Sadząc po moim minorowym nastroju to idzie jesień.
Oczywiście wszystkiemu winna moja "japońska choroba", na którą
się nie umiera, ale żyć się przez nią często odechciewa.
Śmiejemy się czasem z moją kochaną bratową, może lepiej jest
chorować na "japońską chorobę" niż na "francuską", choć na tę drugą
to chociaż są leki, a nasza jest nieuleczalna. Ale wstyd mniejszy,
jak mówi bratowa.
****
Jestem wciąż na etapie przygotowawczo- rozpoznawczym do
generalnego remontu mieszkania. Rosną mi stosy pisemek
fachowych, katalogów, prospektów i różnych zapisków, czynionych
w trakcie wędrówek po rozmaitych marketach budowlanych.
Zaczynamy również prowadzić rozmowy z ewentualnymi
wykonawcami. A do zrobienia jest sporo: nowy wystrój łazienki,
łącznie z rurami, nowe WC z podwieszaną muszlą i podtynkowym
rezerwuarem i oczywiście z nowymi rurami. Kuchnia też dostąpi
zaszczytu zmiany, doczeka się wreszcie nowej podłogi, nowych rur
i mebli. Oczywiście pokoje też wołają o remont. Poza tym w całym
mieszkaniu trzeba położyć nową instalację elektryczną i wymienić
okna. Na razie robię remanenty, klnąc sama siebie, że tyle dóbr
wszelakich zgromadziłam.
****
Rozmowy z fachowcami dołują mnie kompletnie, bo moja
wizja remontu jakoś dziwnie się różni od ich wizji.
Ja szukam najtańszych, ale dobrych rozwiązań, oni zaś tych
najdroższych.
W sobotę wnerwił mnie pewien fachman, który ma zamiar
wyrównać moje ściany zaopatrując je 10 mm warstwą tynku.
Na moje dictum, że mnie wystarczy obłożenie ścian płytą
gipsowo-kartonową, bo nie mam zamiaru czekać dwa tygodnie aż
mi ta masa tynku wyschnie a do tego płacić za to majątek, pan
oświadczył, że on czegoś takiego nie zrobi, bo to nie fachowe.
No cóż, poszukam następnego.
Na razie wymienię okna. Taki mały krok do przodu.
****
Jedyna pociecha, że na rynku mnóstwo wszelakiego wyposażenia.
W sobotę polecę obejrzeć płytki- ścienne i podłogowe.