drewniana rzezba

drewniana rzezba

czwartek, 24 lutego 2011

wtorek, 22 lutego 2011

piątek, 18 lutego 2011

126. Opowiem Wam.....

....niestety nie bajkę. To się dzieje tu i teraz i jest smutne. Może wpierw
przedstawię moich bohaterów: p. Lusia. - emerytowana nauczycielka. Jeszcze
kilka lat temu przemiła, ładna, zadbana starsza pani. Jej mąż, Fredek- emeryt,
chory na cukrzycę, z duuużą nadwagą i skłonnością do alkoholu. Razem 
z nimi mieszkają: syn, synowa i czwórka wnucząt, najmłodsze poniżej roku.
Pani Lusia od kilku lat choruje na Alzheimera, choroba szybko postępuje.
Pan Fredek  już nie zagląda do kieliszka, ma go cały dzień przy sobie.
Syn Lusi i Fredka  dość długo był bezrobotny , co nie przeszkodziło mu
zupełnie w płodzeniu potomstwa. Przecież jego rodzice dostają regularnie
emeryturę, więc nie zostawią synka na lodzie. Synowa nie pracuje, bo
trójka dzieci ujrzała światło dzienne w dość krótkich odstępach czasu.
Zresztą synowa  chyba nie ma za wiele atutów  w swym CV. Pani Lusia
narzekała na wydatki, na zmęczenie ciągłą obecnością dzieci, ale gdy
choroba zaczęła szybko postępować- przestała narzekać- po prostu już
przestała kontaktować.Do tego czasu syn znalazł pracę, dzieci podrosły
i cała trójka, zaczęła uczęszczać do prywatnych szkół. Pan Fredek  był
zmuszony naruszyć oszczędności, które w zatrważającym tempie zaczęły
znikać. Bo syn musiał posyłać dzieci do prywatnej katolickiej szkoły
oraz musiał płacić raty za samochód- przecież trzeba było dzieci do niej
dowozić, bo jest w oddalonej dzielnicy.W ub. roku przyszło na świat
czwarte dziecko - argumentacja- jesteśmy katolikami.

Od prawie roku  pani Lusia leży plackiem na łóżku.  Łóżko nie jest
przystosowane dla osób przewlekle chorych, porobiły się odleżyny. Na
podpowiedz sąsiadki (przyjaciółki p. Lusi ),że przecież można wypożyczyć
lub zakupić odpowiednie łóżko, padła odpowiedz, że to duży   wydatek.
Sugestia, że może lepiej by p. Lusię umieścić w ośrodku dla chorych
na Alzheimera, bo tam nie leżałaby plackiem w łóżku, wywołała
szczere oburzenie. Przecież wtedy musieliby za to płacić, całe 2,500 zł,
więc zostałaby z tej emerytuiy Rodziców zaledwie taka sama kwota. A
 co to jest 2,500 zł przy ich potrzebach? No a oni przecież mają czworo
dzieci. Zresztą synowa mówi, że przecież dba o teściową, bo ją karmi i
zmienia pampersy. A poza tym jak Lusia leży, to nie trzeba jej pilnować.
I od prawie roku oboje rodzice siedzą zamknięci w pokoju, pani Lusia
nieobecna z powodu Alzheimera, a pan Fredek popija, żeby, jak powiedział,
nie zwariować. Nie wychodzi z domu, bo mu tusza utrudnia bardzo poruszanie
się, poza tym gdy trochę wypije - zasypia.

Widziałam się dziś z przyjaciółką pani Lusi- to ona opowiedziała mi tę
przygnębiającą historię. Szuka  sposobu by jakoś pomóc pani  Lusi
a jednocześnie nie podpaść swym sąsiadom. Bo starsi państwo w pewnej
chwili zejdą, a pozostaną młodzi z pretensjami, że sąsiadka ingerowała.
Wierzcie mi- ręce opadają - nie mam żadnego pomysłu.

125. Dziękuję, dziękuję

Wszystkim Wam bardzo dziekuję za gratulacje i życzenia. Jestem wzruszona.
A tak wygląda bohater wczorajszego dnia  w kilka godzin po przyjściu na
świat. Zdjęcie robione komórką, więc jakość nie najlepsza. Biedny zięć był
naprawdę zalatany i zapomniał wziąć aparat - rano musiał starszego synka
(dwulatka) wyszykowac do żłobka, odstawić go tam i jeszcze zdążyć  do
szpitala na poród, bo tam wolno być tatusiom przy "cesarce".
A tak przy okazji - tam  kobiety nie zabierają ze sobą do szpitala żadnych
własnych  ani dziecięcych ciuszków. Wszyściutko daje  szpital, bo jest
wielu sponsorów i dzieki temu szpital ma własne wyposażenie dla mam i
dzieciaczków.Wszelakie wyposażenie jednorazowego użytku też daje
szpital. Ubranko dla maluszka przywozi się dopiero gdy wychodzi do domu.
I taka ciekawostka - dziecko oczywiście może być całą dobę z mamą,
ale istnieje też opcja,że na noc jest na sali noworodków, bo  wiadomo, że po
cesarce matka sama dziecka nie wyjmie z łóżeczka. A jeśli maluszek na tej
sali noworodkowej płacze, jest noszony i  uspokajany przez dyżurne
pielęgniarki.Nie wiem jak to wygląda teraz u nas, ale ja do dziś pamiętam
wielogłosowy chór dochodzący z sali noworodków, bez względu na
porę.
Jeszcze raz Wam dziękuję, jesteście naprawdę wspaniali!

środa, 16 lutego 2011

123. Wiele nas różni

Mam nadzieję, że emocje walentynkowe opadły , więc napiszę coś mądrego.
Płeć mózgu  - to zagadnienie od wielu lat jest tematem bardzo poważnych
badań neurobiologów, psychologów, fizjologów, antropologów.
Nowe metody diagnostyki mózgu są bardzo pomocne w tych badaniach.
Przez jakiś czas był lansowany pogląd, że różnice wynikają tylko i wyłącznie
ze sposobu wychowywania dziecka.
Dziś już wiadomo, że to jednak nie jest prawda. Otóż nasze mózgi jeszcze
na etapie życia płodowego są programowane przez hormony płciowe.
Badania potwierdziły tę teorię, a przy okazji badacze wysnuli wniosek, że
autyzm jest skutkiem nadmiaru testosteronu w wodach płodowych. Nie ma
jeszcze odpowiedzi, dlaczego zdarzają się dziewczynki dotknięte autyzmem.
Prawdopodobnie mają one za wysoki poziom testosteronu ( bo kobiety
również  wśród swych hormonów posiadają pewną ilość testosteronu).
Już dawno dowiedziono, że mózgi mężczyzn są przeciętnie o 9% większe
od mózgów kobiet. Mimo tego liczba komórek nerwowych jest taka sama.

Badania poszczególnych części mózgu wykazały, że części kory przedczo-
łowej, odpowiedzialne za skomplikowane zadania umysłowe, są większe
u kobiet.  Za to u mężczyzn stwierdzono powiększenie obszarów  płata
skroniowego odpowiedzialnego za myślenie przestrzenne.
Kobiety mają większy hipokamp mający wpływ na uczucia i wspomnienia
oraz o 11% wiekszą  gęstość neuronów w ośrodku mowy i słuchu,
znajdujących się w korze skroniowej.
U mężczyzn, części podwzgórza odpowiedzialne za zachowania seksualne,
są dwukrotnie większe niż u kobiet.
Neurobiolodzy prowadzący badania już dawno zauważyli, że prawie u
wszystkich ssaków obowiązuje reguła, że im ważniejszy jest określony
jakiś typ zachowania , tym większy jest odpowiedzialny za to zachowanie
obszar mózgu.
W trakcie prowadzenia badań okazało się, że jednodniowe  niemowlęta
reagują odmiennie  na pokazywaną im twarz kobiety i ruszające się zabawki.
Jednodniowe dziewczynki znacznie dłużej przypatrywały się twarzy,
a chłopcy  ruszającym się zabawkom.

Chcąc nie chcąc musimy zaakceptować te różnice i pogodzic się z tym, że
mężczyzni myślą systemami, a kobiety pojmują świat za pomocą empatii.
Gdy już zaakceptujemy te różnice, mamy szansę wykorzystać to w życiu.
Bo tak naprawdę, gdy już dotrzemy na szczyt kariery zawodowej, okazuje
się, że jesteśmy lepsze od mężczyzn, ponieważ musiałyśmy włożyć wielki
wysiłek by się dopasować do świata zdominowanego przez mężczyzn.

poniedziałek, 14 lutego 2011

122. Rozważania przy Walentynkach

Dziś ten kontrowersyjny dla niemal wszystkich dzień- Walentynki.
Wśród zastrzeżeń  pierwsze miejsce  zajmuje:  to nie nasze, nie przez nas
wymyślony obyczaj. Nie chcę być złośliwa, ale bożonarodzeniowa choinka
to też nie jest pomysł rodzimy, a przejęty od Niemców. I co, przeszkadza
to komuś?
Prawie wszyscy podkreślają, że mamy własne święto - Kupałę. Ale chyba
mam kiepski wzrok, bo jedynie wtedy się o tym pisze , gdy nadchodzą te
"koszmarne Walentynki". Gdy już owa noc Kupały  nadejdzie nikt o tym
nawet marnego słowa nie piśnie, nikt nikomu prezentu nie kupi, kartki nie
wyśle.
Gdy już Walentynki się  nieco zadomowiły mogliśmy je zaadaptować po
swojemu - zrobić z nich dzień wzajemnej życzliwości i okazywania
sympatii.
Wszyscy narzekają, że Walentynki są okazją głównie dla handlowców.
Ale to wina nasza, nie  handlowców. Możemy przecież sami napisać
kilka życzliwych słów, niekoniecznie na kartce z czerwonym serduszkiem.
A zapewniam Was, że odręcznie, nawet koślawo namadzgane serduszko
ma większą wartość dla adresata niż takie wydrukowane. Gdy idzie się na
łatwiznę to nie powinno się narzekać, że handlowcy przejęli inicjatywę.
                                             ***
Chyba wszyscy wiedzą, że Instytut Gallupa zajmuje się przeróżnymi
badaniami. Przez 5 lat przeprowadzali  wśród mieszkańców 155 krajów
świata badania dotyczące zadowolenia z życia w danym kraju. Ankiety
były bardzo szczegółowe i dotyczyły zarówno poziomu życia z punktu
widzenia ekonomii jak i społecznego. Dodatkowo prowadzono wywiady,
w których ankietowani opowiadali o tym  co ich miłego spotkało w dzień
poprzedzający wywiad, czego dokonali, czy dowiedzieli się czegoś
nowego, czy byli traktowani z szacunkiem, czy czuli się na tyle wolni, by
robić to, na co mieli ochotę.
I w ten sposób powstał   "ranking  szczęścia", wyłoniono najszczęsliwszą
ósemkę  państw.
Pierwsze miejsce otrzymała    Dania.  Następne miejsca zajęły : Finlandia,
Norwegia, Szwecja, Kostaryka, Nowa Zelandia, Kanada, Australia.
                                             ***
A tak przy okazji - mam nadzieję,że nikt nie poczuje się dotknięty-
wszystkim odwiedzającym życzę, by ten dzień był dla   Was dniem bez
zmartwień, dniem pełnym uśmiechów i małych radości, z których składa
się szczęście.

sobota, 12 lutego 2011

121. Miło się zrobiło



Dostałam dziś od Antoniny  [ www.uantoniny.blogspot.com]  Wyróżnienie,
oraz Dyplom. Jest mi z tego powodu bardzo miło i radośnie.
Antonino, bardzo serdecznie  dziękuję, sprawiłaś mi radość.
Oczywiście, zgodnie z regulaminem przekażę je nastepnym dziesięciu
osobom. Kolejność zupełnie przypadkowa, oto ich blogi:
1. .bronka-bronka.blogspot.com
2.  blogniedzielny.blogspot.com
3.  by-giraffe.blogspot.com
4.  grasza44.blogspot.com
5.  bea-uk.blogspot.com
6.  pod-martulinowym-niebem.blogspot.com
7.  nivejkowy.blogspot.com
8. duoart.blogspot.com
9. anpar40.blogspot.com
10.barwysmaku.blogspot.com

A teraz trochę formalności- osoby wyróżnione powinny na swoim blogu
umieścić owe  śliczne znaczki i napisać od kogo je otrzymały.
Nastepnie pożądane jest, by wybrały nastepne 10 osób, którym, ich
zdaniem taka nagroda się należy , wymieniły na swoim blogu wraz
z ich linkami , a następnie  zawiadomiły je o przyznanych wyróżnieniach.

Jeśli napisałam niezbyt jasno to przepraszam, ale jestem bardzo kiepska
we wszelakich regulaminach.
Miłego dzielenia się wyróżnieniami życzę. Bo miło jest nie tylko dostawać,
dzielić się nimi to też frajda.

czwartek, 10 lutego 2011

120. Nadchodzą Walentynki

Jedyne co mnie mocno drażni w Walentynkach to te sztampowe czerwone
serca -aż dziwne, że mąki poznańskiej w te dni nie pakują w torebki z nadrukiem
serca.
Bo sama idea świętowania nie drażni mnie, zwłaszcza, że to dzień,  w którym
nawet bardzo nieśmiały osobnik płci męskiej ma okazję przesłać obiektowi
swych westchnień walentynkową kartkę lub drobny upominek.
Kiedyś gryzło mnie pytanie, dlaczego ludzie uważają, że siedliskiem uczuć
wszelakich jest serce. Przecież wszelkie nasze myśli i uczucia powstają w mózgu.
Miłość, nienawiść, strach, uwielbienie, chęć podjęcia ryzyka - to wszystko ma
swój początek w mózgu. A serce?  Ono tylko reaguje w sposób wielce
fizyczny na to, co emituje czy też przeżywa nasz mózg. I pewnie dlatego, że
odczuwamy bardzo wyraznie reakcję serca na nasze myśli, zostało ono
obwołane siedliskiem uczuć.
A przecież   "podobizna" mózgu też niezle by się prezentowała na pudełku
pralinek -taki pofałdowany twór, przypominający obrany orzech włoski .
                                               ***
Znalazłam nawet przepis na walentynkowe danie obiadowe - oczywiście
z czekoladą w roli głównej. Bo jak wiadomo, czekolada nie tylko daje
dobry nastrój, jest również afrodyzjakiem.

Składniki:  filety z kurczaka(połówka  piersi na osobę), 3 -4 łyżki kakao,
                malutki słoik koncentratu pomidorowego, mała cebula, 1 ząbek
                czosnku, 1 opakowanie marynaty korzennej sypkiej, oliwa,
                kilka gozdzików, garść rodzynek, garść wiórków kokosowych,
                wegeta, pieprz ziołowy, chili - do smaku.
Wykonanie: filety  kroimy w niedużą kostkę, przygotowujemy marynatę
                 zgodnie z przepisem na opakowaniu, dokładnie mieszamy, wrzucamy
                 mięso, dokładnie mieszamy, szczelnie przykrywamy i zostawiamy
                 na noc w  lodówce.
                 Następnego dnia, w rondlu podsmażamy na oliwie posiekaną cebulę
                 i czosnek, dodajemy koncentrat, rodzynki, wiórki kokosowe,kakao,
                 przyprawy i kurczaka Wszystko dokładnie  mieszamy, dusimy pod
                 pokrywką, aż kurczak będzie miękki. W trakcie mieszamy, w razie
                 potrzeby dolewamy łyżkę  wrzątku i sprawdzamy poziom ostrości
                 potrawy, dodając jeszcze chili i odrobinę soli. Podajemy z  ryżem.

Robię to danie zawsze raz w roku- w Walentynki właśnie. I za każdym razem
mój mąż  zadaje pytanie:  "czy mnie się zdaje, że w tym jest czekolada?"
Smacznego Wam życzę

wtorek, 8 lutego 2011

119. Chwalę się i dzielę

To śliczne "słoneczne wyróżnienie" dostałam od Graszy 44. Link do blogu
Graszy na lewym marginesie.  Graszko, pięknie Ci dziękuję, mam tylko
nadzieję, że nie wpadnę w samouwielbienie od tych wyróżnień.
A poniżej podaję 10 osób, z którymi pragnę się podzielić tym wyróżnieniem.
1  .Ela                             www.alella.blog.onet.pl
2.  Stardust                     www.bez odwrotu.blogspot.com
3.  Nola                           www.starszapani.blog.onet.pl
4. Gosia                          www.moznainaczej-gosia.blogspot.com
5.  Ata                            www.hobbyata.blogspot.com
6.  Antonina                     www.uantoniny.blogspot.com
7.  Jerzy                          www.gazeta-domowa.blog.onet.pl
8.  Czarny Ptak                www.exterminator.blog.onet.pl
9.  Anafiga                       www.anafiga-taksobie.blog.onet.pl
10.Ula                             www.babcia-uleczka.blog.onet.pl

Wyróżnione osoby proszone są o pobranie ode mnie znaczka i umieszczenie
go na swoim blogu wraz z informacją, od kogo go otrzymały.
Następnie powinny wybrać 10 osób, z którymi chcą się tym wyróżnieniem
podzielić,  podać ich linki i zawiadomić je o tym.

niedziela, 6 lutego 2011

118.Niedzielnie

Goście, goście i po gościach.Nie kupiłam limonki do tej zupy cytrynowej, ale
dałam 2 cytryny zamiast jednej. I bez limonkowej goryczy była smaczna.
Pośmieliśmy się z "byle czego", głównie chyba jednak z naszej politycznej
rzeczywistości. Zaczęło się, gdy głośno zapytałam, dlaczego rury pękają
w temperaturze około zera, a nie np. przy -25 stopniach. Wyjaśnienie było
błyskawicznie- nie wiesz? to Tusk z Putinem się zmówili. No i się zaczęło.
A potem naszło nas na wspominki z gatunku jakie to każdy miał w życiu
plany, co zrealizował, czego żałujemy, a czego nie.

Przyznaliśmy się z kolegą, jak to  On i ja, planowaliśmy otworzyć własną
restaurację. Oboje całkiem dobrze gotujemy, lokal mieliśmy już na oku, ale
niestety nie w W-wie, drobne 124 km stąd. Kolega miał już uprawnienia,
bo kiedyś odpowiedni kurs ukończył, ja nie musiałam mieć odpowiednich
papierów, bo to miała być spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Już
obmyślaliśmy co będziemy serwować, ale mój trzezwy mąż zauważył,  że
nasze zamiłowanie do gotowania potraw nietypowych i stosowania drogich
komponentów nie nadaje się do prowadzenia jakiejkolwiek knajpy, bo
zeżrą nas koszty a okolica była przywiązana raczej do schabowego ze
smażoną kwaśną kapustą niz do schabu nadziewanego kiełbasą jałowcową,
lub dań "egzotycznych", czyli chińszczyzny, czy też kuchni indyjskiej.
Tym sposobem plan spalił na panewce, a my nie otworzyliśmy wspaniałej
knajpy i tym samym nie zbankrutowaliśmy.

Przy okazji się wydało, że drugi z naszych kolegów chciał przejąć bar  w
pewnej zapyziałej miejscowości pod Warszawą  i widział mnie w roli ....
barmanki, bo jestem niepijąca. Pośmieliśmy się nielicho, bo nigdy o tym
nie wspominał i wszyscy bardzo się ubawili wyobrażając sobie jak stoję
w knajpie, przy barze, wśród pijaczków. Ktoś przytomnie zauważył, że
moja kariera barmanki zakończyłaby się bardzo szybko, bo przegnałabym
potencjalnych klientów.

A potem nas wzięło na wspominki naszych różnych wyczynów lub przygód
samochodowych, jako że przez pewien okres życia wszyscy b. dużo
czasy spędzaliśmy za kółkiem.

No i była opowieść, jak to kilkadziesiąt kilometrów  mąż i ja jechaliśmy
"pod prąd" autostradą w NRD, ale było puściutko i nic się nie stało.Okazało
się, że jeden z naszych kolegów zrobił tak samo, w tym samym miejscu, ale
jego po 30 km "spędził' z szosy jakiś jadący z przeciwka kierowca. Potem
się okazało, że ktoś poprzestawiał znaki drogowe, które po remoncie drogi
były ruchome.

A R. snuła opowieść o tym jak  któregoś ranka jechała swą starutką dacią
z oberwaną rurą wydechową, wlokącą się po jezdni i wszyscy na nią
trąbili. Ona wiedziała, że ta rura jest naderwana, ale musiała pojechać na
dworzec po własną mamę. Po powrocie do domu zrobiła mężowi taki
Meksyk, że jeszcze tego samego dnia wstawił samochód o warsztatu.Jej
mąż twierdził, że jedyne co zapamiętał z tej afery było : "przez  ciebie
wyszłam na kompletną idiotkę".

I zupełnie nie wiadomo kiedy minęło kilka godzin śmiechu i gadania.
Czasem miło tak powspominać i pośmiać się z byle czego.

czwartek, 3 lutego 2011

117. Takie tam różności


Na  początek trochę kiczu - bo wszystkie wyszywane poduszki  prawdziwi
twórcy uważają za kicz. Dla mnie osobiście pojęcie kiczu jest względne - 
w Wenecji, widok pewnego obrazu w oryginale spowodował, że wyszeptałam-
kicz.  Sama byłam zaskoczona własną reakcją, bo ten obraz znałam z repro-
dukcji.
A ta poduszka ma już swoją historię- to właśnie miał być prezent ode mnie dla
teściowej mojej córki. Poduszka miała wylądować na tarasie. Bo I. wiele lat
temu miała długowłosą jamniczkę, a to jest  portret długowłosego jamnika.
Gdy już skończyłam wyszywać, mój mąż zażyczył sobie, by poduszka została
jednak w domu. Wszystko przez to spojrzenie jamnicze. I tym sposobem ja
mam podusię a dla I. zrobiłam naszyjnik.
                                                 
                                                             ***

Oglądałam we wtorek b.ciekawy program, dotyczący "końca świata". Dla
zaniepokojonych mam pocieszającą wiadomość - rzecz nastąpi za ca.1500
lat. Te wszystkie anomalia pogodowe rzeczywiście można uznać za pierwsze
symptomy. I raczej wcale nie są one spowodowane globalnym ociepleniem-
astrofizycy twierdzą, że jest to spowodowane kurczeniem się warstwy pola
magnetycznego otaczającego Ziemię. Pole magnetyczne chroni Ziemię przed
zabójczym dla wszystkiego promieniowaniem Kosmicznym, które jest
emitowane przez Słońce. Aktualnie nad Południowym Atlantykiem znajduje
się obszar o wielkości 800 tysięcy km, nad którym nasze pole magnetyczne
jest b. cieniutkie. Obszar ten zagraża wszystkim satelitom (ich urządzeniom),
więc przed wkroczeniem w tę strefę są one wyłączane. Może również
powodować uszkodzenia  systemów nawigacyjnych samolotów i pasażerów.
Okazuje się, że 80% amerykańskich astronautów doznało uszkodzeń
wzroku właśnie przez promieniowanie kosmiczne - z początku nie wiedziano
co to za tajemnicze błyski widzieli astronauci, nawet  gdy mieli zamknięte
oczy.
To zmniejszanie się warstwy pola magnetycznego nie ma nic wspólnego z
działalnością człowieka na Ziemi - to początek procesu "przebiegunowania"
się Ziemi. W  historii naszej planety takie zjawiska już miały miejsce, i jak
dotąd występowały cyklicznie.Ale od ostatniego takiego zjawiska minęło
znacznie więcej milionów lat niż dotychczas. Astrofizycy są tylko zaskoczeni
szybkością kurczenia się chroniącej nas warstwy - jeśli proces będzie
przebiegał nadal z taką prędkością, to za 1500 lat promieniowanie nas
dosięgnie. A wtedy - najprawdopodobniej większość  życia na Ziemi
zaniknie, ale gdy Ziemia już się "przebiegunuje", z całą pewnością życie
powróci, tylko nie wiadomo w jakiej formie.
Zastanawiam się tylko po co ten wrzask o ociepleniu globalnym i apele
o zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych. Przecież astrofizycy nie ukrywają
wyników swych badań.
A może po to, by dać ludziom złudzenie, że mogą oddalić zagładę? Bo nikt
nie ukrywa, że nie mamy żadnego sposobu by powstrzymać zmianę
biegunów. Po prostu nie mamy szans, by w jakikolwiek sposób zmienić to,
co dzieje się z jądrem Ziemi, które ma wpływ na istnienie naszego pola
magnetycznego i na jego "grubość".
Czy choć trochę uspokoiłam tych, którzy wierzą w koniec świata w 2012 r?

wtorek, 1 lutego 2011

116. Już wysłałam

Tak właśnie wygląda ten naszyjnik z bursztynowej sieczki. Dziś  go wysłałam.
W naturze wygląda lepiej, ale chyba  nie potrafię dobrze fotografować biżuterii.

W sobotę mam gości i postanowiłam zrobić  dwie rzeczy, których dawno nie
robiłam - zupę cytrynową z imbirem i wytrawne muffinki. Jedno i drugie może
być samodzielnym daniem, ja te muffinki podam do zupy, niczym paszteciki.

Zupa cytrynowa z imbirem,  dla 4 osób:
Składniki:  1/2 kg biustu z kurczaka, 2 łyżki oleju, curry, pieprz, 1 cytryna,
                 1 limetka, 3 cm korzenia imbiru, szczypta chili,ok. 1 l wywaru
                 drobiowego (może być bulion z kostki)
Wykonanie: Mięso kroimy w cienkie paski i partiami obsmażamy na rumiano
                   na oleju.Posypujemy je curry, pieprzem i chili. Sparzone wrzątkiem
                   cytrynę i limetkę kroimy w cieniutkie plasterki, imbir obieramy i
                   kroimy na  cienkie plasterki, z których robimy paseczki.Wkładamy
                   to do garnka z mięsem i wszystko razem króciutko przesmażamy.
                  Teraz zalewamy wszystko wywarem i gotujemy jeszcze 15 minut.
Jedna porcja tej zupy zawiera zaledwie 4g tłuszczu, 8g  węglowodanów,
32 g białka i 290 kalorii.

Przepis na muffinki z serem pleśniowym i oliwkami:
Składniki:  10dag sera pleśniowego, 100 ml śmietany, 3 jajka, 2 łyżeczki
                 proszku do pieczenia, 130g mąki, 4 dag zielonych oliwek,
                 szczypta soli i pieprz.
Wykonanie: odkrawamy skórkę z sera, kroimy go w malutką kostkę i odsta-
                  wiamy go na 1 godzinę. Po tym czasie dajemy do niego smietanę
                  i rozcieramy na gładka masę (ja to robię blenderem).Dodajemy
                  jajka, znów mieszamy, dodajemy mąkę wymieszaną z proszkiem
                  do pieczenia i oliwki pokrojone w małe kawałki, mieszamy, na-
                  kładamy do foremek, pieczemy 20 - 25 minut w 200 stopniach.
Te muffinki są pyszne na ciepło, ale na zimno też smaczne. Ja podam je na
ciepło, do zupy.