drewniana rzezba

drewniana rzezba

środa, 11 lipca 2018

Dziś nam.....

...odbiło.
I tak , jak to mówią, ni z gruchy ni z pietruchy, pojechaliśmy dziś do...Słubic.
To zaledwie 105 km od naszego domu.
Droga prosta, choć chwilami spowolniona do 60 km/godz. bo są niektóre odcinki
autostrady w remoncie.
A wszystko przez to, że doszłam do  genialnego wniosku, że muszę się ostrzyc
bo jeszcze trochę  a  jakiś ptaszor uwije sobie gniazdo  w mych włosach.
Już od pewnego czasu podglądam tutejsze fryzjerki, jako że mam na swojej ulicy
przynajmniej trzy zakłady/salony fryzjerskie i dwa gdy się wybieram do sklepu
spożywczego. Pierwsze co mnie zniechęca do wizyty , to fakt, że siedzi się
"na widoku" i każdy może się poprzyglądać mojej facjacie gdy mnie fryzjer
strzyże.Mnie to akurat przeszkadza, bo z mokrymi kudłami wyglądam jak kot
pers ze zmoczonym futrem, albo i gorzej.
Mój mąż, który już wcześniej doszedł do wniosku, że czas się ostrzyc, miesiąc
temu został przymuszony do roli testera.
Po pierwszym tygodniu zaczęły ukazywać się niedoróby, bo pani fryzjerka
operowała tylko i jedynie maszynką (podobną moja znajoma strzygła swego psa).
Nawet przez moment nie użyła nożyczek. No więc podglądałam te fryzjerki,
czekałam zaczajona aż klientki wyjdą i za każdym razem coraz mniej miałam
ochotę na to strzyżenie.
Tutejsze fryzjerki wyraznie czują wstręt do nożyczek i chyba znają tylko jeden
 "sznyt". I ten sznyt, niezależnie od płci, kosztuje od 16 do 25 €, a obejmuje
tylko i wyłącznie strzyżenie maszynką, bez układania fryzury i bez mycia włosów.
I tak jakoś wczoraj stwierdziliśmy, że może lepiej pojechać do Słubic, bo tam
też  fryzjerów multum, ale chodzi fama, że świetnie strzygą, super farbują a
do tego wspaniale rozjaśniają na blond, który nie przypomina jajecznicy lub
omletu. To akurat mnie  nie dotyczy, mam siwe włosy.
Ponieważ nie lubię myć włosów u fryzjera umyłam je dziś rano i wyruszyliśmy
w drogę.
Zaparkowaliśmy na strzeżonym parkingu i wpierw odwiedziliśmy aptekę,
potem kilka sklepów- wszędzie letnia przecena. I tym sposobem nabyłam
markowy kapelusz od słońca  za 35,-złotych, mój mąż pantofle domowe włoskie
za 65 zł (takie same widziałam w Warszawie za nieco ponad 100 zł), leki bez
recepty też tańsze niż w Warszawie, zakupiłam zamykane na klamry słoiki
szklane wecki, za 3 zł sztuka, 4 pary skarpetek  bawełnianych damskich za
niecałe  6 złotych i wcale nie są chińskie, w sklepie z odżywkami dla
sportowców glukozaminę na 150 dni i wreszcie wylądowaliśmy w całkiem
miłym saloniku fryzjerskim.
Czysto, przytulnie, wygodne fotele , dwie młode fryzjerki. Umówiliśmy się,
że przyjdziemy za pół godziny i oboje będziemy jednocześnie strzyżeni.
Okazało się, że obie panie są Ukrainkami i naprawdę świetnie wyszkolonymi.
Już od chwili gdy "moja" zaczęła mi rozdzielać włosy do strzyżenia, wiedziałam,
że trafiłam w dobre i fachowe ręce. Calutkie  strzyżenie było "nożyczkowe" i
mam tak ostrzyżone włosy, że wystarczy, że potrząsnę głową a włosy układają
się tak jak mi to odpowiada. Maria strzygła mnie całe 45 minut.
Byłam tak zadowolona, że poprosiłam o jej  imię i wizytówkę, bo tu jest więcej
fryzjerek, a będę chciała tu przyjechać za dwa miesiące właśnie do niej.
 Mąż też został świetnie ostrzyżony przez tę drugą fryzjerkę..
Najbardziej podoba mi się w Słubicach, że w ciągu pół godziny można załatwić
niemal wszystko- odległości są małe, jak się śmiałam 5 kroków  w lewo, tyle
samo w prawo, 3 do tyłu i załatwiliśmy wszystko co nam było do szczęścia
potrzebne, nawet zdążyliśmy wypić  kawę  espresso i zjeść kawał sernika.
Po powrocie do domu (w sumie całość zabrała nam  niecałe 5 godzin) mój
mąż, który nie wiem dlaczego nigdy nie kończył ekonomii a elektronikę,
starannie policzył wszystkie nasze wydatki, łącznie z przejazdem i stwierdził,
że  "jesteśmy do przodu", czyli wyjazd był wielce opłacalny.
Mieliśmy również szczęście do pogody - w godzinę po naszym powrocie spadł
rzęsisty deszcz i nawet trochę grzmiało.
A jutro- no nie wiem jeszcze co nam strzeli go głowy. Wg prognozy ma być upalnie.