak nie instrukcja obsługi jakiegoś urządzenia.

Kiedyś mi koleżanka wytknęła, że straszne ze mnie dziwadło, bo co jakiś czas wracam do niektórych książek i czytam je nawet po kilka razy. Po co, skoro już znam treść? Rzeczywiście, szczególnie jedną  książkę mam "wyczytaną" wzdłuż i wszerz - to "Podróże z moją ciotką" Grahama Greene'a.  A nie dość, że czasem czytam coś kilka razy to na dodatek  lubię prozę Marqueza, Llosy, Cortazara, Borgesa, Fuentesa. 

No i całkowita kompromitacja - co jakiś czas czytam  Kubusia Puchatka. Już dawno doszłam do wniosku, że to książka dla dorosłych a nie dla dzieci. Dla dorosłych, żeby lepiej zrozumieli świat małego dziecka.

Ciekawa jestem czy i Wy macie książki do których "notorycznie" wracacie- napiszcie, proszę.

sobota, 17 października 2020

Dziś jest.........

...........................trzecia rocznica mojego przyjazdu do Berlina.

I muszę szczerze powiedzieć, że  przez ten czas ani przez moment nie żałowałam (mój mąż  też  nie) podjętej w ciągu kilkunastu minut decyzji. Od podjęcia decyzji do czasu przyjazdu minęło 7 miesięcy- było naprawdę sporo  spraw do załatwienia po obu stronach granicy. W Polsce musieliśmy załatwić zgodę NFZ na przeniesienia naszych składek zdrowotnych do jednej z niemieckich  Kas Chorych, znaleźć firmę, która będzie w trakcie naszej nieobecności opiekować się i odnajmować chętnym nasze warszawskie mieszkanie (własnościowe, wykupione) jak również firmę, która będzie rozliczać nas  z Urzędem Skarbowym z tegoż wynajmu. Wcale nie łatwo było zredukować nasz ruchomy majątek, wytypować co bierzemy,  a co zostawiamy najemcom.

"Znajomi i krewni królika" stukali się wymownie w głowę, usiłując nam wytłumaczyć, że nikt przy zdrowych zmysłach  będąc w naszym wieku, nie przeprowadza się do innego kraju, zwłaszcza że język niemiecki był dla nas równie znany jak chiński lub suahili. 

Chyba w wyobraźni widzieli nas już gołych i bosych i żebrzących na ulicach Berlina, bo przecież to strefa  euro a nie złotówkowa. Ale nikt się nie zapytał czy jesteśmy zorientowani w cenach mieszkań, oraz kosztach utrzymania. A ja nie uważałam za stosowne by spowiadać się komukolwiek z tego , że wszystko mieliśmy już dawno wyliczone, przeliczone, przemyślane. I gdyby  nie  fakt, że były po stronie berlińskiej  małe zacięcia z wpisaniem przez właściciela lokalu (który  mieliśmy wynajmować) do księgi wieczystej to zjechalibyśmy do Berlina wcześniej. 

Co zabawniejsze, najmniej się niektórym podobała lokalizacja - gdybyśmy wyjeżdżali do USA to byłby niemal entuzjazm, ale do Niemiec? No wariaci, na mózg im padło i zupełnie pomajtały im się kierunki. Nie wykluczam, że podejrzewano nas również o początki demencji, bo w naszym wieku to wiele osób ją posiada.

Dziś świeci słońce, jest piękna pogoda, wtedy w  dniu przyjazdu Berlin witał nas deszczem, a Polska pożegnała nas , bez uprzedzenia (operator NJU Mobile) wyłączeniem nas z sieci, bo u nich roaming nie był automatyczny, o czym nie mieliśmy nawet  bladego pojęcia. I zaraz w kilka dni później musieliśmy specjalnie pojechać te drobne 105 km do Słubic, żeby znów podłączyć się do sieci wystukując w telefonie odpowiednią opcję. Teraz mnie to śmieszy, wtedy wściekało.

Nim tu zamieszkaliśmy znaliśmy już nieco Berlin, bo tu mieszkała i nadal mieszka nasza  córka  z mężem i dziećmi. Pisałam to już kilka razy - Berlin polubiłam "od pierwszego wejrzenia". Wcześniej znałam kilka niemieckich miast, owszem podobały mi się, ale nie wywołały w moim sercu szybszego bicia ani chęci zamieszkania w nich.

Niewiele mnie  już teraz łączy z Polską- bliskiej rodziny już nie mam bo już od kilku lat przebywają w innym, lepszym wymiarze, moje dwie  kochane przyjaciółki też już odeszły- jedna jeszcze przed moim wyjazdem z Polski, gdy żegnałam się z  drugą obie wiedziałyśmy, że widzimy się po raz ostatni i że  Jej dni są policzone.

Wiem, że wiele osób nie może pojąć, że po życiu od urodzenia w Warszawie ja wcale a wcale nie tęsknię za Warszawą, ale po prostu jestem takim dziwnym stworem, że przywiązuję się do ludzi a nie do miejsc. Nie brakuje  mi również "polskości", bo niestety owa polskość ostatnio ma dziwne oblicze. Jest mi tu dobrze (pomimo covidu, maseczek i ograniczeń z covidem związanych) - i niech tak zostanie.

A do posłuchania w weekendowe wieczory wybrałam dziś:




Miłego weekendu Wszystkim  życzę!!!

czwartek, 15 października 2020

Mży...........

 ..................kropi i jest zimno.

A więc czytam. O tym jak naprawdę wygląda aktualnie lecznictwo w Polsce. Czytam również o tym, że wczoraj około godz. 21,00 zakończyły się rozmowy p.Kanclerz Merkel z przywódcami krajów związkowych, bo wirus nie odpuszcza. Jest i będzie z nami ani chybi do późnej wiosny 2021 roku, a może dłużej.

Ostatniej doby zachorowało w Niemczech 6638 osób, został pobity rekord zachorowań z marca. Choruje sporo ludzi w wieku 80+, więc i śmiertelność się zapewne zwiększy. Ale młodzi też chorują i nie wychodzą z tego bez szwanku.

Ustalono wczoraj, że w regionach w których liczba nowych zakażeń przekroczy  w ciągu 7 dni 50 osób  na 100.000 mieszkańców wprowadzona będzie  godzina policyjna. Dotyczy ona sprzedaży alkoholi  i przebywania w  restauracjach i barach od  godz. 23,00 do 6 rano.

Maseczki - będą obowiązywać w miejscach publicznych także na zewnątrz tam, gdzie w ciągu 7 dni wzrośnie ilość zakażeń powyżej 35 osób na 100.000 mieszkańców.

Prywatne uroczystości- przy 50 nowych zakażeniach na 100.000 osób może być maksymalnie 10 osób z dwóch różnych  gospodarstw domowych,  a jeśli  ilość zachorowań wzrośnie  spotkania mogą dotyczyć tylko 5 osób z dwóch różnych gospodarstw.

Wiem, wszyscy mają dość tej pandemii, ja też. I bez maseczki mam płytki oddech, ale chodzą w maseczce. Nosząc maskę chronicie innych, nie siebie.  I nie wciskajcie ludziom kitu, że od noszenia maseczki dostaje się grzybicy płuc - to nie jest prawda.

A jeśli ktoś nie wierzy w pandemię to nie  widzę przeszkód by ruszył tyłek i poszedł pomagać w szpitalach. Skoro uważa jeden z drugim, że pandemii nie ma, to się przecież nie zarazi bo nie ma czym - logiczne, prawda?

A na polepszenie sobie  humoru zrobiłam sobie dziś ciasteczka- cały proces zabrał mi aż 40 minut. Robiłam nieco "na oko": bo wzięłam 100g mąki owsianej, 150 g grubych płatków owsianych, 100 g masła ghee (rozpuścić po zważeniu), łyżeczkę proszku do pieczenia, 3 łyżeczki cukru kokosowego, 1 jajko i zupełnie na oko dodałam resztę śmietanki 30%- pewnie było jej ok. 2 łyżek. Wymieszałam wszystko i układałam  łyżką na "kratce" , na papierze do pieczenia, "kupki  ciasta". Wstawiłam do nagrzanego piekarnika i piekłam ok. 20 minut w temp. 180 stopni. Potem studziłam na tej kratce wyjętej z piekarnika. A tak się prezentują:


Ciemnego koloru  nabrały od cukru kokosowego. Smakują obłędnie

Następny wypiek to będą kokosanki- ma się te  małpie geny;)

środa, 14 października 2020

O szyby deszcz dzwoni..........

 ...............................deszcz dzwoni jesienny, a do tego jest zimno.

Nawet mój mini iglaczek miał już dość deszczu, więc:

 przeniosłam dziś tę skrzynkę na loggię, bo już  za dużo tego deszczu i wiatru.Na loggii roślinki złapią  jeszcze  trochę słońca i nie będą tak targane wiatrem.


A wczoraj było jeszcze całkiem miło i słonecznie, choć jak widać liście już tracą swą zieleń 

Wyczytałam dziś, że po raz pierwszy od dziesięciu lat spadła ilość ludności w Niemczech i to o około 40 tysięcy osób. Jest to niewątpliwie zasługa pandemii, bowiem  wyraźnie zmalała  liczna imigrantów w I półroczu.  Do Niemiec przybyło zaledwie ok. 74 000 osób, czyli o połowę mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Poza tym w wyniku pandemii zmarło 9677 osób. Ponadto liczba zgonów w Niemczech przekroczyła liczbę urodzeń o 112 tysięcy. A z powodu pandemii zmarło 9677 osób.

Niewątpliwie idzie ku zimie, bo na regale z herbatkami owocowymi pokazały się już "Herbatki Zimowe" - to dobrze, bo je bardzo lubię. No to może sobie upiekę do nich szwedzkie kokosanki. Różnią się od polskich tym, że są do ich wypieku użyte całe jajka, a nie tylko ubita piana z białek i są w kształcie stożków, a do tego są rumiane.

No i wszystkiego miłego dla obu płci nauczycieli !!!

Na na dodatek Bert Kaempfert i jego orkiestra:




niedziela, 11 października 2020

Udana niedziela .......

.........................................i to bardzo.

A wcale nie zapowiadało się, że będzie to udany dzień. Całe przedpołudnie snuły się ciemne chmury , właściwie cały czas wydawało się, że lada moment zacznie  padać. Około 14,00 zatelefonowała do mnie córka, że choć pogoda  nie wygląda najlepiej, ale ma się jednak rozpogodzić, więc moglibyśmy pojechać nad  jezioro  Schlachtensee, które jest w jednej z  berlińskich dzielnic- Zehlendorf, tak z 8 kilometrów od mojego domu i tam pospacerować. Wyjechaliśmy z domu nieco po  godz. 16 ,00. 

Zaraz po wejściu na szeroką aleję okalającą  Schlachtensee oczywiście wpadły mi w oko piękne domki, a z ich okien jest widok na jezioro.


I jeszcze jeden dom, w którym z chęcią bym mieszkała:

I zapewne, żeby we mnie wzbudzić  żałość, że nie mieszkam w tak pięknym miejscu wyszło słońce i zaraz jezioro nabrało blasku




Ta kępa  sitowia wygląda zupełnie  nierealnie,w ogóle cały las odbity w  tafli jeziora wygląda nierealnie. Nie ma lekko, jest więcej zdjęć tego jeziora:


W pewnym momencie pomiędzy drzewami uwagę chłopców przyciągnął stojący nieruchomo ptak. To czapla stała i wgapiała się w jezioro:


Przyjrzyjcie się uważnie - stoi  między cienkim drzewkiem, które jest na pierwszym planie a sporo grubszym nieco oddalonym. Bałam się podejść bliżej żeby jej nie spłoszyć.

Gdy byliśmy już po drugiej stronie jeziora nad lasem którym dopiero co przechodziliśmy pokazała się tęcza, choć wcale deszcz żaden nie padał.


To był naprawdę piękny spacer. A ja jestem zadowolona, że przedreptałam w jednym rzucie, bez przystanków "ławkowych" całe to jezioro dookoła, czyli nieco ponad 5 km.  Jezioro  ma bardzo czystą wodę, w wielu miejscach są zrobione z powalonych  pni siedziska nad samym brzegiem. Z przyrody ożywionej było nieco łysek, trochę kaczek krzyżówek i małe stadko kaczek ozdobnych - mandarynek. Niestety bez teleobiektywu ciężko robić z daleka zdjęcia takim małym "okazom".

A jutro jadę do naszego Konsulatu. Mam nadzieję, że nie będzie żadnego problemu.

To miłego nowego tygodnia dla Was;)


sobota, 10 października 2020

Cisza, spokój......

......................chwilami wiatr znęca się nad drzewami. 

Ludzi niemal nie ma na ulicy.Jak na razie w mojej dzielnicy nie ma wzrostu zachorowań, ale  są Berlinie trzy dzielnice "zakazane". Mieszkańcy tych dzielnic nie mogę się "ot tak" zameldować w jakimkolwiek hotelu na terenie Niemiec - muszą mieć przy sobie "świeżo wykonany" negatywny test na obecność wirusa. W wielu miastach Niemiec wprowadzone są różne obostrzenia a pani Kanclerz apeluje do rozsądku, ale odnoszę wrażenie, że z równie dobrym skutkiem mogłaby apelować do Księżyca by zaczął grzać niczym Słońce.

Siedzę w chacie, dziergam czapkę dla siebie na  zimę, słucham muzyki :






I coś dla koneserów:



Miłego weekendu Wszystkim



czwartek, 8 października 2020

Nic się u mnie nie dzieje.....

 ...............................................poza jesienią i covidem.

Covid wyraźnie  nabrał wiatru w żagle - w ciągu ostatniej doby w Niemczech przybyło ponad  CZTERY TYSIĄCE nowych zachorowań. Najwięcej w Berlinie, Bremie, Hamburgu.

A dziś u mnie za oknem jesiennie. Słońce chyba zmęczone letnimi  występami odpoczywa przykryte warstwą chmur. Do tego wieje  zimny wiatr , chociaż termometr mi wskazuje, że jest 15 stopni  ( ale w miejscu osłoniętym od wiatru)

Odkąd skończyły się upały moje balkonowe pelargonie  nabrały rozmachu- wyraźnie im lepiej. Dziwne te pelargonie- całą zimę mi kwitły na zewnątrz a teraz  naliczyłam w jednej ze skrzynek aż 15 łodyżek z pąkami kwiatów. No zgłupiały  chyba, zrobiły się wyraźnie  całoroczne, albo wręcz jesienno-zimowe.

Wczoraj odbyłam cotygodniową wizytę w sklepie, zaliczając w obie strony deszcz, ale nawet miałam parasolkę ze sobą, więc nie ucierpiałam. Co zabawniejsze  to cały czas świeciło słońce  i padał deszcz. Lunął solidnie gdy już byłam w domu, ale nadal świeciło całkiem dziarsko słońce. Tęczy nie było. Może ukradli?

A poniżej moje zwariowane balkonowe  kwiatki:


Jak widać: natka pietruszki, pelargonie, a z tyłu już kilka tych  lwich pyszczków, które wyraźnie są wielce ekspansywną roślinką- był jeden kwiatek, przekwitł i teraz są już 4 

A  tu pelargonie stojące na parapecie.

I jeszcze hedera, która w tym roku postanowiła jednak dać się hodować: 

Wiosną miała tylko jedną gałązkę.

A na parapecie okna  kuchennego mam taką roślinkę:

Ma zwyczaj zimować na dworze, nie mam bladego pojęcia jak się  to nazywa. Sądząc po listkach to jest jakiś sukulent, ale wszak pozory mylą,  jak powiedział pewien jeż złażąc  ze szczotki ryżowej.

ZUS każe mi udowodnić, że jeszcze  żyję i w tym celu przysłał mi druk, który mam koniecznie wypełnić i podpisać go w obecności pracownika naszego Konsulatu.

Musiałam w związku z tym zarejestrować się na stronie internetowej, wypełnić odpowiedni druk podając z grubsza  swe dane, wypisać po co chcę swą obecnością zakłócić miły spokój pracownika Konsulatu i od ręki dostałam termin wizyty.

W związku z covidem Konsulat nie przyjmuje nikogo "z ulicy", nie umówionego, telefonicznie też nie ma chęci się z petentami umawiać. Trochę jest to stanie tyłem do klienta, bo nie przypominam sobie by każdy obywatel RP miał obowiązek posiadania  komputera lub smartfona. No tak, ale nic dziwnego- jestem obywatelem  gorszego sortu, a na dodatek mieszkam w  niewłaściwym kraju.

Od poniedziałku do 24.b.m. są ferie jesienne - tylko zupełnie nie wiadomo gdzie jechać. Z całą pewnością nie nie ma co opuszczać Niemiec, ale i tu nie bardzo wiadomo co z tymi "wykopkowymi" feriami robić, bo pogoda  "niefajna", a sytuacja  covidowa wielce dynamiczna.

Miłego Wszystkim;)




sobota, 3 października 2020

A jednak się udało......

 ..... i dziś była prześliczna pogoda od samego rana a do tego było bardzo ciepło- całe 22 stopnie ciepła w cieniu. Korzystając z przychylności pogody wybraliśmy się do Bad Saarow by popływać elektryczną motorówką po całkiem sporym jeziorze. Jest to jezioro Scharmuetzel, ma 12,1 km kw. powierzchni.

Bad Saarow  jest miejscowością uzdrowiskową i to od bardzo  dawna- w  pierwszej dekadzie dwudziestego wieku odkryto tam źródła lecznicze i mniej więcej około roku 1915 miejscowość  zyskała status uzdrowiska. W czasach podziału Niemiec znajdowała się pod rządami NRD i były tam  sanatoria dla "uprzywilejowanych". Niewątpliwą atrakcją Bad Saarow jest piękne, duże, zdatne do żeglugi jezioro.  Jest wiele pięknych domów, olbrzymi Park Zdrojowy z licznymi atrakcjami, są też termy.  Poza tym można tu również zażyć uroków jazdy konnej, są trzy pola golfowe a każde ma 18 dołków, jest park wspinaczkowy, są trasy rowerowe dookoła jeziora, jest też coś w rodzaju aqua parku, ale go nie widziałam. Jezioro jest naprawdę długie, podobno ma 10 km długości, zakładając, że internet mówi tylko prawdę;)

Pływaliśmy po jeziorze elektryczną motorówką- oczywiście tempo niewiele szybsze niż  na rowerze wodnym, za to zero zmęczenia, a do tego zero hałasu - całkowity relaks.  Dziś był na jeziorze nawet spory ruch - pływały stateczki wycieczkowe oraz mnóstwo żaglówek bo był całkiem niezły wiatr, pływały też spore jachty oraz kilku wind surferów szlifowało formę. Kajakiem męczył się zaledwie jeden chętny.

Jeszcze nigdy nie widziałam takiej ilości kormoranów. Kormorany mają tu swoją własną wyspę na której gniazdują.  Drzewa na tej wyspie są całkowicie pozbawione liści, za to oblepione gniazdami i siedzącymi na gałęziach kormoranami. Poza tym widziałam  na jeziorze całkiem spore stadko łysek, trochę osamotnionych samiczek kaczek krzyżówek i kilka łabędzi.

Wieża ciśnień może spokojnie  udawać latarnię morską




To kilka domów, które rzuciły mi się w oczy gdy już skończyliśmy pływanie i przez park wracaliśmy na parking.







Na dwóch ostatnich zdjęciach są dwa mini hotele- jeden  ma 7 pokoi, drugi tylko cztery

A tak wyglądało jezioro gdy już się z nim żegnaliśmy dopływając do wypożyczalni.

To był naprawdę bardzo udany dzień. Wracając zamarzyło się nam zobaczenie nowego lotniska BRANDENBURG, które 30 października ma być oddane do użytku. No nie jestem pewna, czy aby na pewno im się to uda. Poza tym lotnisko jest olbrzymie i......pomyślałam z ulgą o tym, że na pewno nie będę z niego korzystać. Ja już przeżyłam stres  na lotnisku w Monachium, gdy wracałam do Warszawy i żeby trafić do właściwego wyjścia musiałam przedreptać chyba kilometr- wpierw w górę, potem długo, długo długo prosto a potem z powrotem w dól.