.....ciekawego.
Zaraz po świętach wygnało nas z domu do ogromnego marketu budowlanego i
do IKEI.
W budowlanym markecie zakupiłam niezwykłej urody taboret łazienkowy, taki
"wodoodporny", "obuty" w gumowe ochraniacze antypoślizgowe, z regulowaną
wysokością siedziska. Takie samiutkie widywałam w Polsce w sklepach ze
sprzętem dla osób niepełnosprawnych, ale ten jest (o dziwo!) tańszy niż
te widziane przeze mnie w Polsce. Wreszcie coś tańsze!
Poza tym bezskutecznie szukaliśmy antypoślizgowych pasków do naszego
brodzika. Co prawda wg producenta płytki położone w naszym brodzku są
antypoślizgowe, ale nie wtedy, gdy cała podłoga jest zalana wodą.
Z tego wszystkiego trzeba było je zamówić na internecie.
W IKEI trafiłam na świetne miseczki porcelanowe, które akurat były na
poświątecznej wyprzedaży. Bardzo praktyczne, bo mają kształt walca.
Wśród mebli królowała śnieżna biel, a zaledwie kilka niedużych mebli było
w bardziej "meblowych" kolorach, o ile kolor popielaty i czarny uznamy za
kolory "meblowe".
Zlazłam się po tych dwóch sklepach niesamowicie- market budowlany ciągnął
się kilometrami, wlekliśmy się tylko po jego obwodzie nawet nie wstępując do
alejek środkowych.
A potem jak zwykle (bo w Warszawie jest tak samo) kolejne kilometry po
całej galerii IKEA.
No a potem już tylko należało trafić na autostradę by nią dojechać do domu.
Wczoraj musiałam uzupełnić zapasy w lodówce. Wyjrzałam przez okno
i z radością odnotowałam,że deszcz już nie pada, chodniki nawet przeschły i
słońce zaczyna wychodzić zza chmur. Potuptaliśmy do "naszego" sklepu,
niespiesznie zrobiliśmy zakupy i w chwili gdy wychodziliśmy ze sklepu
zaczął kropić deszcz. Deszcz nieduży, więc ruszyliśmy w stronę domu.
I to był błąd, bo lekki deszcz zmienił się w okamgnieniu w ulewę a zaraz
potem w solidny grad. Dawno tak nie zmokłam. I wiecie, wcale nie jest miło
gdy przez cienką czapkę wali w głowę grad.
W domu suszenie ciuchów odchodziło przez kilka godzin.
A dziś zachciało mi się nowoczesności, czyli posiadania w smartfonie aplikacji
pozwalającej na kupowanie biletów miejskiej komunikacji tymże ustrojstwem.
To dopiero był głupi pomysł! Bo procedura kupowania biletu jest (jak dla
mnie) cholernie skomplikowana, zwłaszcza, że mam kłopoty z niemieckim.
Musiałam mieć strasznie głupią minę, bo gdy córka już mi wyjaśniła jak mam
teraz postępować by nabyć bilet wirtualny i spojrzała się na mnie, to czym
prędzej dodała że pierwsze kupowanie biletu "zrobimy razem".
No i wyglada na to, że już niedługo zostaniemy legalnymi członkami tutejszej
Kasy Chorych - dziś dotarły już ostatnie druki, które mamy wypełnić i
opatrzeć je swoimi zdjęciami.
Rozebrałam już choinkę - tu "zużytą" choinkę wystawia się na skraj chodnika
przy jezdni i należy je zostawiać do 10 stycznia- od 10 stycznia miejskie
przedsiębiorstwo oczyszczania miasta będzie je zabierać. Po tym terminie każdy
będzie musiał sam tę choinkę odtransportować na jakieś składowisko.
Tu , w porównaniu z Warszawą to jest mało luksusowo ze śmieciami, zwłaszcza
w dziedzinie "elektrośmieci". Tu każda dzielnica ma jeden punkt zbiórki tych
elektrośmieci i zawsze jest tam spora kolejka do ich zdania. Tak samo jest ze
starymi meblami i innymi sprzętami.
Ostatnio w W-wie elektrośmieci przyjmowały sklepy AGD a wszelkie "odpady
domowe" typu stare meble, mieszkańcy składali w wyodrębnionych altanach,
które były opróżniane co jakiś czas przez miejskie służby porządkowe.
Na moim warszawskim osiedlu praktycznie na każdej ulicy, przy śmietnikach,
były takie altany. Ogrodzone, zadaszone, zamykane na klucz.
Może Was dziś nieco zanudzę tymi zwyczajnymi sprawami, ale trudno.
Gdy się zwierzyłam na łamach bloga, że planujemy wyjazd z Polski, kilka osób
pomyślało i napisało, że zapewne jesteśmy bardzo bogatymi ludzmi i będziemy
żyć głównie z odłożonych "na starość" pieniędzy. Bardzo mnie to rozbawiło, bo
gdybym pokazała tym osobom stan naszego konta to zaraz by się zapytali
czy będziemy tu pracować na swoje utrzymanie.
Żyjemy z naszych emerytur i, co zabawne, wcale a wcale nie wydajemy "na życie"
więcej niż w Polsce. Oczywiście za mieszkanie płacimy więcej niż w Polsce, ale
jeśli idzie o żywność to wydajemy tyle samo co tam.
Różnicę pokrywamy z wynajmu mieszkania w Warszawie.
I żeby nie było niedomówień- wynajmujemy oficjalnie i płacimy od tego podatek.
I właściwie nasz tryb życia wiele się nie zmienił bo pogoda marna i głównie siedzi
się w domu.
Pogoda nadal typu "zgadnij jaka to pora roku", ale wyraznie dzień już dłuższy.
W niedzielę starszy Krasnal ma urodziny - kończy dziewięć lat.
Strasznie się te dzieci starzeją, bo 17 lutego młodszy skończy siedem.
A tu, na osłodę, nieco wieczornego, świątecznego Berlina :