........nie za bardzo odległej, bo sprzed 86 lat.
17 października 1918 roku z portu w Tulonie wypłynęła w swój rejs łódź podwodna i na pewno nie była ona żółta, jak ta z piosenki
Została ochrzczona imieniem Floreal. Jej zadaniem było wzmocnienie alianckiej floty w okolicach Archipelagu Egejskiego. Floreal miała patrolować wody u wybrzeży Grecji a w razie potrzeby atakować i niszczyć nieprzyjacielskie okręty torpedami.
Niestety wkrótce po wypłynięciu łódź miała bardzo bliskie i mało serdeczne spotkanie z dryfującą miną morską i została poważnie uszkodzona i.......zatonęła w ciągu kilku minut a większość załogi jej w tym towarzyszyła. Ocalało zaledwie kilku marynarzy i jej kapitan. Tak zupełnie prywatnie - zawsze słyszałam, że kapitan w razie tonięcia statku opuszcza go ostatni, a ten akurat ocalał. Jak widać- bywa i tak.
Przez wiele lat nikt nie wiedział dokładnie co się wydarzyło i zupełnie niedawno, w trakcie podmorskich badań dna morza w okolicy wyspy Kos, odnaleziono wrak tej łodzi. No i nareszcie mają co robić podwodni historycy, bowiem jest to jeden z nielicznych zachowanych okrętów podwodnych z czasów I wojny światowej. Jak na razie to znaleziono broń, elementy wyposażenia okrętu a nawet osobiste przedmioty członków załogi.
A zapewne dokładne badania wraku pozwolą na analizę wszystkich czynników, które doprowadziły do tej tragedii.
A żeby Wam przybliżyć nieatrakcyjność pływania okrętem podwodnym skopiowałam zdjęcie ORP z 1985 roku:
A na dodatek filmik. Zwłaszcza dla tych, którzy marzą o rejsie takim okrętem.
U mnie za oknem ponuro, rano "deszczyło", teraz teoretycznie jest +8 stopni, niestety wieje, na wieczór jest przewidywany deszcz a odczuwalna temperatura to tylko +5 stopni pana Celsjusza. Gorzej, bo cały następny tydzień ma być z opadami i wiatrami.