..........wypad do parku.
Tak się jakoś składa, że jesteśmy rodziną, która hołduje planowaniu. Na ten weekend nie mieliśmy nic zaplanowanego w sensie wypadu poza domowe pielesze, więc spędziłam leniwe przedpołudnie i gdy szykowałam dla siebie lunch zatelefonowała do mnie córka, że właśnie wpadli na pomysł, by pojechać do parku, w którym jeszcze nigdy nie byli, choć mieszkają w Berlinie już 8 lat.
Bo park jest daleko, bo dojazd komunikacją miejską mówiąc wytwornie uciążliwy bo trzeba się ze 3 razy przesiadać a poza tym pogoda się zrobiła piękna, ma być 25 stopni ciepełka, więc może bym z nimi tam samochodem pojechała. I jeśli tak, to za godzinę po mnie podjadą. I choć mój stary hyundai getz nie jest wytwornym samochodem, to na jeżdżenie po Berlinie i okolicach zupełnie wystarcza i ma "getzunio" jedną zaletę- jest po prostu nieduży i zaparkuje tam, gdzie się żadna "porządna, markowa bryka" się nie zmieści, co w pełni docenia mój zięć. Wnuki mniej. Poza tym getz jest samochodem bezawaryjnym.
Wrzuciłam na swój wewnętrzny ruszt lunch i pojechaliśmy. Tak naprawdę to myślałam, że jesteśmy już dawno poza Berlinem, bo bardzo długo jechaliśmy kawałkiem autostrady ale to było tylko moje złudzenie. Wpierw krążyliśmy długo i namiętnie by znaleźć jakieś miejsce do zaparkowania, bo jak to w Berlinie- znalezienie miejsca na parkingu przypomina szukanie złotych samorodków w dopływach Wisły lub Odry- notoryczny brak takowych. Udało się na trzecim parkingu - było właśnie jedno, takie nieduże miejsce, w które jadący przed nami "prawdziwy samochód", czyli duże BMW, nawet nie usiłował wjechać, tylko na moment kierowca zwolnił i pojechał dalej.
Park ma bardzo dziwny kształt, bo jest "obudowany" dokładnie ogródkami działkowymi, cmentarzem i osiedlem. Kiedyś , w latach osiemdziesiątych, urządzono w tym miejscu wystawę ogrodniczą i park jest właśnie na jej miejscu. Niewątpliwą atrakcją jest jeziorko. Jedną z zatoczek jeziorka zajmują miłośnicy pływających modeli. Z przyjemnością posiedziałam na brzegu oglądając jak się chłopcy w wieku 50+ pięknie bawią pływającymi modelami:
Siedziałam, przyglądałam się modelom, ludziom i słuchałam muzyki country, która dobiegała z pobliskiej estrady na drugim brzegu zatoczki , którą przemierzały wzdłuż i wszerz pływające modele. Pływała też jedna kaczka, łyska, na której pływajace modele nie robiły żadnego wrażenia, ale z daleka marnie się prezentowała w smartfonie, więc nie mam jej portretu.
Potem poszliśmy obejrzeć różne rośliny dekoracyjne - fotki poniżej.
Nie mam zupełnie pojęcia dlaczego ktoś ochrzcił te maluteńkie kwiatki "Czajkowski"
Zwróćcie , proszę, uwagę na nazwę tych białych róż- jest na tabliczce.
I moje ulubione drzewko - klon japoński w dwóch wersjach - młodszej, wyglądającej jak krzew i starszej- już uformowane drzewo.
I jeszcze tylko:
rzut oka na "filary" mostu przerzuconego nad zatoczką jeziorka, oraz dwa zerknięcia na jeziorko.Ta dziwna budowla po drugiej stronie jeziorka to restauracja
W drodze do domu wstąpiliśmy na super-hiper lody w Steglitz - wybrałam dla siebie marcepanowe i czekoladowe z kawą. Mogłabym je zjadać codziennie. Pal nędza ewentualne przytycie!
Jak na moje ostatnie dolegliwości to strasznie się złaziłam po tym parku i z trudem wygramoliłam się pod swoim domem z samochodu. Ale warto było! I pogoda była super i park naprawdę piękny.
Miłego nowego tygodnia dla Was, może wraz z taką muzyką w tle: