....jesteśmy zameldowani w Berlinie.
Przyjechaliśmy do urzędu nieco wcześniej, ale, jak twierdził zięć, ta linia
autobusowa, którą mieliśmy dotrzeć na miejsce jezdzi dość nieregularnie choć
wg rozkładu jazdy to co 5 minut. Tym razem jednak , zapewne na naszą cześć
autobus przyjechał zgodnie z rozkładem jazdy.
Trochę było czekania, ale warunki były dobre- duża sala, pełno miejsc siedzących,
dwa ekrany pokazywały który numer i do którego pokoju jest wzywany.
Pani urzędniczka bardzo sympatyczna, nie miała żadnego kłopotu z odczytaniem
naszego nazwiska ( a jest ono niewątpliwie testem na inteligencję i dykcję),
jej klawiatura wyposażona była w polskie znaki, a pani bystro zauważyła, że nieco
nietypowa jest końcówka mego nazwiska, bo w polskim żeńska forma kończy się
na literę "a".
Formalności od chwili złożenia druków do wydania karty meldunkowej trwały
"aż" 10 minut.
Na froncie łazienkowym od dziś stagnacja- rano, w ciągu pół godziny dwóch
"nowych" panów zainstalowało prysznic. Zainstalowali i zniknęli.
Znów ciut nakurzyli, bo musieli wywiercić jedną dziurę w glazurze.
Teraz będzie oczekiwanie na tę szklaną ściankę, bo ona jest robiona na
zamówienie. A to może potrwać 10 do 14 dni.
I pewnie znów jacyś inni panowie będą ją instalowali. Jak dotąd to przez
naszą łazienkę przewinęło się trzech panów od demontażu, jeden od układania
płytek i dwóch od zamontowania baterii prysznicowej.
A w Polsce zrobiłby to jeden facet - uniwersalny fachowiec.
No a skoro tyle jeszcze trzeba czekać to się wzięłam za dokładne umycie
calutkiej łazienki, łącznie z jej wyposażeniem. Pył był nawet wewnątrz
zamkniętych szafek więc się narobiłam sporo.
Z rozpędu "obskoczyłam" i resztę mieszkania a teraz padam ze zmęczenia.
Skoro już mamy zameldowanie to teraz prześlemy je wraz z właściwymi
dokumentami do tutejszej Kasy Chorych i założymy sobie konto w banku.
Zięć się śmieje,że jeszcze trochę a poprosimy o azyl. Kto wie? Nigdy nic
nie wiadomo;)
Następne zdjęcie łazienki będzie gdy już zainstalują tą ściankę.