W charakterze opieki nad Krasnalami. Film był w technice 3D, animowany.
Plus polegał na tym, że bardzo wygodne były fotele - aż się zastanowiłam
czy nie dałoby się takiego zainstalować u mnie w pokoju.
Okazuje się, że dzieciaki po raz pierwszy zdecydowały się na obraz w 3D,
dotychczas wolały zwykłe filmy.
Był tylko jeden duuuuży minus - decybele. Ja, która od jakiegoś czasu mam
olbrzymi niedosłuch jednego ucha- siedziałam ogłuszona. Następnym razem
wezmę ze soba stopery. No a gdy dźwięk podkreślał dramaturgię tego co
się działo na ekranie - regularnie podskakiwał i drżał ów wygodny kinowy
fotel.
Widzów na sali było tak pomiędzy 10 a 15 osób. Tu chyba też obowiązuje
zasada, że jak jest na sali sześć osób to już można wyświetlać film.
Podobno dzieci już widziały pierwszą część, teraz była część druga.
W kinie było "tylko" siedem sal kinowych i chyba w jednej z nich wyświetlali
film o zdobywaniu Mont Everestu i też w technice 3D i kto wie czy nie będę
musiała na niego pójść, jeśli mój były wspinacz zassał, że jest tam grany.
Przezornie mu nic o tym nie wspomniałam, bo wredna przecież jestem, ale
powstrzymałam się gdy przyszło mi na myśl jaki będzie huk schodzącej
lawiny śnieżnej lub to wycie wiatru, który tam wciąż wieje.
Na szczęście nie jest daleko, 2 przystanki metrem + 500m per pedes, bilety
oczywiście kupić można elektronicznie.
Dzieciaki przed seansem zaopatrzyły się w olbrzymią torebkę popcornu na
słodko, której zawartość wmiotły. W ogóle miałam wrażenie, że większość
przyszła do kina głównie by się posilić - widocznie oglądanie bez ruszania
jamą gębową możliwe nie jest ;)
W poniedziałek "moi" wyjeżdżają na trzy tygodnie, a my sobie pojeździmy
po Berlinie. Więc będą zdjęcia, oczywiście "domów" nie odpuszczę.
A na osłodę nieco już wyrośnięci The Shedows:
Ależ to były prywatki!
Oczywiście posłuchajcie tego na YT.