Dziś rano mój ślubny udał się uprzejmie do szpitala, na zabieg
usunięcia zaćmy. Zgłosił się tam o godz.9,30.
Może powinnam ogłosić kolejny konkurs nt. godziny, o której
trafił na stół?
No ale nie będę taka - na stół trafił o godz 14,30, gdy już skonsumował
szpitalny lunch.
Zdecydowano, że jednak zostanie po operacji w szpitalu i będzie mógł
wrócić do domu po pomyślnej jutrzejszej kontroli.
Chłopina jest wyraźnie zszokowany warunkami- leży w 4 osobowym
pokoju, ale pokoik ma 30 m kwadratowych, więc ciasno nie jest.
W pokoju są dwie umywalki osłonięte kotarami, toaleta i regularna
łazienka przylegają do pokoju, ale mają wejście z korytarza.
Załapał się na kolorek żółty, bo każde łóżko, należący do niego stolik
i ręczniczek tworzą komplet kolorystyczny.
Na "dzień dobry" poproszono by pilnować swych rzeczy, bo niestety
zdarzają się kradzieże.
Szczęka biedakowi opadła, gdy zobaczył, że na lunch są cztery różne
dania do wyboru.
Obsługa pielęgniarsko-lekarska międzynarodowa.
Ponieważ w karcie stało, że pacjent kiepściuni językowo to tuż przed
zabiegiem przyszła pielęgniarka Polka, by przekazać ostatnie zalecenia.
Trochę tu inaczej znieczulali niż w Polsce, bo oprócz kropelek był
podobno b. bolesny zastrzyk w zewnętrzny kącik oka, pod gałkę oczną.
Po nim powiekę , pół głowy i twarzy miał zdrętwiałe do wieczora.
Kolacja również mojemu smakowała, wybrał tzw. standard, jako że
żadnej diety nie stosuje.
Jutro o 7,30 ma zdjęcie opatrunku i kontrolę pooperacyjną- jeśli będzie
wszystko w porządku- wyrzucą go do domu.
A wieczorem zięć z Krasnalami przyszli go odwiedzić. Odwiedzać wolno
aż do godz. 22,00.
Oczywiście był zachwycony, że go odwiedzili.
Dalsze leczenie, dobór okularów itp. będzie już w przychodni okulistycznej,
tej, która go skierowała na zabieg.
W każdym razie był zachwycony i chyba strasznie się tam nudził bo aż
trzy razy do mnie telefonował.
Zobaczymy co będzie jutro.