.....vici
To też jest Berlin- pierwsze trzy zdjęcia są z Grunewaldu, który od 1920
roku jest w granicach Berlina.
Niewątpliwie atrakcją turystyczną jest wieża, zbudowana na przełomie
lat 1897/1898, a jej projektantem był Franz Schechten.
Ogromnie podobała mi się ta dzielnica - jest wiele prześlicznych willi
bardzo wiekowych i oczywiście równie wiele nowych.
Ponad 10 ambasad ma tu swoje siedziby a 9 ambasadorów ma tu swe
prywatne rezydencje.
A to, co mnie się najbardziej podobało to fakt, że można bez żadnego trudu
dojechać z samego centrum Berlina - do Grunewaldu jechaliśmy dwoma
autobusami, wracaliśmy już potem szybką kolejką miejską i metrem.
Jest to część Berlina, gdzie jest bardzo dużo pięknych, starych kamienic,
a ulice toną w zieleni - Berlin to najbardziej zadrzewione miasto w Europie.
Ostanie zdjęcie to najzwyklejszy park miejski, w którym okoliczni mieszkańcy
spędzają wolny czas. Wiele osób urządza tu przyjęcia dla dzieci na powietrzu.
Poza terenem na którym można "biwakować" znajdują się tu wydzielone place
zabaw dla dzieci, szkółka piłkarska dla dzieci i boisko do piłki nożnej, oraz spory
teren do mini golfa.
Poza tym teren jest zamieszkany przez dzikie króliki- jest ich tu mnóstwo i
jakoś są mało płochliwe. A psy, których tu sporo spaceruje z właścicielami, wcale
tych królików nie gonią.
W innych parkach zadomowiły się lisy a na miejskich terenach leżących blisko
jezior, których tu jest sporo, można spotkać szopy pracze.
Moje prywatne krasnoludy jak zwykle rozbawiły mnie do łez. W piątek wieczorem
młodszy miał kłopot z zaśnięciem. Zięć ułożył chłopców, zgasił światło i mniej
więcej za pół godziny słyszymy płacz- okazało się, że gdy mały się kręcił i marudził,
starszy usiadł przy nim i zaczął go uspokajać , a ponieważ nie dało to żadnego efektu,
starszy wszedł pod łóżko i zaczął....płakać, z bezsilności.
Starszy chodzi na basen, do "szkółki" pływackiej, opanował już "żabkę" (dostał
dyplom), a teraz opanowuje styl grzbietowy. Wyrobiły mu się mięśnie, co nawet
widać, o czym mu córka powiedziała.
Młody, rozbierając się ogląda swą lewą pachwinę z wielkim zainteresowaniem, więc
pytamy się co go tak nurtuje - Młody z całą powagą wyjaśnia: bo czuję jak mi tu
jeden mięsień rośnie.
Poza tym był z córką na musicalu dla dzieci- ma z niego płytę CD z piosenkami oraz
teksty tych piosenek. Każdą wolną chwilę wykorzystuje na śpiewanie tych piosenek
"na okrągło" i przez cały czas pobytu towarzyszyła mi piosenka, której się Młody
uczył na pamięć - a była ona o "Zardzewiałym Rycerzu".
A Młodszy - jest typowym trzylatkiem, okaz książkowy.Nie na moje stargane nerwy.
drewniana rzezba
poniedziałek, 31 marca 2014
sobota, 22 marca 2014
Utonęłam...
.....gdzieś na południe od Brazos.
Należę do tych dziwadeł, które po wielu, wielu latach wracają do już przeczytanych
książek. Powodów jest zawsze kilka- chyba najistotniejszym z nich jest moja
ciekawość jak dziś, po wielu, wielu latach odbiorę daną powieść, czy też wiersz.
W 1991 roku przeczytałam w zabójczym tempie dwa tomy, w sumie ponad 800 str
powieści westernowej "Na południe od Brazos"- tytuł oryginału "Lonesome Dove".
Powieść popełnił urodzony w Teksasie Larry McMurtry. Po raz pierwszy została
wydana w 1985 roku i otrzymała rok pózniej nagrodę Pulitzera.
Oczywiście z czasem nakręcono również film wg tej powieści, niestety nie oddawał
zupełnie jej uroku.Oglądając go byłam wielce rozczarowana.
Akcja powieści przenosi nas przez kawał USA, od granicy z Meksykiem do gór
Montany, a w trakcie wędrówki poznajemy "dobrych" i "złych" ludzi, dziewczyny
"radzące sobie tyłkiem", koniokradów, szulerów, łowców bizonów, okrutnych
Indian, meksykańskich bandytów, osadników walczących o przetrwanie w ciężkich
warunkach, przeprawiamy się przez wiele mniej i bardziej groznych rzek, a przy
okazji poznajemy piękno tych miejsc. A wszystko to opisane jest z dużym
poczuciem humoru i sympatią do tych czasów.
Po 23 latach od pierwszego przeczytania nadal jestem zachwycona prowadzoną
narracją.
Należała się autorowi nagroda Pulitzera - ot zwykły western, jakich wiele, ale czyta
się naprawdę świetnie.
Przyznam się bez bicia - zazdroszczę McMurty'emu warsztatu pisarskiego.
Chciałabym choć w małej części posiadać takie umiejętności , czyli poskładać
różne prawdziwe wydarzenia i ułożyć je w logiczną a jednocześnie wielce
interesującą całość.
Jeżeli lubicie westerny to koniecznie przeczytajcie te książkę - jest napisana tak
pięknie, że bez trudu, gdy tylko zamkniecie oczy, zobaczycie wszystkich bohaterów,
bezkres prerii, poczujecie trudy zdobywania nowych terenów pod wypas bydła,
przeżyjecie lęk w czasie piaskowej burzy i przepraw przez rzeki, w których
czaiło się całkiem realne niebezpieczeństwo.
Należę do tych dziwadeł, które po wielu, wielu latach wracają do już przeczytanych
książek. Powodów jest zawsze kilka- chyba najistotniejszym z nich jest moja
ciekawość jak dziś, po wielu, wielu latach odbiorę daną powieść, czy też wiersz.
W 1991 roku przeczytałam w zabójczym tempie dwa tomy, w sumie ponad 800 str
powieści westernowej "Na południe od Brazos"- tytuł oryginału "Lonesome Dove".
Powieść popełnił urodzony w Teksasie Larry McMurtry. Po raz pierwszy została
wydana w 1985 roku i otrzymała rok pózniej nagrodę Pulitzera.
Oczywiście z czasem nakręcono również film wg tej powieści, niestety nie oddawał
zupełnie jej uroku.Oglądając go byłam wielce rozczarowana.
Akcja powieści przenosi nas przez kawał USA, od granicy z Meksykiem do gór
Montany, a w trakcie wędrówki poznajemy "dobrych" i "złych" ludzi, dziewczyny
"radzące sobie tyłkiem", koniokradów, szulerów, łowców bizonów, okrutnych
Indian, meksykańskich bandytów, osadników walczących o przetrwanie w ciężkich
warunkach, przeprawiamy się przez wiele mniej i bardziej groznych rzek, a przy
okazji poznajemy piękno tych miejsc. A wszystko to opisane jest z dużym
poczuciem humoru i sympatią do tych czasów.
Po 23 latach od pierwszego przeczytania nadal jestem zachwycona prowadzoną
narracją.
Należała się autorowi nagroda Pulitzera - ot zwykły western, jakich wiele, ale czyta
się naprawdę świetnie.
Przyznam się bez bicia - zazdroszczę McMurty'emu warsztatu pisarskiego.
Chciałabym choć w małej części posiadać takie umiejętności , czyli poskładać
różne prawdziwe wydarzenia i ułożyć je w logiczną a jednocześnie wielce
interesującą całość.
Jeżeli lubicie westerny to koniecznie przeczytajcie te książkę - jest napisana tak
pięknie, że bez trudu, gdy tylko zamkniecie oczy, zobaczycie wszystkich bohaterów,
bezkres prerii, poczujecie trudy zdobywania nowych terenów pod wypas bydła,
przeżyjecie lęk w czasie piaskowej burzy i przepraw przez rzeki, w których
czaiło się całkiem realne niebezpieczeństwo.
środa, 19 marca 2014
Gdyby......
......tak mi się chciało jak mi się nie chce, to bym zapewne bardzo dużo
pożytecznych rzeczy zrobiła. Cały problem w tym, że jakoś nie mogę się
do czegokolwiek zabrać.
Zmuszona przez własnego męża zrobiłam wczoraj zakupy chorej żywności-
ostatnio, jak zauważyłam, żywność w wielu sklepach dzieli się na "zdrową",
która posiada etykietę "ZDROWA ŻYWNOŚĆ" i pozostałą, czyli chorą.
W sklepie, w którym wczoraj robiłam zakupy była tylko ta chora żywność.
Gdyby mi ktoś powiedział, że szyja kobiety może się w ciągu 9 tygodni
znacznie powiększyć - nie uwierzyłabym. Dotychczas dla swojej koleżanki
robiłam naszyjniki tej samej długości co dla mnie. I nagle okazało się , że
obwód jest za mały - kark jej się rozrósł. No normalnie mnie zatkało -
a wszystko za sprawą noszenia przez 9 tygodni ręki (obciążonej dodatkowo
pół kilogramowym ciężarkiem) na temblaku. Ją też zatkało, gdy to odkryła.
Najważniejsze, że się jej ta ręka jednak zrosła i to bez gipsowania.
Poza tym wyjeżdżam na ostatni weekend marca do Berlina - sama.
Wszak wszystkie kuchty miewają wychodne - teraz mnie się trafia.
Znów podpadłam w domu - słuchałam "na okrągło" Richarda Marxa "Hazard".
Ale i tak byłam dla otoczenia mało uciążliwa, bo słuchałam na słuchawkach,
więc nie bardzo rozumiem co to kogo boli czego ja słucham.
Wiem, stare, niemodne, ale tę piosenkę wyjątkowo lubię.
Może jeszcze ktoś oprócz mnie ją lubi?
pożytecznych rzeczy zrobiła. Cały problem w tym, że jakoś nie mogę się
do czegokolwiek zabrać.
Zmuszona przez własnego męża zrobiłam wczoraj zakupy chorej żywności-
ostatnio, jak zauważyłam, żywność w wielu sklepach dzieli się na "zdrową",
która posiada etykietę "ZDROWA ŻYWNOŚĆ" i pozostałą, czyli chorą.
W sklepie, w którym wczoraj robiłam zakupy była tylko ta chora żywność.
Gdyby mi ktoś powiedział, że szyja kobiety może się w ciągu 9 tygodni
znacznie powiększyć - nie uwierzyłabym. Dotychczas dla swojej koleżanki
robiłam naszyjniki tej samej długości co dla mnie. I nagle okazało się , że
obwód jest za mały - kark jej się rozrósł. No normalnie mnie zatkało -
a wszystko za sprawą noszenia przez 9 tygodni ręki (obciążonej dodatkowo
pół kilogramowym ciężarkiem) na temblaku. Ją też zatkało, gdy to odkryła.
Najważniejsze, że się jej ta ręka jednak zrosła i to bez gipsowania.
Poza tym wyjeżdżam na ostatni weekend marca do Berlina - sama.
Wszak wszystkie kuchty miewają wychodne - teraz mnie się trafia.
Znów podpadłam w domu - słuchałam "na okrągło" Richarda Marxa "Hazard".
Ale i tak byłam dla otoczenia mało uciążliwa, bo słuchałam na słuchawkach,
więc nie bardzo rozumiem co to kogo boli czego ja słucham.
Wiem, stare, niemodne, ale tę piosenkę wyjątkowo lubię.
sobota, 15 marca 2014
Zawód
Chyba niemal każdy, już nawet jako nieduże dziecko wybiera zawód, który
chciałby wykonywać w przyszłości. Ja chciałam być lekarzem-chirurgiem,
a moja córka koniecznie pediatrą. Jej najlepsza koleżanka chciała koniecznie
zostać....nauczycielką, żeby móc dzieciom dwójki stawiać, jak mi wyjaśniła.
Chłopcy to chcieliby być strażakami, żołnierzami, czasem marynarzami.
Ciekawa jestem czy ktokolwiek będąc dzieckiem planował, że zostanie........
płatnym zabójcą. Bo to też przecież zawód a nie hobby. Dostajesz zlecenie,
usuwasz człowieka ( bo tu zawsze idzie o ludzi) i za to dostajesz pieniądze.
Badaniem zjawiska pt. "płatny zabójca" zajeli się badacze z Birmingham
City University.
Jest to pierwsze takie badanie, wcale nie łatwe do przeprowadzenia.
Naukowcom udało się dotrzeć do 36 płatnych zabójców, którzy działali
w latach 1974-2013. Badanie objęło kręgi przestepcze, informatorów, zapisy
spraw sadowych i archiwa sądowe.
Jak w każdym zawodzie są tu mistrzowie w swym fachu oraz partacze.
Okazuje się, że najwięcej zabójstw jest dokonywanych w biały dzień, na ulicy,
czasami na oczach przechodzących obok ludzi.
Przyczyny wydawania zleceń zabójstwa to najczęściej nieporozumienia między
wspólnikami oraz .....kłótnie małżeńskie.
Ludziom się wydaje, że życie ludzkie jest bezcenne - ale tak naprawdę ma ono
swą cenę i na mój gust nie jest ona bardzo wygórowana.
W Wielkiej Brytanii nie przekracza ona 15 tysięcy funtów. Najwyższa cena jaka
się zdarzyła to było 100 tysięcy funtów, najniższa - 200 funtów.
Najstarszym płatnym zabójcą był 63-letni David Harrison, który wykonał wyrok
na przedsiębiorcy w hrabstwie Staffordshire.
Najmłodszy płatny zabójca miał zaledwie 15 lat- w 2010 r zabił z własnoręcznie
zrobionego "obrzyna" (broń miała obcięta lufę).
Chłopak pochodził z północnego Londynu.
Czym się posługują? Jeśli idzie o broń to najczęściej pistoletem. Drugie miejsce
to pobicie ofiary ze skutkiem śmiertelnym, trzecie miejsce zajmuje nóż, następne -
uduszenie. Ale zdarza się również, że używają karabinu AK-47.
W Stanach Zjednoczonych za zabójstwo płaci się od kilku do kilkuset tysięcy
dolarów.
Ale zlecając "sprzątnięcie" kogoś trzeba uważać, bo pod przykrywką płatnego
mordercy może się kryć któryś ze śledczych. Jeden z nich, działający w Teksasie,
wyznał, że w ciągu 20 lat swej pracy zabójstwo zleciło mu ponad 60 Teksańczyków.
FBI podaje, że co roku pojawia się 70 - 90 spraw o płatne zabójstwo.
Płatnych morderców zatrudniają przeważnie organizacje mafijne. Stawki bywają
wysokie gdy w grę wchodzi wykończenie niewygodnego konkurenta. Ale pewien
"mafijny czyściciel", Richard Kuklinski, który zabił ponad 100 osób, wyznawał
starą chińska zasadę- niskie ceny , ale duże obroty - u niego cena wynosiła tylko
1600 dolarów od "sztuki".
W sumie to mało romantyczny zawód - na końcu albo ktoś cię sprzatnie, bo jest
po prostu lepszy, albo trafi się za kratki.
Oczywiście zdarzają się mistrzowie w tym fachu - to ci, którzy tak sprawnie
działają, że śmierć delikwenta nie budzi podejrzenia nawet u biegłych śledczych.
A wszystko to wyczytałam w Forum 6/2014.
Miłej niedzieli wszystkim życzę:)
chciałby wykonywać w przyszłości. Ja chciałam być lekarzem-chirurgiem,
a moja córka koniecznie pediatrą. Jej najlepsza koleżanka chciała koniecznie
zostać....nauczycielką, żeby móc dzieciom dwójki stawiać, jak mi wyjaśniła.
Chłopcy to chcieliby być strażakami, żołnierzami, czasem marynarzami.
Ciekawa jestem czy ktokolwiek będąc dzieckiem planował, że zostanie........
płatnym zabójcą. Bo to też przecież zawód a nie hobby. Dostajesz zlecenie,
usuwasz człowieka ( bo tu zawsze idzie o ludzi) i za to dostajesz pieniądze.
Badaniem zjawiska pt. "płatny zabójca" zajeli się badacze z Birmingham
City University.
Jest to pierwsze takie badanie, wcale nie łatwe do przeprowadzenia.
Naukowcom udało się dotrzeć do 36 płatnych zabójców, którzy działali
w latach 1974-2013. Badanie objęło kręgi przestepcze, informatorów, zapisy
spraw sadowych i archiwa sądowe.
Jak w każdym zawodzie są tu mistrzowie w swym fachu oraz partacze.
Okazuje się, że najwięcej zabójstw jest dokonywanych w biały dzień, na ulicy,
czasami na oczach przechodzących obok ludzi.
Przyczyny wydawania zleceń zabójstwa to najczęściej nieporozumienia między
wspólnikami oraz .....kłótnie małżeńskie.
Ludziom się wydaje, że życie ludzkie jest bezcenne - ale tak naprawdę ma ono
swą cenę i na mój gust nie jest ona bardzo wygórowana.
W Wielkiej Brytanii nie przekracza ona 15 tysięcy funtów. Najwyższa cena jaka
się zdarzyła to było 100 tysięcy funtów, najniższa - 200 funtów.
Najstarszym płatnym zabójcą był 63-letni David Harrison, który wykonał wyrok
na przedsiębiorcy w hrabstwie Staffordshire.
Najmłodszy płatny zabójca miał zaledwie 15 lat- w 2010 r zabił z własnoręcznie
zrobionego "obrzyna" (broń miała obcięta lufę).
Chłopak pochodził z północnego Londynu.
Czym się posługują? Jeśli idzie o broń to najczęściej pistoletem. Drugie miejsce
to pobicie ofiary ze skutkiem śmiertelnym, trzecie miejsce zajmuje nóż, następne -
uduszenie. Ale zdarza się również, że używają karabinu AK-47.
W Stanach Zjednoczonych za zabójstwo płaci się od kilku do kilkuset tysięcy
dolarów.
Ale zlecając "sprzątnięcie" kogoś trzeba uważać, bo pod przykrywką płatnego
mordercy może się kryć któryś ze śledczych. Jeden z nich, działający w Teksasie,
wyznał, że w ciągu 20 lat swej pracy zabójstwo zleciło mu ponad 60 Teksańczyków.
FBI podaje, że co roku pojawia się 70 - 90 spraw o płatne zabójstwo.
Płatnych morderców zatrudniają przeważnie organizacje mafijne. Stawki bywają
wysokie gdy w grę wchodzi wykończenie niewygodnego konkurenta. Ale pewien
"mafijny czyściciel", Richard Kuklinski, który zabił ponad 100 osób, wyznawał
starą chińska zasadę- niskie ceny , ale duże obroty - u niego cena wynosiła tylko
1600 dolarów od "sztuki".
W sumie to mało romantyczny zawód - na końcu albo ktoś cię sprzatnie, bo jest
po prostu lepszy, albo trafi się za kratki.
Oczywiście zdarzają się mistrzowie w tym fachu - to ci, którzy tak sprawnie
działają, że śmierć delikwenta nie budzi podejrzenia nawet u biegłych śledczych.
A wszystko to wyczytałam w Forum 6/2014.
Miłej niedzieli wszystkim życzę:)
środa, 12 marca 2014
Obejrzałam dziś program o New Horizons
Tak wygląda Układ Słoneczny** |
dzieje tu i teraz.
W styczniu 2006 roku rakieta Atlas wyniosła w Kosmos sondę badawczą
New Horizons, której zadaniem jest zbadanie Plutona, który niedawno
stracił miano planety z dwóch powodów - jest zbyt mały a poza tym jego
atmosfera wyparowuje. Niektórzy astronomowie uważają, że być może
Pluton jest kometą pochodzącą z Pasa Kuipera.
Poza aparaturą badawczą, flagą amerykańską, płytką CD z 350 tysiącami
nazwisk, małym fragmentem samolotu rakietowego Space Ship One jest
też mały pojemnik z prochami odkrywcy Plutona- Clyde'a Tombangha.
Na tę listę mógł się bezpłatnie zapisać każdy chętny, co było podane na
internecie.
Zadaniem sondy jest zrobienie mapy Plutona i jego księżyca Charona,
określenie składu ich powierzchni, zbadanie atmosfery Plutona i Charona.
Sonda w bezpiecznym dla siebie miejscu przetnie trajektorię Plutona i
14 lipca 2015 roku przeleci nad Plutonem . Po przeprowadzeniu badań
przeleci dalej, do Pasa Kuipera, który znajduje się za orbitą Neptuna.
Pas Kuipera to zbiór drobnych ciał niebieskich. W pasie tym sonda będzie
zbierać dane o tych "drobiazgach".
Zakończenie misji nastąpi w 2022 roku, gdy sonda opuści Układ Słoneczny.
I będzie dalej przemierzać przestrzeń kosmiczną dopóki nie ulegnie zderzeniu
z jakimś ciałem niebieskim.
**
zdjęcie jest pobrane z sieci.
niedziela, 9 marca 2014
Przychodzi baba.....
...baba, czyli ja, do lekarza. Lekarz, jak wynika z tabliczki na drzwiach, "OKULISTA".
Lekarz płci żeńskiej, siedzi i pisze zawzięcie- zapewne uzupełnia kartę pacjentki, która
opuściła przed chwilą gabinet. Przysiadam półgębkiem na krzesełku stojącym przy
biurku - lekarka, nie odrywając wzroku od papierów macha do mnie lewą ręką i
mówi "TAM" wskazując na krzesełko przy aparaturze. Wstaję i idę grzecznie usiąść.
Okulistka przestaje pisać, składa papiery, siada naprzeciw mnie po drugiej stronie
aparatu, dyryguje jak i gdzie mam trzymać czoło, brodę, gdzie patrzeć itp., coś zapisuje
każe mi przejść na drugi fotel i odczytywać literki. Wtedy uprzejmie wyjaśniam, że nie
potrzebuję nowych okularów, bo te co mam są dobre. Przyszłam bo boli mnie oko gdy
ruszam gałką oczną a poza tym "coś" mi się zrobiło na dolnej powiece, co dziwnie
wygląda. Okulistka przygląda mi się, jakbym była z Marsa, zagląda w to oko i podaje
diagnozę - nie wiem co to jest. Oooo, ucieszyłam się, to już jest nas dwie, ja też nie
wiem co to. No to do kogo mam z tym iść??? Spojrzała na mnie wrogo, coś nabazgroliła
i wręczyła mi skierowanie do.....szpitala. Na skierowaniu nabazgroliła- proszę o
konsultację i ewentualne dalsze leczenie. Dodam tylko, że owa lekarka była zapewne
w moim wieku, więc siłą rzeczy z pewnością już niejedno w życiu widziała - ale może już
nie pamięta- mnie też skleroza dokucza.
Zdegustowana zadzwoniłam do swej kuzynki, internistki, opowiedziałam co mi jest.
Doradziła, bym nim pójdę do jakiejś innej okulistki, robiła okłady z chłodnego naparu
rumianku- może ulży, a na pewno nie zaszkodzi. Ulżyło, zdecydowanie mniej boli.
Jutro wybiorę się prywatnie - może za 150 zł ktoś inny będzie wiedział co to jest?
&&&&&
A skoro już jestem w tym temacie. Kilka dni temu zadzwoniła do nas siostra cioteczna
mego męża. Stwierdziła, że teraz w jej przychodni lekarskiej leczą peselem. Mój mąż
był zaintrygowany tą metodą i nie bardzo mógł pojąć o co idzie. Otóż jego siostra
dostała bóli w okolicy lędzwiowej, co wyglądało jak zapalenie korzonków.
Z wrodzonej naiwności podreptała do tzw. lekarza podstawowej opieki zdrowotnej.
A ten osobnik miał poczucie humoru - wysłuchał wszystkiego spokojnie, walnął ją
pięścią w nerki i zapytał czy boli, ucieszył się , że nie, potem zapytał- ma pani
jakiś dokument ze swoim peselem? Oczywiście, mam dowód przy sobie. O, to dobrze,
ucieszył się pan doktor- to niech pani zajrzy w swój pesel, w tym wieku już ma prawo
boleć. Na szczęście wypisał receptę na odpowiedni niesterydowy lek przeciwzapalny.
Do tego żel, bez recepty. Na koniec poinformował ją, że do siedemdziesiątki wszyscy
żyjemy normalnie, a gdy skończymy 70 lat - żyjemy na kredyt. Ale ja nie mam jeszcze
siedemdziesiątki - oburzyła się Ula, która niedawno ukończyła 60 wiosen.
Nie szkodzi, niektórym bozia wcześniej udziela kredytu - wyjaśnił lekarz.
&&&&&
Odkryłam, że mam nieważny dowód osobisty. Muszę więc zrobić sobie nowe zdjęcie
i przewlec się do urzędu dzielnicowego. Sprawdzcie, swoje daty ważności tegoż
dokumentu - wymiana na nowy jest bezpłatna, formularz do pobrania w internecie.
Miłego nowego tygodnia Wam życzę!!!
Lekarz płci żeńskiej, siedzi i pisze zawzięcie- zapewne uzupełnia kartę pacjentki, która
opuściła przed chwilą gabinet. Przysiadam półgębkiem na krzesełku stojącym przy
biurku - lekarka, nie odrywając wzroku od papierów macha do mnie lewą ręką i
mówi "TAM" wskazując na krzesełko przy aparaturze. Wstaję i idę grzecznie usiąść.
Okulistka przestaje pisać, składa papiery, siada naprzeciw mnie po drugiej stronie
aparatu, dyryguje jak i gdzie mam trzymać czoło, brodę, gdzie patrzeć itp., coś zapisuje
każe mi przejść na drugi fotel i odczytywać literki. Wtedy uprzejmie wyjaśniam, że nie
potrzebuję nowych okularów, bo te co mam są dobre. Przyszłam bo boli mnie oko gdy
ruszam gałką oczną a poza tym "coś" mi się zrobiło na dolnej powiece, co dziwnie
wygląda. Okulistka przygląda mi się, jakbym była z Marsa, zagląda w to oko i podaje
diagnozę - nie wiem co to jest. Oooo, ucieszyłam się, to już jest nas dwie, ja też nie
wiem co to. No to do kogo mam z tym iść??? Spojrzała na mnie wrogo, coś nabazgroliła
i wręczyła mi skierowanie do.....szpitala. Na skierowaniu nabazgroliła- proszę o
konsultację i ewentualne dalsze leczenie. Dodam tylko, że owa lekarka była zapewne
w moim wieku, więc siłą rzeczy z pewnością już niejedno w życiu widziała - ale może już
nie pamięta- mnie też skleroza dokucza.
Zdegustowana zadzwoniłam do swej kuzynki, internistki, opowiedziałam co mi jest.
Doradziła, bym nim pójdę do jakiejś innej okulistki, robiła okłady z chłodnego naparu
rumianku- może ulży, a na pewno nie zaszkodzi. Ulżyło, zdecydowanie mniej boli.
Jutro wybiorę się prywatnie - może za 150 zł ktoś inny będzie wiedział co to jest?
&&&&&
A skoro już jestem w tym temacie. Kilka dni temu zadzwoniła do nas siostra cioteczna
mego męża. Stwierdziła, że teraz w jej przychodni lekarskiej leczą peselem. Mój mąż
był zaintrygowany tą metodą i nie bardzo mógł pojąć o co idzie. Otóż jego siostra
dostała bóli w okolicy lędzwiowej, co wyglądało jak zapalenie korzonków.
Z wrodzonej naiwności podreptała do tzw. lekarza podstawowej opieki zdrowotnej.
A ten osobnik miał poczucie humoru - wysłuchał wszystkiego spokojnie, walnął ją
pięścią w nerki i zapytał czy boli, ucieszył się , że nie, potem zapytał- ma pani
jakiś dokument ze swoim peselem? Oczywiście, mam dowód przy sobie. O, to dobrze,
ucieszył się pan doktor- to niech pani zajrzy w swój pesel, w tym wieku już ma prawo
boleć. Na szczęście wypisał receptę na odpowiedni niesterydowy lek przeciwzapalny.
Do tego żel, bez recepty. Na koniec poinformował ją, że do siedemdziesiątki wszyscy
żyjemy normalnie, a gdy skończymy 70 lat - żyjemy na kredyt. Ale ja nie mam jeszcze
siedemdziesiątki - oburzyła się Ula, która niedawno ukończyła 60 wiosen.
Nie szkodzi, niektórym bozia wcześniej udziela kredytu - wyjaśnił lekarz.
&&&&&
Odkryłam, że mam nieważny dowód osobisty. Muszę więc zrobić sobie nowe zdjęcie
i przewlec się do urzędu dzielnicowego. Sprawdzcie, swoje daty ważności tegoż
dokumentu - wymiana na nowy jest bezpłatna, formularz do pobrania w internecie.
Miłego nowego tygodnia Wam życzę!!!
czwartek, 6 marca 2014
Podobno gdzieś wiosnę widziano
Oczywiście widziano WIOSNĘ daleko ode mnie. Nie mniej to znak, że należy
nieco wysmukleć, by nie eksponować tu i ówdzie nadmiarów kochanego ciała,
którego ponoć nigdy nie jest za wiele.
A więc pora przejść na "niezdrową", wg polskich dietetyków, dietę ograniczającą
węglowodany.
I tu przychodzi mi z pomocą moje lenistwo i dieta bezglutenowa. Już od dawna
nie jem pieczywa- gotowy chleb bezglutenowy nie tylkom jest bajecznie drogi, ale
mnie zwyczajnie nie smakuje, a lenistwo skutecznie zapobiega mojej działalności
piekarniczej - dotychczas upiekłam zaledwie dwa chleby bezglutenowe- i starczy.
Podobnie jest z: naleśnikami, pierogami, kluskami- nie chce mi się tego robić
"własnymi ręcami", gotowy bezglutenowy makaron też mi nie odpowiada, więc
królują u mnie kluski śląskie i placki kartoflane. Może się komuś wydawać dziwne,
gdy na talerzu jest placek kartoflany i kurczak, obie potrawy smażone na maśle
klarowanym.
Jedno jest pewne - muszę zmniejszyć spożycie czekolady, bo nawet ta bardzo
zdrowa o74% zawartości kakako, w połączeniu z orzechami arachidowymi nieco
psuje sylwetkę.
Skoro zima mija, miejsce śląskich i placków zajmą gotowane lub smażone warzywka-
niestety surowizny nadal nie mogę konsumować i wygląda na to, że tak mi już
pozostanie do końca. Tak przynajmniej sugeruje pan gastroenterolog, choć jak
powiada cuda się zdarzają i w tak dorosłym wieku mogą się nadwyrężone
beztlenowcami jelita zregenerować po roku lub dwóch.Ale on osobiście w cuda nie
wierzy, ja też nie.
Poza tym włączę do diety tabletki Omega 3, bo jakoś nie jestem w stanie jeść ryb
morskich- to nie kwestia smaku, ale po nich też cierpię, jak po surowiznie. Poza tym
tak naprawdę nie wiemy z jakich łowisk pochodzą, a katastrofa japońskiej elektrowni
jednak skaziła wody Pacyfiku, o czym się przezornie nie pisze, by rybacy mieli czym
handlować.
Koralikowanie - no cóż, trochę mi padło, ale za to czytam fragmenty starohinduskich
tekstów, z których wynika jasno, że już mieliśmy kontakty pozaziemskie.
Zawsze przybysze byli uważani za bogów, chociaż nie zawsze na to miano zasługiwali.
Coś niecoś koralikowego jednak "wymodziłam", ale jeszcze nie "obfociłam" -
ciągle brak dobrego oświetlenia.
A tak wyglądał tort urodzinowy mojego młodszego wnuczka.
nieco wysmukleć, by nie eksponować tu i ówdzie nadmiarów kochanego ciała,
którego ponoć nigdy nie jest za wiele.
A więc pora przejść na "niezdrową", wg polskich dietetyków, dietę ograniczającą
węglowodany.
I tu przychodzi mi z pomocą moje lenistwo i dieta bezglutenowa. Już od dawna
nie jem pieczywa- gotowy chleb bezglutenowy nie tylkom jest bajecznie drogi, ale
mnie zwyczajnie nie smakuje, a lenistwo skutecznie zapobiega mojej działalności
piekarniczej - dotychczas upiekłam zaledwie dwa chleby bezglutenowe- i starczy.
Podobnie jest z: naleśnikami, pierogami, kluskami- nie chce mi się tego robić
"własnymi ręcami", gotowy bezglutenowy makaron też mi nie odpowiada, więc
królują u mnie kluski śląskie i placki kartoflane. Może się komuś wydawać dziwne,
gdy na talerzu jest placek kartoflany i kurczak, obie potrawy smażone na maśle
klarowanym.
Jedno jest pewne - muszę zmniejszyć spożycie czekolady, bo nawet ta bardzo
zdrowa o74% zawartości kakako, w połączeniu z orzechami arachidowymi nieco
psuje sylwetkę.
Skoro zima mija, miejsce śląskich i placków zajmą gotowane lub smażone warzywka-
niestety surowizny nadal nie mogę konsumować i wygląda na to, że tak mi już
pozostanie do końca. Tak przynajmniej sugeruje pan gastroenterolog, choć jak
powiada cuda się zdarzają i w tak dorosłym wieku mogą się nadwyrężone
beztlenowcami jelita zregenerować po roku lub dwóch.Ale on osobiście w cuda nie
wierzy, ja też nie.
Poza tym włączę do diety tabletki Omega 3, bo jakoś nie jestem w stanie jeść ryb
morskich- to nie kwestia smaku, ale po nich też cierpię, jak po surowiznie. Poza tym
tak naprawdę nie wiemy z jakich łowisk pochodzą, a katastrofa japońskiej elektrowni
jednak skaziła wody Pacyfiku, o czym się przezornie nie pisze, by rybacy mieli czym
handlować.
Koralikowanie - no cóż, trochę mi padło, ale za to czytam fragmenty starohinduskich
tekstów, z których wynika jasno, że już mieliśmy kontakty pozaziemskie.
Zawsze przybysze byli uważani za bogów, chociaż nie zawsze na to miano zasługiwali.
Coś niecoś koralikowego jednak "wymodziłam", ale jeszcze nie "obfociłam" -
ciągle brak dobrego oświetlenia.
A tak wyglądał tort urodzinowy mojego młodszego wnuczka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)