Odszedł Andrzej Wajda. Kolejna lubiana i ceniona przeze mnie osoba. Nie będę
kadzić, nie wszystkie filmy Wajdy budziły mój podziw.
Ale był mądrym, inteligentnym człowiekiem a nie niewydarzonym celebrytą.
Pogoda też taka bardziej z gatunku sprzyjających depresji. Bez problemu
mogłabym calutki dzień spędzić w pozycji horyzontalnej, czytając i śpiąc na
przemian.
Poza tym wojuję z własnym zębem- nie mam pojęcia co jest grane, co drugi
dzień odwiedzam dentystę, bo boli mnie martwy, ukoronowany przez niego ząb.
Boli mnie drań przy nagryzaniu, a papkami się przecież nie odżywiam.
Nie bardzo rozumiem jak może boleć martwy ząb - a z pewnością był martwy, bo
całą "operację" mocowania w tym zębie sztyftu miałam robioną bez znieczulenia
i nic nie bolało.
Mąż się śmieje, że widocznie "korona" i ja to dwie sprzeczności. Być może. Nie
jestem z rodu królewskiego.
I smutno mi, bo nie pojedziemy na święta do dzieci - podróż dla mego męża nie
jest wskazana, więc się z nimi zobaczymy dopiero na Wielkanoc.
O ile w naszym rodzimym szpitalu psychiatrycznym będzie można mieć paszport
w domu i nie zamkną granic przed mieszkańcami tego psychiatryka.
A że mi smutno to sobie słucham:
I coś bardziej optymistycznego: