drewniana rzezba

drewniana rzezba

piątek, 30 maja 2014

Może nie powinnam,

bo się narażę wielu osobom, ale MUSZĘ!
Coraz mniej mi się w naszym Kraju podoba- coraz mniej.
Po pierwsze - sprawa pogrzebu generała Wojciecha Jaruzelskiego - tak naprawdę
był człowiekiem, któremu powinniśmy wznieść pomnik. Za to, że dzięki Jego
trzezwości osądu sytuacji ocalił nas przed rozlewem polskiej krwi, przed udzieleniem
nam "bratniej pomocy" przez wojska radzieckie, enerdowskie i czechosłowackie.
Teraz, po latach, jakoś nikt nie pamięta, że w tym czasie w Polsce stacjonowało ok.
500 tys. żołnierzy Armii Czerwonej a Czesi wręcz przebierali nogami nie mogąc się
doczekać wzięcia na nas rewanżu za udzieloną im w przeszłości  "bratnią pomoc".
Śmieszne są dywagacje, że nie ma dokumentu, że  ZSRR miało wkroczyć do naszego
Kraju - oni nie musieli wkraczać - oni już tu byli!- musieli tylko wyjść z koszar.
Urodziłam się w PRL i wychowałam i nigdy nie byłam miłośniczką idei socjalizmu
czy też komunizmu. Nie byłam też beneficjentem tego systemu, nie należałam do
jakiejkolwiek partii politycznej, co najwyżej do PCK.
I gorszy mnie ten wściekły jazgot prawicowych polityków nad trumną Zmarłego.
Tak samo, jak gorszyły coroczne pikiety w rocznicę ogłoszenia  stanu wojennego.

Druga sprawa - podpisanie przez lekarzy owej dziwacznej deklaracji na Jasnej Górze.
Jeżeli lekarz uznaje, że religia jest ważniejsza od zdrowia pacjenta to powinien
zwyczajnie zmienić zawód.
Żeby była jasność - nie uważam, by aborcja była dobrym środkiem regulujacym
dzietność, ale są sytuacje, gdy ciąża lub poród mogą zabić kobietę. A ta cała histeria
wokół życia poczętego - co z tego, że chroni się życie poczęte, skoro pózniej, gdy
owo życie poczęte zamieni się w dziecko, ochrona jego życia jest już tylko iluzją?
A może mniej naganne od aborcji jest zabicie  noworodka lub pobicie małego
dziecka ze skutkiem śmiertelnym?
Dlaczego nikt się nie zastanowi nad tym ,że ani restrykcyjna ustawa antyaborcyjna
ani sprzeciw wobec zapłodnień in vitro nie wpłyną na poprawę stanu demograficznego?
Poza tym czy warto być krajem licznym z mało wartościowymi ludzmi ? Może lepiej
by było nas mniej, za to zdrowszych, mądrzejszych, lepiej wykształconych?

Polska była kiedyś krajem wielo -wyznaniowym, wielokulturowym. Żyli obok siebie
ludzie różnych wyznań, osiedlali się cudzoziemcy. A teraz - jest cała masa młodych,
którzy nie chcą tu  wracać, choć na emigracji wcale im się nie powiodło.
Bo do życia, z którego człowiek ma satysfakcję nie tylko pieniądze są potrzebne.
Potrzebna jest świadomość, że jest się pełnoprawnym obywatelem, nie zniewolonym
czyimiś obłędnymi ideami.

poniedziałek, 26 maja 2014

Aby nie być gołosłowną,

wrzucam kilka fotek. Co prawda tylko jeden naszyjnik jest skończony i nawet
świetnie się nosi.
Reszta czeka mego zmiłowania, bo zaczęłam dzierganie letniego "czegoś" -
słowo daję, że nie wiem co z tego wyjdzie. W każdym razie będzie ze 100%
włoczki bawełnianej,ścieg ażurowy, kolor- melanż, od błękitu do ciemno
szarego.
To będzie wisior
To już gotowy naszyjnik, świetnie się nosi
A to będzie albo broszka albo wisior
A to, dla odprężenia, widok z mego kuchennego okna





niedziela, 25 maja 2014

Nie cieszcie się....

....nadal  jestem, czego dowodem jest ten wpis. Nie tylko jestem, nawet uplotłam
kilka rzeczy. Nie wszystko zdążyłam "sfocić" bo ich właścicielka stała mi nad
głową i zabrała jeszcze ciepłe.
Poza tym byłam na działce, tzw. leśnej. Nawet nie  wyobrażacie sobie jak ja nie
lubię działek.
Pierwszym niemiłym dla mnie doznaniem jest...wilgoć i ten  zapach pleśni, gdy
wchodzi się do takiego domku. I nie ma różnicy czy to dom ceglany czy też
drewniany. Nic dziwnego, wszak dom przez  10 miesiecy stoi nieużywany- nikt
tam nie mieszka  od póznej jesieni do póznej wiosny.
A więc, -wchodzimy i pierwszą czynnością jest zrobienie przeciągu i wyniesienie
na zewnątrz wszelakiego dobra ruchomego - niech się wietrzy. Drugą czynnością
jest....rozpalenie w kominku, choć za oknem +28 w cieniu, ale przecież trzeba
suszyć wnętrze.
Potem jest wybebeszanie samochodu, który jest wypełniony "wszystkim co się da"
bo najbliższy sklep jest  zaledwie o 20 km dalej i nie jest wypełnionym po brzegi
super marketem, w którym jest niemal wszystko.
No a potem to już można niemal cieszyć się posiadaną działką. Radość zaczyna
maleć w chwili, gdy zaczyna się odwrót w stronę miasta - zaczynamy od wnoszenia
tego co się wietrzyło, wygaszania ognia, zakręcania i zamykania, pakowania do
samochodu tego, czego nie można zostawić, wreszcie zamykamy za sobą drzwi
mając cichą nadzieję, że nikt nam nie zrobi "włamu" i nie zdewastuje domku, oraz
nie pozbawi go wyposażenia. Teraz jeszcze tylko kilka kilometrów bardzo złej
drogi, która testuje wytrzymałość naszego samochodu, a potem już szosą, prosto
do miasta, tak z 85 km. I stanie w korkach na skrzyżowaniach z innymi drogami.
I tak w każdy weekend. A potem spędza się tu urlop, co mniej więcej w trzecim
sezonie  zaczyna być uciążliwe i...nudne. I wtedy szukamy nerwowo kogoś, kto
chciałby nabyć naszą działkę - pełną uroku, z domkiem, stan idealny.
I dlatego nikt mnie nigdy nie namówi na zakup jakiejkolwiek działki.
Poza tym leń jestem i nie widzę powodu bym musiała "obrabiać"  dwa domy.
 Z co śmieszno-dziwniejszych rzeczy to  miałam sen - oby nie proroczy.
Otóż śniło mi się, że zapisałam się do lekarza, bo kończą mi się leki, które stale
biorę ( na jawie to zapisałam się do lekarza z 10 dni temu) . A gdy dotarłam  we
śnie do przychodni, okazało się, że mojego stałego lekarza nie ma, bo w stosunku
do pacjentów kierował się wskazaniami medycznymi a nie sumieniem katolika
i został zwolniony z pracy. Przez komisję nowej etyki lekarskiej.
I w gabinecie siedziała jakaś nieznana mi osoba płci żeńskiej, która powiedziała,
że nie dostanę recepty na leki, bo w przeszłości stosowałam antykoncepcję i
urodziłam tylko jedno dziecko, a mogłam przecież więcej. Usiłowałam ją co
prawda przekonać, że z powodu moich kłopotów z tarczycą cudem urodziłam to
jedno, ale ona twierdziła, że w komputerze stoi jak byk,  że brałam tabletki, więc
nie rodziłam z tego powodu a nie z powodu choroby tarczycy. I tak się w tym śnie
zezłościłam, że aż się obudziłam.
Mam tylko nadzieję, że gdy jutro udam się po recepty to je dostanę bez trudności.
Ślubny się ze mnie śmieje, bo większość moich dziwnych snów się spełnia.
Czasem w 100 procentach.
Miłego nowego tygodnia życzę;)


wtorek, 13 maja 2014

Nie idzie mi

Nic mi nie idzie, a zwłaszcza blogowanie. Żeby się przemóc naklikałam coś na
drugim blogu. Niestety smutne i z gatunku "mężczyzni to inny gatunek biologiczny".
Nie idzie mi też koralikowanie - trzeci raz robię "nośnik" do zawieszenia na nim
oprawionego w koraliki jaspisu. Właściwie ten trzeci to już pruję, bo mi się
pomyliła kolejność koralików. Masakra!!!
Jedyne co mi wychodzi znakomicie to......spanie. Niestety najlepiej mi się śpi
w ciągu dnia, a potem, nocą, czytam. Po trzydziestu latach czytam powtórnie
"Paragraf 22" Hellera. I chyba bardziej mi się podoba niż wtedy. Pewnie dlatego,
że zgorzkniała baba się ze mnie zrobiła.
Może mi to przejdzie gdy już skończę ten cykl rehabilitacji- 3 tygodnie to strasznie
długo, jak dla mnie.

I zamarzyło mi się zrobienie "czegoś" na drutach - popatrzyłam po blogach
dziewiarek ręcznych i nabrałam ochoty na coś bawełnianego- np. wiosenny,
rozpinany sweterek. Już nawet włóczkę wynalazłam i......nabrałam wątpliwości.
Jeszcze jej nie zamówiłam, na szczęście. Jeszcze jakieś resztki rozsądku pod
sufitem tkwią.                      
Niestety nie noszę rozmiaru XS, więc nie wykluczone, że załamię się w trakcie
dziergania i znów czegoś nie dokończę. Nie pierwszy zresztą raz.

Czeka mnie mały remoncik - sąsiad nade mną ma  zle położoną terakotę  na swej
loggii i gdy pada deszcz zacieka to pod spód, czyli na sufit mojej.
Zacieka tak namiętnie, że  odpadł spory kawał betonu i zbrojenie widać.
Jakimś  cudem dostrzegł to pan "techniczny" z  naszej ADM i zawiadomili mnie,
że będą  to naprawiać, czyli - sąsiadowi skują tę terakotę, zrobią nową szlichtę
odpowiednio wyprofilowaną, założą jakiś-tam parapet i wtedy naprawią ubytek na
suficie mojej loggii.
To fajnie brzmi, tyle tylko, że mieszkanie sąsiada jest pod moją opieką, więc mój
entuzjazm dla sprawy oscyluje wokół zera, bo trzeba usunąć wszystko co facet ma
na swej loggii. A sporo rzeczy tam niestety ma.

Postanowiłam zakupić żyworódkę pierzastą - skoro już muszę mieć w domu coś
zielonego, niech to będzie coś zdrowego i pożytecznego. Jest lepsza od aloesu.
I równie mało absorbująca w hodowli.
Poza tym poszukuję geranium, a właściwie pelargonii pachnącej.

I to byłoby na tyle, jak  mawiał klasyk.

piątek, 2 maja 2014

Dobre wieści

Otrzymałam dziś radosną wiadomość - chyba wreszcie skończą się kolejki do
lekarzy specjalistów!!!
Pierwszym zwiastunem NOWEGO była wizyta  mojej znajomej w jednej z
z podwarszawskich przychodni.
Owa pani otrzymała skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu do lekarza
endokrynologa. Chcąc sprawę przyspieszyć, zrobiła na własny koszt badanie
poziomu TSH i otrzymawszy wynik, pełna lęku skierowała swe kroki do
przychodni.
Podała  pracownicy recepcji owo skierowanie i drżącym z emocji głosem
spytała,  na kiedy mogłaby się zapisać do endokrynologa.
"A chce pani może na dziś?"- spytała recepcjonistka. Znajomej z lekka opadła
ze zdziwienia szczęka- jak to na dziś?, zapytała niezbyt mądrze.
Nooo, na dziś, potwierdziła recepcjonistka.
Znajoma delikatnie się uszczypnęła w rękę, sprawdzając czy to aby nie sen.
Zabolało, więc jednak to nie był sen. Szybko wyraziła zgodę, recepcjonistka
wypełniła odpowiedni druczek i wręczyła jej numerek. Znajoma zerknęła na
ten numerek i znów zbaraniała z wrażenia - na plastikowej plakietce widniała
cyfra 68.
Czy to numer gabinetu?- zapytała .Nie, to numerek do lekarza, a gabinet nr 5.
Zupełnie  ogłupiała podeszła do gabinetu, dopytała się, kto ma numerek 67 i
po niecałej godzinie weszła do gabinetu.
Siedzącemu za biurkiem mężczyznie podała skierowanie i wynik TSH.
Lekarz rzucił okiem na wynik badania, wpisał wynik do karty pacjentki i
oddając jej ten wynik powiedział:
"wynik w porządku, mieści się w normie, jest pani zdrowa. do widzenia"
Znajoma usiłowała mu powiedzieć, że zle się czuje , choć wynik jest niby
dobry, ale lekarz powtórzył- "jest pani zdrowa. do widzenia".
Znajoma zrezygnowana wyszła z gabinetu i powędrowała do recepcji.
Dowiedziała się, że ów pan jest lekarzem wojskowym, przysłanym  przez NFZ
w ramach likwidacji kolejek do specjalistów.
Zapisała się do endokrynologa w ramach komercji. W końcu zdrowie wiecej
warte niż 120 zł.
Komentować tego wszystkiego nie będę , cenzuralnych słów mi zabrakło.