-w dalszym ciągu robię remanenty domowe,
-przeprostowałam się w trakcie sprzątania i boli mnie coś w krętarzu, więc
wczoraj spędziłam dzień na wcieraniu w cielsko żelu p. bólowego i
przeciw zapalnego
-zaczęłam wywiązywać się ze starych obietnic.
Na pierwszy ogień powstał naszyjnik, w którym moja koleżanka ma wystąpić
na chrzcinach swej maleńkiej królewny, czyli wnusi.
Do transportu musi być przymocowany, teraz tylko go owinę celofanem i
będzie niemal jak ze sklepu.
I wreszcie zrobiłam obiecany już dawno naszyjniczek dla 6-letniej damy,
a dla jej babci, a mojej koleżanki, w ramach przeprosin - zakładkę do książki:
O własnej szyi też sobie przypomniałam- te kamyki to jadeit, ciemnozielony.
Nie jest to całkiem nowy projekt - po prostu starsza wersja nie zakrywała mi
tego co powinna, czyli blizny pooperacyjnej a łączące kamyki koraliki były
przedtem w kolorze starego złota, co nadawało całości zbyt wieczorowy
charakter.
Poza tym musiałam zrobić na nowo naszyjnik z księżycowych kamyków
dla mojej córki, bo z poprzedniego "wyrosła". Te kamyki mają więcej lat niż
moja córka, bo przywiozła mi je z Maroka jedna z koleżanek jeszcze wtedy,
gdy nie planowałam dziecka.Przedtem był to potrójny sznurek kamyków,
potem córcia go nosiła gdy była nastolatką, a teraz wyszły z niego dwa
naszyjniki, po jednym dla każdej z nas.
I jeszcze dwa naszyjniki, dla dwóch różnych koleżanek.
Do tego z rureczek jest też bransoletka, ale za Chiny Ludowe nie byłam
w stanie ją dobrze sfotografować. Nie da się ukryć, że fotografia nie jest
moją pasją i najczęściej "focę" bo muszę, a nie dlatego że lubię.
Dobrze, że nie zarabiam na życie robieniem biżutków- gdyby tak było
zapewne umarłabym z głodu. Przy takim tempie robienia straciłabym
wszystkie ewentualne klientki.
A poza tym to znów mnie boli i idę się posmarować i położyć.
Miłego dla Was wszystkich;)