Nic się nie dzieje bo jest upał.
Dziś w niektórych landach jest dzień wolny od pracy, bo czczą Boże Ciało.
Tu już był dzień wolny z okazji Wniebowstąpienia oraz dzień wolny po
Zielonych Świątkach. Jak zauważyłam to w tym miesiącu dzieciaki nie
nachodziły się do szkoły, bo po wolnym od pracy dniu, miały jeszcze jeden
dzień wolny od szkoły.
Poza tym w gimnazjach są matury więc młodsze klasy mają mniej zajęć- a to idą
na pózniejszą godzinę, a to wychodzą wcześniej ze szkoły albo są wypychane na
jakąś wycieczkę.
Podejrzewam, że nasza winda nie lubi upałów - ledwo ją naprawili a znów nie
działa. I to mnie martwi, bo mam zakaz chodzenia po schodach- obojętne
w którym kierunku. Szkodzą niezależnie od tego czy idę w dół czy w górę.
Ale ze zdziwieniem i radością odkryłam, że jakoś włażę na to 3 piętro i nawet
nie mam psiej zadyszki.
Mój mąż po operacji kardiologicznej (implant zastawki aortalnej i bypassy)
musi być pod opieką kardiologa.
W Polsce był pod opieką kardiologa prywatnego. Raz na kwartał wizyta rutynowa,
co pół roku echo serca.
Tu dostał oczywiście skierowanie do kardiologa z AAOK, czyli z Kasy Chorych
i dziś dostałam ze śmiechu kolki - najbliższy możliwy termin wizyty to ...2019 rok.
Bo kardiolog, do którego nas skierował lekarz jest b. dobrym i rozchwytywanym
specjalistą i nawet na wizyty prywatne nie ma już wolnych terminów.
Trzeba będzie poszukać innego kardiologa. I tę czynność scedowałam na córkę.
A propos córki - wczoraj rano miała jechać służbowo do Strasburga -
zarezerwowała sobie bilet w I klasie, klima, WiFi, posiłek do przedziału.
Niestety nie ma bezpośredniego połączenia do Strasburga, trzeba w Hanowerze
zmienić pociąg. W sumie to podróż trwa 6 godzin, no ale miała przy okazji nieco
w pociągu popracować.
Siedzę wczoraj w domu przy kompie i kawie i...dzwoni moje dziecko, że właśnie
wraca z dworca do domu, bo pociąg do Hanoweru odwołany z powodu..... tak
dokładnie to nie wiadomo, bo z powodu pogody. Bo tam po drodze przechodziły
jakieś gwałtowne burze, ulewy itp. nieszczęścia atmosferyczne.
I tym sposobem na umówione spotkanie nie dojechała.
Za to spędziła na berlińskim dworcu ze dwie godziny, bo takich zdesperowanych
odwołaniem pociągu osób było naprawdę sporo.
Przypomniał mi się od razu nasz powrót pociągiem z Niemiec w 2003 roku.
Też był upał i pociąg zle go znosił, nawet gorzej niż ja. Jechał nie przekraczając
30 km/godz., bo temperatura w cieniu wynosiła tego dnia +38 stopni .
I do Warszawy dowlekliśmy się nie rano ale dopiero pod wieczór.
Dziś u mnie kolejny dzień upalny i nikt ani nic mnie z domu nie wygoni.
Pozamykałam okna od strony południowej, pootwieraliśmy te od strony północnej
i jest w domu chłodniej niż na ulicy. Tu i tak jest niezle, bo drzew jest naprawdę
dużo i chodzenie w ich cieniu nie jest tak bardzo uciążliwe.
Wszystko dookoła kwitnie, zaczęły kwitnąc również lipy, kwitną też jaśminy
i robinie akacjowe białe i fioletowe.
W trawnikowych przydomowych ogródkach kwitną róże i są wśród nich wysokie
różane drzewka. Przepięknie kwitną! Pierwszy raz takie widzę!
Kilka dni temu napisałam u Nitagera, że nie widzę tu jerzyków- właśnie wczoraj
usłyszałam ten charakterystyczny ich pisk i jak pociski przemknęły za moim
oknem dwa jerzyki.
No i wczoraj była imitacja burzy: napłynęły ciemne chmury, dwa razy gdzieś daleko
od nas grzmotnęło z dziesięć minutek popadał niezbyt intensywny deszcz, w pół
godziny pózniej wszystko wróciło do normy, czyli był nadal upał.
Przez tę ilość drzew nabędę nowej sprawności harcerskiej - mistrz mycia szyb
samochodowych. Tu zawsze stoi się pod drzewami i zawsze coś lepiącego się
z tych drzew spada. Samochód wygląda jak oblepiony miodem.
Marzę o duuużym deszczu, może się to wtedy choć trochę zmyje?
Zdaje się ,że w Polsce macie dłuższy weekend, a więc......
miłego wypoczynku dla Was!