.......... choć wcale a wcale nie wierzyłam w pozytywne działanie kropelek zapisanych mi przez panią doktor ( a ta pani doktor to ma nawet tytuł naukowy doktora nauk medycznych) , to te "kropelki p. bólowe" nie tylko uśmierzały doraźnie ból ale i leczyły stan zapalny - wszak mają w swoim składzie składnik o działaniu p. zapalnym, chociaż nie jest to antybiotyk. Co prawda mam wpisane w kartę, że źle reaguję na sulfatiazol i biseptol, ale jakoś te kropelki przeżyłam bez niepożądanych reakcji. Może właśnie dlatego, że wielce przezornie nie brałam od razu całej dawki tylko "stopniowałam". Jestem już drugi dzień na "chodzie" bez kropelek.
Pogoda u mnie tak zwanie wykańczająca - przedwczoraj za oknem były raptem + 4 stopnie, nawet było słonecznie, ale odczuwalna temp. to było ...-1. Wczoraj za to było + 16 stopni i nawet było mi za gorąco w lekkiej kurtce gdy wybrałam się na zakupy- no cóż, nie mam w domu zapasów na wypadek wojny, więc głód mnie wyrzucił z domu do sklepu.
Drzewa, te na "mojej ulicy" nawet nie śmią marzyć o liściach, ale dęby burgundzkie już zrzuciły swe uschnięte liście, a to znak, że jednak idzie wiosna. Bo to takie dziwne drzewa, które gubią swe liście dopiero wtedy gdy "wiosna jest tuż za rogiem". A dziś rano bardzo ładnie lał deszcz, teraz snują się brzydkie ołowiane chmury, ale podobno dziś już padać nie będzie. Nie mam nawet bladego pojęcia jak ci berlińscy meteorolodzy to robią, ale ich prognozy godzinowe sprawdzają się z reguły niemal w 100%.
A tu "corpus delicti" - tak wyglądają drzewa na mojej ulicy - istna rewia patyków.
Z lepszych widoków to kwitną forsycje i niektóre drzewa owocowe, np. "nasza podwórkowa śliwka'. Ale zdjęcia nie robię, bo podwórko wygląda teraz okropnie - wszak trwają prace budowlane w oficynie. Ocieplają oficynę i dobudowują jeszcze jedno piętro. Na szczęście mało mi to dokucza, bo tak się to szczęśliwie składa, że to po drugiej stronie mego mieszkania. Mnie ich prace budowlane zupełnie nie przeszkadzają. Panowie zaczynają pracę o 7,00 rano, kończą o 15,00. Z "atrakcji budowlanych" to czasami obserwuję szalenie duuuży dźwig budowlany, który stoi na bocznej ulicy i ponad dachami kilku 5-piętrowych budynków przenosi różne materiały budowlane. I zawsze podziwiam precyzję z jaką pan operuje tym ustrojstwem siedząc tam wysoko, w kabinie dźwigu. A tak nawiasem to weźcie poprawkę na fakt, że tu są b. wysokie budynki, bo mieszkania mają minimum 3,5 m wysokości, a nie jak polskie domy z "wielkiej płyty", w których najwyższe mieszkania to miały raptem 2,65 m wysokości.
Z rzeczy śmiesznych- zmieniłam sobie zdjęcie na koncie FB (tam jestem pod własnym imieniem i nazwiskiem). Wstawiłam zdjęcie portretu, który namalowała pani Joanna Rodowicz. Bo, jak mi podpowiedziała córka, to ci co mnie osobiście znają od początku mego blogowania zawsze mnie widzieli tylko i wyłącznie w okularach, a ja wszak teraz, po operacji okulistycznej ( zrobionej w 2021r) już nie chodzę od świtu do nocy w okularach i sporo czasu zabrało mojej własnej córce przyzwyczajenie się do widoku mojej facjaty bez okularów. Wszak od najwcześniejszych swych dni życia widywała mnie od rana do nocy właśnie w okularach. Czytam też bez tego wspomagania. Ale gdyby nie ta dziwna "awaria FB" to pewnie nadal bym "brylowała" na poprzednim bardzo już nieaktualnym zdjęciu z Helu.
Dziś jakoś do mnie dotarło, że w październiku tego roku stuknie mi już siedem lat odkąd mieszkam w Berlinie. A ja, zapewne z powodu sklerozy, mam wciąż wrażenie, że dopiero co tu przyjechałam. Siedem lat temu w lutym podjęliśmy decyzję o przeprowadzce i następne miesiące "żyliśmy pod kątem przeprowadzki" z miasta i kraju, w którym się urodziliśmy. I wiecie co? nadal mi tu dobrze, chociaż trzeba sobie powiedzieć prawdę - Niemcy trzydzieści lat temu a dziś to dwa różne kraje- zwłaszcza pod względem ekonomicznym.
Miłego tygodnia - wszystkim życzę!!!!!