Ogłoszenie głównie dla miłośników zespołu Quenn i Freddiego Mercury.
W Berlinie w dniu 3.06. 2023 roku w Verti Music Hall odbędzie się koncert "Miracle of Rock Quenn a Freddie Mercury.
https://miracle-of-rock.de pod tym linkiem znajdziecie więcej danych. Można też zasięgnąć informacje telefonicznie pod numerem: +49 1782018695 od poniedziałku do piątku w godzinach 12,00 do 18,00
Ja raczej nie wybiorę się na ten koncert - Freddie to był idolem pokolenia mojej córki, chociaż nie da się ukryć, że lubiłam niektóre śpiewane przez niego utwory.
A poza tym mam już dość zimy, którą dość trudno jest zakwalifikować do konkretnej pory roku - ot, taka byle jaka pora przejściowa- na moje oko jeszcze ze 4 miesiące pory przejściowej a potem będzie lato. Oczywiście krótkie. A ja słucham namiętnie staroci z lat ubiegłych:
........nieprawdopodobne, a czasem śmieszne. I chyba one pozwalają mi jeszcze jako-tako funkcjonować w obecnych coraz dziwniejszych czasach.
Mam wrażenie, że niemal wszyscy gdy usłyszą hasło "Ostatnia Wieczerza" mają przed oczami obraz namalowany przez Leonarda da Vinczi, znajdujący się w Mediolanie. Ale okazuje się, że motyw Ostatniej Wieczerzy od roku 1000 do 1750 malowano aż 52 razy. Z bardziej znanych malarzy to motyw ten malowali również: Giotto w 1305 roku dla kaplicy Scrovegnich w Padwie, Jacopo Tintoretto - jego dzieło możemy zobaczyć w Bazylice San Giorgio Maggiore w Wenecji, malował też "Wieczerzę" Tycjan i ten obraz jest chyba jeszcze restaurowany a znaleźć go można w kościele Wszystkich Aniołów w Ledburg, Nikołaj Gay- ten obraz jest w Petersburgu, Michael Willman i ten obraz znajdziemy w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Mamy również i polskiego malarza - Maciej Świerszewski namalował ten motyw w latach 1995-2005 w roli apostołów umieszczając znanych gdańszczan związanych z kulturą i sztuką , a dzieło to zdobi halę przylotów gdańskiego lotniska. Niestety nie widziałam, do Gdańska to głównie samochodem jeździłam, nie latałam.
A najsławniejsza "Ostatnia Wieczerza", ta namalowana przez Leonarda da Vinczi co jakiś czas prowokuje naukowców albo tych, którzy się za naukowców uważają, do różnego rodzaju analiz. No i wpatrując się bystro w obrazy o tej tematyce doszli do wniosku, że na przestrzeni 750 lat (od 1000r do 1750 r) wielkość porcji żywnościowych przedstawiona na obrazach o tej tematyce wzrosła o 69% a wielkość talerzy o 66%. No to teraz wiemy, skąd otyłość się bierze. Poza tym podobno na tym najsłynniejszym obrazie ( L.da V.) są zakodowane daty końca świata - tak twierdzi niejaka pani Sabrina Sforza Galitzia - jej zdaniem Armagedon rozpocznie się 21 marca 4006r globalnym potopem i zakończy się 1 listopada tegoż roku. A potem nastąpi już Nowa Era. Ta włoska ekspertka prowadziła badania rękopisów przechowywanych w bibliotece Uniwersity of California w Los Angeles oraz w Archiwach Watykańskich. A tak poza tym to wpatrzyła się bystro w element sklepienia kolebkowego znajdującego się nad oknem w środkowej części malowidła L.da Vinczi i wypatrzyła tam zagadkę matematyczno-astrologiczną, która rozszyfrowała.
A sam Watykan to szalenie tajemnicze w sumie miejsce- podobno skrywa tajemne urządzenie o nazwie Chronovisor, stworzone w latach 50-tych XX wieku przez grupę12 znanych naukowców, dzieło było sponsorowane przez Watykan. Celem zbudowania tegoż urządzenia było umożliwienie obserwowania największych biblijnych tajemnic świata, by udowodnić ich prawdziwość. Ksiądz (fizyk), Ernetti Pellegrino opisał go jako dużą szafkę z wieloma katodami, tarczami, dźwigniami i kilkoma bardzo dziwnymi antenami. Nie cofał on obserwatorów w czasie, ale umożliwiał, niczym na filmie, obserwować tamte wydarzenia. Ponoć papież Pius XII ( pontyfikat 1939 -1958) uznał chronovizor za bardzo niebezpieczne urządzenie dla całej ludzkości i pod groźbą ekskomuniki zabronił jego ponownego uruchomienia.
Ale tak jest z tajemnicami, że każda tajemnica kiedyś się wyda i w maju 1972 roku we włoskim czasopiśmie La Domenica del Corriere można było przeczytać artykuł pt. "Wreszcie wynaleziono maszynę fotografującą przeszłość" i opublikowano nawet fotografię z ukrzyżowania Jezusa Chrystusa. Podobno po jakimś czasie ksiądz Ernetti przyznał się, że ta fotografia to był swego rodzaju fotomontaż, to nawet tuż przed śmiercią twierdził, że chronovisor istnieje.
Szkoda tylko, że nikt jeszcze nie wyprodukował jakiejś maszyny naprawiającej nieco sfiksowane mózgi, bo jak dotąd to nikt owego wspaniałego urządzenia nie widział, nie mniej myślę, że olbrzymia Watykańska Biblioteka skrywa wiele tajemnic.
O ile się nie mylę, to chyba jest karnawał, a więc- tańczcie!
......u was, ale u mnie coś jakby constans. Za oknem panoszy się "zima nie zima", co na mnie już właściwie nie robi wrażenia. Trochę zimowej aury to ja tu miałam w 2017 i 2018 roku, nawet kilka razy była cieniuteńka warstewka śniegu. Wczoraj wieczorem miałam tu nawet minus dwa stopnie, dziś w dzień było już tylko plus 2, a teraz mam plus 1. Na szczęście nic nie pada. W sklepach u mnie, tak jak i chyba w całej Europie - drożyzna. Nie wiem ile w tym prawdy, ale podobno najlepiej w tej chwili powodzi się Holendrom.
Nieco fajniejsze wiadomości są w sferze badań kosmicznych. Dzieje się to za sprawą umieszczonego w przestrzeni Kosmicznej w październiku 2021 roku nowego teleskopu, następcy teleskopu Hubble'a. Ten nowy to James Webb Space Telescope. Widzi więcej i lepiej niż poprzedni teleskop, bowiem obserwuje w zakresie podczerwieni, co pozwala na zaobserwowanie zjawisk i obiektów których nie da się obserwować przy pomocy teleskopów widzących tylko w zakresie widzialnym.
Dzięki niemu mamy zdjęcia czarnej dziury, pierwsze zdjęcie pierwiastka chemicznego powyżej pierwiastka helium, (czyli Helu, liczba atomowa 2) pierwsze zdjęcie pierwiastków chemicznych w atmosferach egzoplanet, w tym pierwsze zdjęcie pierwiastków chemicznych w atmosferze gazowego olbrzyma oraz zdjęcie pierwiastków chemicznych w atmosferze super-ziemskiej planety, czyli planety pozasłonecznej o masie większej od masy Ziemi i należącej do planet skalistych.
Aktualnie teleskop przechodzi testy i kalibrację a naukowcy czekają już na następne odkrycia. Jako absolutna ignorantka poczytałam przy okazji o podczerwieni, którą odkrył Wiliam Herschel w lutym 1800 roku. W czterdzieści lat później, jego syn John Herschel uzyskał pierwszy zapis obrazu cieplnego na papierze. A my, dzięki odkryciu podczerwieni mamy detektory , które w kolejnictwie wykrywają stany awaryjne taboru kolejowego podczas jazdy, w energetyce badają stan infrastruktury przesyłowej energii elektrycznej, wojsko ma systemy obserwacyjne, celowniki na bezzałogowych obiektach latających i na amunicji samonaprowadzającej się. Na szczęście podczerwień wykorzystywana jest również w medycynie - pomaga we wczesnym wykryciu zmian nowotworowych w tkankach miękkich oraz zaburzeń w krążeniu krwi.
Z mego osobistego punktu widzenia wolałabym by owa podczerwień służyła głównie medycynie a zwłaszcza we wczesnym wykrywaniu zmian nowotworowych.
No to was setnie tym razem wynudziłam, ale od dziś to już z górki do weekendu!
.......... pełną piersią, a tak dokładnie to dwiema piersiami, jako że nadal posiadam komplet.
W końcu roku , jak zawsze od pięciu lat, dotarł do mnie druczek wysłany przez ZUS, na którym miałam stwierdzić, że nadal jeszcze (niestety dla ZUSu) żyję i nadal należy mi przysyłać tzw. rentę rodzinną. Wypełnienie druczka to "maleńki pikuś", niestety mój podpis za każdym razem wymaga poświadczenia własnoręczności jego. A poświadczyć może albo Konsulat Polski w Berlinie, albo notariusz, albo upoważniony do tego urzędnik w miejskim urzędzie. Dotychczas truchtałam do naszej ambasady, która mieści się w ładnej, willowej dzielnicy, niestety dość daleko od centrum miasta. Na domiar złego nie dojeżdża tam metro, autobus ma przystanek w odległości mniej więcej dwóch kilometrów od ambasady, a do tegoż autobusu to ja z kolei mam dojście około 2 kilometrów. A ja, jak na złość, od dość długiego czasu mam spore problemy ze swobodnym i bezbolesnym szlajaniem się per pedes. No ale dzielnie wypełniłam druczek, postanowiłam podjechać do ambasady taksówką i w tym układzie bym przedreptała tylko 4 km per pedes, rozdzielone przysiądnięciem w autobusie. Nie przewidziałam jednego - po pandemii zaczęło w Berlinie brakować......taksówek. Ponoć dziennie Berlin traci kilkadziesiąt taksówek, bowiem ceny paliwa plus inflacja sprawiły, że taksówkarze rezygnują ze swojego dotychczasowego źródła utrzymania. Bardziej się widać opłaca status bezrobotnego i związany z tym zasiłek. Gdy już niemal wpadłam w czarną rozpacz, przypomniało mi się, że mam coś takiego jak profil zaufany w ZUS- PUE. PUE załatwiłam sobie zaraz po śmierci męża, gdy załatwiałam sprawy w ZUS-ie w Szczecinie. Odsiedziałam wtedy z godzinę w kolejce, ale się opłaciło. Mając owe konto ZUS-PUE (PUE- czyli Platforma Usług Elektronicznych) mogłam sobie dziś załatwić video-rozmowę z pracownikiem tejże instytucji. Potrzebne do tego są dwie rzeczy - kamerka i mikrofon. Oprócz tego musiałam jeszcze przed oko kamerki przedstawić swój paszport i niemiecką legitymację ubezpieczeniową. I tym prostym, nowoczesnym sposobem mam sprawę załatwioną bez ruszania się sprzed komputera. A pogoda u mnie wybitnie anty-spacerowa, chociaż jest +9 stopni. Wieje silny wiatr i niestety dość często pada.
Ponoć ów profil zaufany PUE można sobie wyrobić też nie ruszając się sprzed komputera, no ale ja tego nie sprawdzałam. I niestety ów wspaniały wynalazek nie pomoże mi w kwestii wymiany Dowodu Osobistego, bo muszą pobrać mi do tego celu odciski palców. Nie dość, że pobrano mi je gdy wyrabiałam sobie przed wyjazdem z Polski paszport, to przez te odciski palców będę musiała przedsięwziąć wycieczkę do Szczecina lub Słubic, by to załatwić. Ale nie wykluczam, że może znów wprowadzą jakieś udogodnienie i np.ambasady będą nie tylko wyrabiały nowe paszporty ale może i Dowody Osobiste. Pośpiech, jak wiadomo, wskazany jest tylko przy łapaniu pcheł, więc nieco zaczekam z tą wymianą dowodu. Tu się posługuję po prostu paszportem.
Na razie usiłuję pokochać swój nowy smartfon - trochę walczymy ze sobą - to taki co ma 5G w swej nazwie. Niby nie za duży, ale jakiś ciężki - poprzedni był znacznie lżejszy. Ukazuje mi się za każdym razem tyle ikonek, że dostaję oczopląsu. Muszę w weekend zaprząc starszego wnuczka by mi połowę tego patałajstwa powyrzucał. No i muszę smartfon w coś przyodziać- niestety "ubranko" z poprzedniego jest za małe;(
Poza tym -jak w ogródkach działkowych - nic się nie dzieje, no może poza faktem, że domofon znów nawala.
...........że dzisiejszy wschód słońca był taki kolorowy?
To zdjęcie robiłam około godziny 8 rano, ale gdy godzinę później wychodziłam z domu już lał deszcz, a do tego całkiem mocno wiało. I wciąż leje, jakoś wcale nie zamierza przestać padać. Ulewny deszcz to jak dotąd jest tu dla mnie sprawą unikatową, bo z reguły w czasie ostatnich 5 lat to były przelotne deszcze, a nie regularne ulewy. Gorzej, bo przez kolejne 3 dni też będzie lało. Nie feler, dobrze mi się siedzi w mojej chacie.
Dziś po raz pierwszy od przyjazdu wylądowałam u dentystki. Na szczęście mam tam dobry dojazd i to w okolice, które dobrze znam. Pani dentystka to Polka, młoda i na dodatek ładna i bardzo sympatyczna. Gabinety wyposażone we wszystkie możliwe i potrzebne cuda techniki. Dziś było tylko wstępne rozpoznanie co trzeba będzie zrobić, najbliższe dwie wizyty już mam wyznaczone na 9 i 15 lutego. W ramach rozpoznania problemu pani dentystka " tzw. od ręki" zrobiła mi rtg panoramiczne całej paszczęki i zaraz mi je pokazała na monitorze kompa, tłumacząc co i jakiej wymaga naprawy. Przy okazji potwierdziło się moje podejrzenie, że to co robił mi dentysta w Polsce przed wyjazdem zostało źle zrobione i niestety ząb pójdzie na straty. Ma facet szczęście, że nie mam ochoty na wizytę w Warszawie, bo chybabym gada natłukła, zwłaszcza, że zapłaciłam wtedy całkiem sporo. No ale chciałam wyjechać ze zdrowymi zębami. Jak widzicie to już mam tu trzech lekarzy - Polaków: lekarza rodzinnego, ortopedę, a teraz dentystkę. Poluję jeszcze na fryzjerkę - Polkę.
A deszcz nadal leje. Dobrze, że wczoraj całkiem przytomnie zrobiłam swoje żywnościowe zakupy.
Właśnie dotarłam ogłuszona i z lekka zaczadzona do swego mieszkania. Wreszcie mógł sobie naród postrzelać. Na każdym narożniku ulic w okolicy, w której mieszkam, zmęczony pracą, pandemią , maseczkami, podwyżkami cen żywności, elektryczności, gazu, paliwa - naród odreagowywał swą frustrację w huku petard - niestety ogłuszającym.
A żeby było jeszcze zabawniej to właśnie jest w tej chwili- godzona 1,20 w nocy- i 16 (słownie szesnaście) stopni ciepła. Podobno ceny owych sztucznych ogni były w tym roku "powalające", ponieważ przez ostatnie dwa lata był mocno zmniejszony popyt a przechowywanie ich w odpowiednich warunkach jest bardzo drogie a do tego podobno zakup tańszych, sprowadzonych przez Polaków był zbyt ryzykowny, bo ich jakość nawet u bardzo oszczędnych budziła wielki niepokój. Jakiś cud nad Sprewą - już się wyciszyło!!!
A ja wszystkim odwiedzającym życzę by ten NOWY ROK nie był gorszy od tego, który pożegnaliśmy.