Geomancja - wg prawdziwych naukowców jest to PSEUDONAUKA, czyli
brednie i banialuki, złudzenia i co tam jeszcze kto chce. Bo jeśli czegoś nie
można zmierzyć, zważyć, przedstawić wzorem matematycznym to tego
czegoś nie ma - i już.
Ale geomancja to nic innego niż wybieranie na podstawie obserwacji ziemi
oraz innych elementów otaczającego nas środowiska miejsc o najlepszych i
dobrych właściwościach bioenergetycznych.
Może gdybyśmy my, współcześnie żyjący ludzie nie byli tak w sobie zadufani
i poświęcili nieco więcej uwagi temu w jakich miejscach stawiali domy i
budowali swe miasta starożytni to nie budowano by całych dzielnic w Polsce
np. na terenach zalewowych.
Stosując zasady geomancji zakładali swe miasta Etruskowie, a potem podbici
przez nich pod koniec VII wieku p.n.e. Rzymianie. Naprawdę tak było, wtedy
Etruskowie byli bardziej rozwinięci cywilizacyjnie niż Rzymianie, którzy
przejęli ich dorobek a następnie go rozwinęli. Około 100 roku p.n.e. Etruskowie
i Rzymianie tworzyli już jeden naród.
Jak zapewne wszyscy pamiętamy z lekcji historii Imperium Rzymskie było
wielce ekspansywne. Mało jest miejsc w Europie, do których nie dotarli i
nie założyli tam swych miast.
Marek Witruwiusz, już w I wieku p.ne. napisał traktat o sposobie wybierania
właściwego miejsca do zamieszkania.
Sposób był dość prosty i logiczny -na wybranym "na oko" terenie należało
wpierw przez jakiś czas wypasać bydło i dokładnie sprawdzać stan zdrowia
zwierząt.
Jeżeli krowy dawały dużo mleka, nic im nie dolegało, można było uznać dany
teren za dobry do zamieszkania.
Należało również obserwować szatę roślinną danego terenu - roślinami które
rosły na terenach dobrych do zamieszkania były dęby, leszczyny, jabłonie
oraz grusze.
Na terenach niewłaściwych do budowy rosły paprocie, dęby skalne (zimozielone
krzewy ze strefy śródziemnomorskiej) oraz jeżyny.
Hipokrates i Avicenna też polecali by starannie dobierać lokalizację domów.
Czas wszystko zmienia i "pożera", nadszedł również kres potężnego Imperium,
ale do dziś w wielu miejscach w Europie przetrwało sporo obiektów zbudowanych
przez Rzymian.
Niedaleko Bazylei przetrwały do współczesności pozostałości założonego przez
Rzymian w roku 44 p.n.e miasteczka Augusta Raurica (dziś Kaiser August)..
Oprócz zabudowy mieszkalnej były tu równiez dwa teatry, kilka budynków
świątynnych i obronnych, termy oraz forum z bazyliką i kurią.
Dwaj szwajcarscy architekci i radiesteci, M.Mettler z Zurrychu i H. Stachelin
z Bazylei przeprowadzili radiestezyjne badania tego miasteczka i okazało się, że
położenie wszystkich budowli zostało przemyślane w najdrobniejszych szczegółach.
Wszystkie miejsca kultu i centralne obiekty zostały wkomponowane w siatkę
szwajcarską i diagonalną - czyli w dwa podstawowe rodzaje układającego się
w sieci promieniowania kosmicznego znanego w radiestezji.
Ściany budowli, rzędy kolumn i statuy pokrywają się dokładnie z pasmami lub
skrzyżowaniami siatek.
Całe miasteczko, jego zarys odzwierciedlał porządek Kosmosu i był zgodny
z istniejącymi strefami energetycznymi.
Główne ulice rzymskich miast wytyczano jako dwie prostopadłe do siebie osie -
pierwsza na linii wschód-zachód, druga na linii północ- południe.
W miejscu ich przecięcia budowano zawsze rynek (forum). Te dwie podstawowe
główne ulice decydowały o planie miasta. Pozostałe ulice miasta były do nich
równoległe.
Znano już wtedy również szkodliwe promieniowanie geopatyczne i by się przed
nim uchronić stosowano posadzki będące jednocześnie ekranem ochronnym.
Współczesna analiza chemiczna wykazała, że używano do ich zrobienia mieszanki
piasku rzecznego i wapna z domieszką białka zwierzęcego.
Przez długie lata nie zastanawiałam się dlaczego w jednych miejscach czuję się
świetnie a w innych nie mogę usiedzieć na miejscu.
A radiestezję, promieniowanie, cieki wodne traktowałam podobnie jak "prawdziwi
naukowcy, pakując to wszystko do worka z etykietą "bzdury".
Do czasu aż pojawiło się u nas dziecko. Wraz z małą zamieszkałam w małym
pokoju. Pod jedną ścianą stał mój tapczan, pod drugą, w odległości 1,5 m stało
drewniane łóżeczko małej. Stało i tylko stało- puste, bo ilekroć w nim ułożyłam
małą ta po kilkunastu minutach darła się jak zarzynana. Gdy ją przekładałam
na tapczan- wrzasków nie było.
Sprowadziłam do domu radiestetę. Nie mówiłam nic o tym dziwnym zachowaniu
się dziecka. Pan radiesteta (dyplomowany, z Tow. Psychotronicznego) obszedł
całe mieszkanie, usiadł, narysował plan mego mieszkania i zakreskował na
czerwono miejsca, w których jest niekorzystne dla człowieka promieniowanie.
W tych miejscach nie powinny stać łóżka- powiedział. A dziecię nie powinno
w takim miejscu leżeć. Dopiero wtedy powiedziałam mu o tym ,że we własnym
łóżeczku mała wciąż się drze.
Oj, pani ma w domu taki świetny wykrywacz cieków wodnych a wzywa pani mnie?
Niepotrzebnie wydaje pani pieniądze- śmiał się.
Zgodnie z zaleceniami poprzestawiałam w mieszkaniu miejsca do spania a poza
tym zakupiłam odpromiennik bursztynowy.
I od tej pory zaczęłam się interesować tym, co jest "bzdurą, banialukami i
zwyczajnie pseudonauką" oraz początkami ludzkiej cywilizacji.