drewniana rzezba

drewniana rzezba

niedziela, 31 marca 2013

Wielkanoc 2013 r


Nie wiem jak gdzie indziej, ale w stolicy dziś wygląda  jak wyżej.
I ślisko jest, bo to  tzw. "śliskość pośniegowa".
Zdjęcia robiłam 2 godziny temu , śnieg nadal pada.
W radiu usłyszałam pokrzepiającą wiadomość, że taka zimowa aura
potrwa do 15 kwietnia. A potem to już samo lato.

Litosierne "dobre ręce" udzieliły pomocy mojemu kompowi bardzo
 póznym,  piątkowym wieczorem.
Biedaczkowi zapchał się wentylator pięcioletnią warstwą kurzu.

Pięknie dziekuję wszystkim za życzenia świąteczne  -działają ,bo
mimo tego co za oknem czas nam mija wspaniale.

Czy macie już pomysł na śniegowy Śmigus-Dyngus???
Sadzę, że duże powodzenie mogą mieć odśnieżarki.
Miłego dla Was!!!





środa, 27 marca 2013

Już....

... święta za  progiem, a mój komputer strajkuje, muszę go oddać
w tzw. "dobre ręce". Więc dopóki jeszcze działa -
                                     
                     Wszystkim, 

gościom stałym i przypadkowym  życzę 

bardzo  Wesołych i Miłych Świąt !!!!

poniedziałek, 25 marca 2013

Inne naleśniki...

... czyli bezglutenowe, a do tego bezjajeczne.
Przepis stąd  ściągnęłam.
Składniki:
1     miarka* mąki gryczanej,**
1     miarka mąki kukurydzianej,
1/2  miarki mąki ziemniaczanej
2,5   miarki mleka kokosowego lub zwykłego,
olej do smażenia
Wykonanie: Mieszamy  wszystkie  rodzaje mąki, dodajemy
mleko, odrobinę solimy, wszystko starannie mieszamy, odstawiamy
na 15 minut. Po tym czasie, jeśli ciasto jest zbyt gęste dolewamy
kilka łyżek wody i mieszamy.
Smażymy na oleju lub maśle klarowanym, podajemy z dżemem lub
sosem czekoladowym.

 *   u mnie miarka to nieduża filiżanka
**  jeśli w pobliskim sklepie nie ma mąki gryczanej to możemy ją zrobić
same, mieląc kaszę gryczaną w młynku do mielenia kawy.

niedziela, 24 marca 2013

Przedświątecznie

Muszę się pochwalić co dostałam, bo aż mnie skręca z dumy.
Zupełnie się tego nie spodziewałam, a tu nagle dzwonek do drzwi
i ....przesyłka polecona, dla mnie.
Szybciutko rozpakowałam i....sami zobaczcie jakie cuda:
Prześliczna kartka świąteczna robiona przez Jutę
Jest tak wesoła, że patrząc na nią uśmiecham się szeroko.
A tu:
Prześliczny wiszący pojemnik na różne drobiazgi, oczywiście
zrobiony przez Jutę.
Jutce "stuknęło" właśnie niedawno 2 lata blogowania i dzielenia się
z nami tym, co Jej  wena i zręczne   ręce wytworzyły.
Jutko, prześlicznie dziękuję.
                                        ****
A teraz  obiecane przepisy na bezglutenowe biszkopty.
 Zawsze robię biszkopt "od tyłu", czyli zaczynam od ubicia piany,
gdy już sztywnieje dodaję cukier i dalej ubijam, potem dodaję do
piany po 1 żółtku, na koniec dodaję po 1 łyżce mąki,  delikatnie
całość mieszając łyżką.
Proporcje też mam proste - na jedno jajko przypada 1 łyżka cukru
i jedna łyżka mąki., 1 kropla olejku do ciasta.
Całą formę smaruję tłuszczem (ja-masłem klarowanym), a dno
wysypuję kaszką kukurydzianą . Boków nie wysypuję  kaszką, by
ciasto mogło swobodnie rosnąć.
Bezglutenowe biszkopty zamiast zwykłej mąki mają mąkę
kukurydzianą lub ziemniaczaną. Proporcje te same.
Piecze się je 30-40 minut w 170 stopniach (termoobieg) . Stan
ciasta  sprawdzamy pod koniec patyczkiem, czy jest  suchy.
Można piec w keksówce lub w tortownicy.

Czasem robię na bazie tegoż ciasta "placek ze śliwkami"- wtedy
ciasto wylewam na płaską formę, na nim układam połówki śliwek i
piekę 50 minut w 170 stopniach (termoobieg). Po upieczeniu
posypuję wierzch cukrem-pudrem.
Zamiast śliwek, zimą  można dać osączone owoce z kompotu.

Drugim wariantem jest tzw. cwibak - wtedy do mąki dodaję 1/2
łyżeczki proszku do pieczenia i   b. drobno posiekane
bakalie - 2 łyżki.


sobota, 23 marca 2013

Pichcenie moje....

oczywiście bezglutenowe. Właściwie to lubię pichcić, zwłaszcza coś, czego
dotąd nie robiłam.
Dziś padło na krupnik bezglutenowy. Właśnie go skończyłam przed chwilą
jeść. To, że smakował mnie to pikuś, najważniejsze, że smakował mojemu
mężowi, który lubi pokaprysić.
A więc:
Składniki:
wędzone kawałki kurczaka bez skóry,
pokrojone  w drobną kostkę ziemniaki,
mrożona włoszczyzna (jak kto lubi obierać i kroić w paski to może  dać
"normalną"
kasza kukurydziana w ilości 1 łyżka stołowa na talerz zupy, sól,
pieprz ziołowy, listek laurowy, ziele angielskie- wg własnego gustu.
Wykonanie -
obieramy ze skóry wędzone kawałki kurczaka, kroimy w kostkę,
zalewamy  wodą;
ziemniaki kroimy w kostkę, wrzucamy do gara,
dodajemy przyprawy.
Gdy kartofle są na wpół miękkie wrzucamy włoszczyznę mrożoną i kaszę
kukurydzianą, gotujemy aż kasza jest miękka. Próbujemy, ewentualnie
dosmaczamy, dodajemy koperek, rozlewamy na talerze, podajemy i nie
mówimy współbiesiadnikom, że to  krupnik bezglutenowy.

                                           ****
Wynalazłam również przepis na mazurek, który robiłam od zawsze, nie
zastanawiałam się nad tym, że on jest właściwie bezglutenowy. Jest to
mazurek owsiany.
Składniki  ciasta:
20 dag płatków owsianych, 10dag cukru pudru, 3 jajka,
2 łyżki mleka, pół łyżeczki sody oczyszczonej. 1 olejek migdałowy.
Składniki lukru:
10 dag cukru pudru,1 białko, pół cytryny, 3 dag kakao
Wykonanie:
Płatki zrumienić na patelni, ostudzić, połączyć z mlekiem. Żółtka utrzeć
z cukrem pudrem do białości i wymieszać z płatkami, dodać olejek, ubitą
pianę z białek i sodę. Wyłożyć na blachę wysmarowaną tłuszczem i piec
15-20 minut, temp.180 stopni, termoobieg.
Przygotowanie lukru:
Cukier puder utrzeć z białkiem do połysku (ok. 15 minut), wcisnąć sok
z  cytryny  i wymieszać z kakao.
Ostudzone ciasto pokryć lukrem.
                                        
                                            ****
Drugi mazurek jest bakaliowy.
Składniki:
12,5 dag mąki kukurydzianej, 12,5 dag cukru, 3 jajka, pół kieliszka
spirytusu, ćwierć łyżeczki sody oczyszczonej, 12,5 dag bakalii, sok
i skórka z 1 cytryny, 1 paczka cukru waniliowego, 1 olejek rumowy.
Wykonanie:
Utrzec jaja z cukrem do białości, cały czas mieszając dodać resztę
składników, na końcu drobno posiekane bakalie.
Wyłożyć na na blachę wysmarowaną masłem i posypaną kaszką
kukurydzianą, piec 30-40 minut , temp,160, termoobieg.
Po upieczeniu polać wierzch dowolną polewą.

P.S.
Jako leniwa kobieta używam miksera, nie ucieram nic  ręcznie.

piątek, 22 marca 2013

Wiosenny wieczór.....

Tak właśnie wyglądał wiosenny wieczór w stolicy. Nie mogę się oprzeć
wrażeniu, że już podobne zdjęcie zrobiłam w zimie tego roku.
Miejsce to samo, widok z mojego okna.

Czy zakupiliście już choinkę na  święta? I pomyślcie, że może w lany
poniedziałek zamiast oblewać się  wodą będziecie staczać bitwę na
kule śniegowe lub nacierać się wzajemnie śniegiem.
Zdjęcia zrobiłam wczoraj b.póznym wieczorem.


czwartek, 21 marca 2013

Mix

To białe znów pada, tylko nie wiem po co.
 Gdy byłam piękna i bardzo młoda 21 marca był dniem wagarowicza.
I zawsze byłam w tym dniu na wagarach w Łazienkach Królewskich i
nigdy nie było śniegu w tym dniu. Mogło być dość chłodno, ale nie było
śniegu.
No ale wtedy nie było jeszcze globalnego ocieplenia.
                                       ****
Uskuteczniam maraton medyczny dopóki jeszcze poszczególne
przychodnie nie wyczerpały limitów NFZ-etu.
Mój pierwszokontaktowy doktorek nawypisywał mi tyle skierowań,
że głowa mała.
I mam  ubaw, po pachy.
Najzabawniej było na spirometrii - pańcia, która mi to badanie
robiła nie mogła uwierzyć w to co widzi - wciąż się na mnie wydzierała,
że ja nie oddycham. I tłumaczę, że  oddycham, przecież inaczej byłabym
już nieboszczką, a poza tym właśnie  dlatego dostałam skierowanie do
pulmonologa, że mam taki płytki oddech. Nie była przekonana.
Pani pulmonożka popatrzyła na wyniki i orzekła -" powinna pani po
prostu ćwiczyć oddechy, bo ja tu nic nie widzę w płucach. Dam
skierowanie  do kardiologa, może to coś z jego działki". I dała.
Oszczędziłam sobie tłumaczenia jej, że jestem pod stałą kontrolą tegoż
specjalisty i że wszystko jest w porządku.
Zresztą mnie tylko czasami się zdarza, że mi jakoś powietrze nie
dochodzi w głębsze rejony płuc i wtedy mi  duszno.
Może po prostu taka moja uroda???
Dziś załapałam się do okulistki - ostatni raz męczyłam ją swą osobą
7 lat temu, co wyraznie w karcie stoi. I, choć to dziwne, przez ten czas
wcale mi się wzrok nie pogorszył.
Pani okulistka nie mogła wyjść ze zdziwienia, że mi się oczy nie
postarzały. Jedynie muszę kilka razy  dziennie nawilżać swe oczęta, bo
mam niezwykle suche - przez hashimoto.
Następni specjaliści  dopiero w kwietniu. No i dobrze, może to białe
już przestanie padać? No i znowu będzie rehabilitacja.
                                     ****
Nie będę oryginalna - mam dość zimy . Dość mam tego pocenia się
w sklepach bo mam na sobie  zimową kurtkę,  odśnieżania autka,
zaśnieżonych, nieuprzątniętych parkingów, bryzgów brudnego
śniegu spod kół przejeżdżających samochodów gdy się stoi na
chodniku i czeka na  zielone światło. I dość mam  ludzi, którzy
 kichają i kaszlą  nie zasłaniając swych zapyziałych otworów
nosowo-gębowych. rozsiewając wokół zarazki.
Niech wreszcie stanie się wiosna, ze słońcem, bez śniegu -proszęęęę!!!

Z rozpaczy zaczęłam robić  taki wisior. Kaboszon jest szklany,
o bardzo dziwnym kształcie, a dostałam go od  Edytki  wraz
z innymi kamieniami, które będe pokazywać w miarę  ich
oprawiania. Mnie  się kojarzy ten kamień z jakąś górą,
chyba wulkaniczną, pokrytą wrzącą lawą.
A Wam???



wtorek, 19 marca 2013

I znów o krasnoludkach.

Opowieści o maluchach zawsze mnie bawią. Wczoraj zadzwoniła kuzynka
męża i opowiedziała, jak to jej malutki wnuczek doprowadził ją niemal do
łez. Dziecko jeszcze nie za bardzo potrafi mówić, mówi właściwie w swoim
własnym języku, którego babcia nijak nie może zrozumieć.
Gdy ostatnio został w domu z babcią, poprosił, by ta mu narysowała
auto. Elka narysowała coś na kształt auta, nawet było widać w środku
kierownicę, nie zapomniała o kołach i reflektorach z przodu.
Mały popatrzył przez chwilę, potem wciska Elce rysunek w rękę i  coś
jej klaruje w swoim języku. Ela nijak nie może pojąć o co małemu
idzie, więc bohatersko proponuje, że narysuje drugie  auto. To drugie
nawet koloruje, ale  maluch nadal coś  protestuje, tym razem wskazując
na koła. Elka pomału głupieje, ale spokojnie tłumaczy, że przecież to
narysowane auto ma wszystko co  trzeba. Mały zaczyna płakać, Ela
stara się odwrócić jego uwagę  od tego rysunku przekupując go czymś
słodkim.
Po godzinie wraca mama malucha. Ela pokazuje jej swoje rysunki i pyta
się, co maluchowi się w nich nie podobało, że tak bardzo protestował na
ich widok. Córka Eli spogląda na nie i zaczyna się śmiać - "mamo, twoje
auta nie  mają narysowanych opon! a on jest na etapie oglądania we
wszystkich samochodach opon, wie, że bez nich auto nie pojedzie".

                                        ****
Rozbawiły mnie również wczoraj opowieści mojej córki o moich
osobistych krasnoludkach. Obaj mają zwyczaj zabierania ze sobą
do łóżek ukochanych zabawek.
I nie wszystkie są miękkimi przytulankami, o nie!. Starszy pozwolił
nawet na niewielką redukcję ilości zabawek w łóżku i te mniej uwielbiane
zabawki leżą na nocnym stoliku, ale obowiązkowo śpi z nim: kot Emma,
który jest prezentem ode mnie, tramwaj dwuwagonowy  i ostatnio -
kalendarz.
Bo dziecko musi wiedzieć już od świtu jaka data i dzień.
Młodszy sypia z samochodzikiem i przytulanką - surikatką.
Oczywiście obaj mają zwyczaj wędrować nad ranem do łóżka
rodziców razem ze swymi zabawkami.
A starszy, gdy rano się obudzi, bierze pod pachę te zabawki,  które
z nim spały i razem z nimi udaje się na poranne siusiu. Układa je
wpierw starannie na stołeczku, potem załatwia czynności
fizjologiczne. Córka mówi, że widok  zaspanego starszego idącego
z tymi zabawkami do łazienki, niezmiernie ją  bawi.
Aż mi żal, że tego nie  widzę, to z pewnością fajny widok.

poniedziałek, 18 marca 2013

O bezglutenowej diecie....

słów kilka. Zwierzyłam się niedawno, że zaczynam dietę bezglutenową.
Nie  mam celiaklii, ale mam chorobę Hashimoto.
Dla nie wtajemniczonych - celiaklia i Hashimoto są chorobami o podłożu
autoimmunologicznym . Celiaklia powoduje nietolerancję glutenu, który
jest składnikiem zbóż, a  Hashimoto powoduje, że własne przeciwciała
chorego niszczą systematycznie tarczycę pacjenta powodując stałą jej
niedoczynność, doprowadzając do jej całkowitego zaniku.
A tarczyca to taki dziwny narząd, którego złe  funkcjonowanie zaburza
pracę wielu innych organów - dosłownie od głowy po stopy.
I pewnie gdyby nie przypadek to nie dowiedziałabym się, że pacjenci
z Hashimoto  powinni przejść na dietę bezglutenową, jeśli mają objawy
"zespołu jelita wrażliwego".
No więc przeszłam na bezglutenowe jedzenie.
Nie będę ukrywać - jest to trochę kłopotliwe, ale nie tak bardzo jakby
się  wydawało. Chyba najdotkliwsza sprawa to pieczywo -trzeba się
rozstać z kupowanymi bez problemu wszelkiego rodzaju chlebami,
bułkami  itp. Trzeba również wziąc rozwód z wszelkimi zwykłymi
makaronami, klusiami, pizzami.
Wszelkie gotowe chleby, mąki, makarony bezglutenowe są niestety
drogie- sklepów z żywnością bezglutenową też się na każdym rogu
ulicy nie spotyka. Najłatwiej jest kupować on line.
Ale wielce pomocne jest studiowanie internetu - zaraz na początku
"odkryłam", że w ulubionych blogach mam blog, w którym jest
naprawdę dużo jedzonka bezglutenowego. Kliknijcie na  blog
Olga Smile.com, a tam na zakładkę dieta bezglutenowa.
Poza tym wynalazłam jeszcze dwa blogi podające proste i łatwe
przepisy na dania bezglutenowe-tutaj   oraz tu.
Mąki : kukurydzianą, gryczaną, owsianą, ryżową można często kupić
w sklepach  spożywczych, które mają tzw. "Kąciki zdrowej żywności".
Poza tym można samemu w domu zmielić w młynku ryż, kaszę gryczaną,
płatki owsiane, kaszę kukurydzianą i jest  mąka.
Ponieważ  jestem dość leniwą kobietą, gdy nie mam ochoty piec
w domu chleba a i jechać do sklepu mi się nie chce, zamiast chleba
używam wafli ryżowych. Są  przynajmniej niskokaloryczne. A jesli
chcecie się dowiedzieć coś więcej o szkodliwości glutenu to
kliknijcie  tutaj, w ich wyszukiwarkę wrzućcie frazę "pszeniczny brzuch".
Tam wprawdzie jest o amerykańskiej pszenicy, ale dziś, w dobie
globalizacji naprawdę nie wiemy jaką pszenicę w Polsce  siejemy.

piątek, 15 marca 2013

Czasami człowiek musi......

....ulać nieco jadu, żeby się nie udusić.
Na początek miłe rzeczy - rtg klaty męskiej wykazało, że jest stan po
zapaleniu lewego płuca. Dobrze, że na wtorek "złapałam" termin do
pulmunologa.
Następna dobra rzecz - wreszcie oprawiłam wisior z muszli - ale nie
ma róży bez kolców - założyłam zepsuty zameczek, więc jeszcze
czeka mnie jego wymiana, ale to detal.
Zauważyłam, że muszlo-pochodne wisiory trudno jest dobrze
oprawić.

A teraz wyobrazcie sobie taki scenariusz - nagle spada na Was
żółtaczka mechaniczna, bo zatkał się  jakimś kamykiem wlot
pęcherzyka  żółciowego. Trafiacie do szpitala na internę - tam któryś
z lekarzy  stawia nawet trafną diagnozę i kieruje pacjenta na oddział
chirurgiczny, bo pęcherzyk trzeba usunąć. Ale nie sądzcie, że będzie
to oddział piętro wyżej szpitala, w którym leżycie. Nie, to nie będzie
oddział tego szpitala, ale innego, w zupełnie innej dzielnicy, ponieważ
"chirurgia" z "interną" w tym szpitalu ze sobą nie kooperują. Pacjent
został wypisany z tego  szpitala  i wyposażony w skierowanie na
operację w szpitalu w sąsiedniej dzielnicy.
No cóż miał biedak zrobić - pojechał- a tam na chirurgii nie usunięto mu
tegoż pęcherzyka , założono tylko rodzaj cewnika plastikowego i
zapowiedziano, że powinien po 3 tygodniach zgłosić się do swego
rejonowego szpitala celem usunięcia cewnika i tego pęcherzyka pełnego
złogów.
Pacjent pochodził z tym cewnikiem ze dwa miesiące, wreszcie po
raz drugi dostał żółtaczki a do tego temperatury 40 stopni. Z domu
do szpitala zawiozło go pogotowie, które nawet szybko przyjechało,
bo pacjent nie dość , że leciwy to po dwóch zawałach więc ta wysoka
gorączka mogła go zmieść z tego świata.
Tym razem trafił na chirurgię. Podleczono go nieco, wypisano do  domu
i wyznaczono termin operacji za dwa tygodnie, co wypada 19 b.m.
Gdy wczoraj zgłosił się do lekarza na chirurgii, gdzie ma być operowany,
w pierwszej kolejności poza kolejnością, lekarz go poinformował, że
jego zaćkany pęcherzyk to małe piwko,  bo "pan ma raka płuc i jak
tylko wydobrzeje pan po tej operacji, dostanie pan skierowanie  do
szpitala -Instytutu Gruzlicy i Chorób Płuc".
Pacjent mało nie zemdlał z wrażenia, ale jeszcze wczoraj pognał do
prywatnego lekarza po skierowanie na tomografię komputerową,
którą zrobił dziś, na koszt własny - drobne 460 złotych.
No i już nie ma raka płuc - płuca ma w stanie stosownym do wieku
i faktu, że palił papierochy z 50 lat.
I powiedzcie - czy można mieć w tym kraju zaufanie do lekarzy?
Ciekawa jestem czy  chociaż operacja się uda, bo to ma być robione
metodą laparoskopową.
Wyobrażacie sobie co przez te dwa dni przeszedł bohater tego
postu , jego żona i kilkoro ich przyjaciół?



czwartek, 14 marca 2013

Wiem, że.....

....ciągle nic nie wiem.
Rtg męskiej klatki z piersiami udało się nam wykonać stosunkowo
bezboleśnie. Niech mi tylko ktoś wyjaśni, dlaczego musieliśmy
dopłacić 30,- zł, by dostać wynik nie tylko na płytce CD ale i na
tradycyjnej kliszy. A cały dowcip polega na tym,  że większość
lekarzy nie posiada w gabinecie komputera, a często, jeśli nawet
posiada, to nie zawsze może odczytać CD, bo nie ma tego programu,
w którym jest ona nagrana. To są te polskie medyczne paranoje.
Poza tym, co  by nie powiedzieć nt. stanu polskiej służby zdrowia, to
głównym winowajcą , że coś  nawala,   zawsze jest człowiek i jego
podejście do swoich obowiązków.
Obserwowałam pracę pani w rejestracji do rtg i ortopedy - ta pani
była nie tylko miła i uprzejma, ale do tego umiała doradzić pacjentom
co zrobić by dostać się do jednego z ortopedów wcześniej niż....
w sierpniu. Bo nie oszukujmy się - wszystko zależy właśnie od ludzi.
A wynik rtg będzie dopiero jutro. Już wpadam pomału w rezonans...
                                         ****
Zrobiłam dziś "coś", czyli deser wielce naturalny i zdrowy.
Zmiksowałam 2 dojrzałe awokado z 3 łyżkami melasy karobowej,
a potem dodałam 2 kopiaste łyżki mączki karobowej.
Optymalnie można dodać do tego mielonych grubo orzechów.
Bardzo mi to smakowało, ślubnemu też, a z niego to wielki łasuch.

 Tak właśnie wyglądają te owoce (zdjęcie z sieci)

Karob -   melasa i mączka to produkty  z owocu zwanego "chlebem
świętojańskim". To bardzo zdrowy owoc, oprócz witamin B1,B2,B3 i E,
zawiera magnez, żelazo, wapń, potas, fosfór i sód.
Melasa z powodzeniem zastępuje cukier,  mnie to nawet zastępuje dżem,
a mączka karobowa  zastępuje kakao.
To "coś"  co zrobiłam było wielce podobne smakiem i wyglądem do
kremu czekoladowego. Mączkę karobową można również wykorzystać
do wypieku browni bez kakao i muffinek.
A przepisy wzięłam stąd.
Korzystam z tego blogu często, bo jest tam sporo przepisów na
potrawy bezglutenowe.
                                      ****
A tak poza tym to na nic nie  mam ostatnio czasu, zaczynam po prostu
lekko się gubić w tym wszystkim. Nawet na koralikowanie nie mam czasu.
Pomału zaczynam się czuć jak kot w  teoretycznym doświadczeniu
Schroedingera:))))

niedziela, 10 marca 2013

Mam.....

.....sklerozę, ale o tym to już chyba wiecie, bo pisałam.
Miałam wczoraj pokazać to, co dostałam od Jaskółki. No ale po
prostu zapomniałam, co dotarło do mnie w godzinę po tym, gdy już
"porzuciłam" komputer.
Z początku chciałam  natychmiast dać drugi post, ale pomyślałam,
że lepiej będzie, gdy będzie to post poświęcony tylko tej  sprawie.
Jaskółka po cichutku, bez rozgłosu, nie chwaląc się na blogu, robi
takie rzeczy:
 To jest lniana poszeweczka na poduszkę, Ten len jest w delikatnym
zielonym kolorze.Niestety moje umiejętności fotograficzne są
kiepskie i ten kolor mi nie "wyszedł".
Tu są dwie broszki-kwiatki  i kwiatek -breloczek, dwustronny
A to jest ozdobna zawieszka, ale wg mnie może być równie
dobrze naszyjnikiem

Bardzo mi się podobają  kwiatki, robione tą techniką,  bo są niezmiernie
delikatne, w przeciwieństwie do kwiatków robionych szydełkiem w sposób
tradycyjny.
Jaskółko, ogromnie Ci dziękuję i proszę - pokazuj swe wyroby na blogu!

sobota, 9 marca 2013

Chyba....

jestem.
Nie mogę powiedzieć, że się czuję dobrze, bo bym skłamała, ale ktoś
przecież musi funkcjonować i jak zwykle padło na mnie.
Przede wszystkim dziękuję Wam za pamięć o mnie i za to, że tu wciąż
zaglądacie. To naprawdę pomaga w trzymaniu się pionowo.

                                       ****
Wczoraj lekarz stwierdził, że mój ślubny ma zapalenie  płuc, a konkretnie
jednego płuca. No więc  w poniedziałek rtg męskiej klaty piersiowej,
potem znów wizyta u lekarza, bo zależnie od wyniku ustawi leki.
Ciekawe czy pójdzie trzeci antybiotyk???

                                      ****
Od tego zapalenia zatok  olśniło mnie i......sprułam całkiem naszyjnik,
który haftowałam w  nocy. Chyba byłam mało przytomna gdy
wycinałam jego podkład, bo za nic w świecie nie "leżał" dobrze na
dekolcie.
No więc klnąc sama siebie sprułam i zrobiłam inny, na bazie tych
samych elementów.
Oto i on:
Jest nieco w stylu art deco. 
Trochę czasu pochłonęło mi uplecenie "sznurka", ale teraz
jestem z efektu zadowolona. Kryształki rozdzielające elementy
mają w naturze inny kolor, ale mocno oświetlone tak właśnie
się mienią.
       
                                     ****
W ostatnim  numerze Focusa wyczytałam , że przeciętnie:
"Polak zjada w ciągu roku 112 kg ziemniaków,   co daje 9 ton w ciągu
całego życia. Do tego zjada 2 krowy, 20 świń, 760 kurczaków, 46
indyków, 15 kaczek, 1000 ryb - czyli w sumie 11 ton żywności.
Do tego konsumuje tonę pomidorów, 700 kg ogórków, ponad 800
kg kapusty.
Wychodzi na to, że przez całe swe życie zjadamy 40 ton żywności, co
równa się wadze 40 słoni.
Do tego należy jeszcze dodać, że tę  żywność przyprawiamy 400 kg
soli.
W ramach deserów zjadamy 4,5 tony jabłek, 0,5 tony cytrusów, 0,5
tony bananów, ponad 200 kg śliwek.
Jeśli dziennie spożywamy ok.2,5 tys.kalorii, to w ciągu całego życia
pochłaniamy ponad 75.000.000 kcal, czyli równowartość 132 tysięcy
tabliczek gorzkiej czekolady.
Tak sobie pomyślałam,  że lepiej nas ubierać niż  żywić.
                                  
                                    ****

A co tam, idę zjeść drugie  śniadanko - jabłko i kostkę gorzkiej, 80%
czekolady.


                                      

wtorek, 5 marca 2013

Jak wrócę....

to będę. To jednak jest jakby zakazne. Głowa mi odpada, oczy bolą,
zatoki też.
Do miłego, ;)

niedziela, 3 marca 2013

Mix

Po pierwsze to dostałam psa - jamnika. Tym razem jest to jamnik
krótkowłosy. Ze świetnej hodowli u Joanny.
Jest bardzo  grzeczny, ale widać , że rozpieszczony.
Joanna zrobiła mi tym jamnikiem cudowną niespodziankę -to
osoba, która najwyrazniej czyta w myślach.
Popatrzcie na niego, jak go nie pokochać???


Z jakichś względów doszedł do wniosku, że najlepiej jest
pobawić się moją bransoletką z  howlitu.
                                ****
A tu prezentuję to, co można  robić w czasie nocy, gdy zamiast
spania trzeba czuwać. Robiąc ten naszyjnik spędziłam
noc z czwartku na piątek.
Oczywiście nie jest to jeszcze skończony naszyjnik. To dopiero
połowa pracy. Teraz muszę dać podkład, obrębić całość
koralikami no i  upleść  jakiś  "sznurek" i zapięcie.
Ponieważ bałam się, że czytając przysnę, zabrałam się za koraliki.
Przyczyna mej zarwanej nocy dość prozaiczna - mąż dostał bardzo
wysokiej gorączki i musiałam mu ściągać temperaturę starymi,
domowymi sposobami, czyli okładami. Niestety jest w grupie
osób, którym z uwagi na schorzenia i brane leki nie można podać
aspiryny lub paracetamolu a jednocześnie nie można dopuścić by
temperatura przekraczała 38,5., co udało mi się z wielkim trudem,
a temperatura dochodziła mu do 39,5.
W piątek musiałam wezwać do domu lekarza- oczywiście prywatnie.
Niestety lekarka nie wiedziała co to jest, ale wykluczyła płuca i
ewentualnie zapalenie wsierdzia. Zapisała antybiotyk, pochwaliła ,że
dobrze  ściągałam gorączkę i pojęczała, że ma związane ręce przy
tych lekach i jego stanie zdrowia.
Antybiotyk kosztował grosze, poniżej 10 zł, ale za wizytę zapłaciłam
równiutko 200 zł.
No ale mnie pochwaliła, to też coś warte, no nie?