drewniana rzezba

drewniana rzezba

czwartek, 17 września 2015

To był upalny,

.....ale bardzo udany dzień, bo wreszcie udało mi się spotkać ze
Stokrotką. 
Ciągle coś nam stawało na przeszkodzie, bo przecież gdy się jest na
emeryturze to  naprawdę ciągle czasu jest za mało.
Poza tym nie chciałyśmy się spotykać gdy były potworne upały i....
umówiłyśmy się na dziś i....był upał.
Mąż się ze mnie z lekka obśmiał, że tak cyrklowałyśmy i wybrałyśmy 
bardzo chłodny dzień, "zaledwie" 28 stopni w cieniu.
Ale to nic, bo siedziałyśmy w prześlicznej, zacisznej kawiarence, wśród 
zieleni, tuż przy stoliku pyszniła się  swymi kwiatami olbrzymia hortensja, 
a my w cieniu sączyłyśmy marokańską herbatkę z trawy cytrynowej i 
mięty.
Aż trudno było uwierzyć, że jesteśmy w  centrum miasta.
           
                                            *****
A wczoraj myślałam, że mnie pokręci ze  złości- miałam wyznaczoną
wizytę do endokrynolożki. Niestety na dość niefartowną godzinę, czyli
na 8,30.
Ponieważ to jest godzina porannego szczytu (ostatnio to u nas cały
dzień niemal jest szczyt poranny), postanowiłam skorzystać z komunikacji miejskiej. Normalnie dojeżdżam do tej przyszpitalnej przychodni dwoma
autobusami, więc obliczyłam, że  jeśli wyjdę z domu o 7,30, to bez  
trudu dojadę na czas.
Schody zaczęły się już na samym początku -autobus nie mógł ruszyć
z przystanku, bo już był korek. 
Potem jechał  tempem kulawego piechura i na miejsce przesiadki 
dojechałam  o 8,10. Biegiem ruszyłam  do drugiego autobusu i.....tu
 pełne zaskoczenie. Nie kursowały już autobusy zastępcze, a  tylko
linia regularna, która kursowała co 30 minut i jakimiś straszliwymi
objazdami. Bo ulica, przy której jest moja przychodnia przyszpitalna,
od dłuższego czasu jest w przeróbce (poszerzana) i zamiast linii
tramwajowej były dwie linie autobusowe- zastępcze. Pogapiłam się
chwilę na rozkłady jazdy, nadjechał "normalny" autobus, wsiadłam i
dowiedziałam się, że owszem,ta linia kursuje objazdem pod szpital, ale
ten konkretnie wóz jedzie do zajezdni, więc tam nie dojadę. A następny
będzie za pół godziny, ale nie jest pewne czy aby też nie będzie
jechał do zajezdni. A tramwaje nadal nie jeżdżą tą trasą. No cóż -
zaklęłam w duchu bardzo szpetnie, wysiadłam na najbliższym przystanku, 
spojrzałam na zegarek i..... pojechałam z powrotem do domu.
Byłam  wściekle niewyspana i głodna i perspektywa spędzenia jeszcze
kilku godzin w tym stanie wcale mi nie odpowiadała.
Za to do domu jechało mi się  całkiem szybko, bo trafiłam na linię
pośpieszną.
No cóż, prawdę mówiąc i tak niczego nowego się od tej lekarki nie dowiem
o czym bym nie wiedziała.