......czyli rowerzyści.
W piątek rano, gdy odwoziłam starszego Krasnala do szkoły, na moich oczach
wydarzył się wypadek.
Właśnie dojeżdżałam do skrzyżowania, na którym miałam skręcić w prawo, gdy
dosłownie z 10 m ode mnie rowerzysta zderzył się z samochodem.
Samochód jechał jeszcze dość wolno, bo ruszył przed momentem spod świateł
i ja odnotowałam w swej świadomości tylko to, że ten rowerzysta jedzie
stanowczo zbyt blisko samochodu a nie w przepisowej od niego odległości
1 metra.
I w momencie gdy to pomyślałam rowerzysta " otarł się" o ten samochód,
jednocześnie lądując na ulicy. Na szczęście był w kasku, ale i tak nie mógł się
o własnych siłach podnieść.
Dziewczyna prowadząca samochód oczywiście w momencie tego ich przytarcia
się natychmiast zahamowała, na pomoc ruszyli przechodnie, a ja pojechałam
z dzieckiem do szkoły.Po ujechaniu mniej więcej 150m widziałam, że w stronę
tego feralnego skrzyżowania już jechała na sygnale policja.
Gdy w 20 minut potem wracałam tą samą trasą to na skrzyżowaniu, już przy
chodniku stał ten pechowy samochód, w nim siedziała zapłakana młoda
kobieta, przy niej stała policjantka i karetka pogotowia. Rowerzysta został
zapewne już odwieziony do pobliskiego szpitala.
O ile zachwycam się tu uprzejmością berlińskich kierowców, to rowerzyści
berlińscy mnie przerażają. Nie na każdej ulicy są ścieżki rowerowe- to raz.
Dwa- te ścieżki są często wymodzone z części chodnika, który nie zawsze jest
na tyle szeroki, żeby swobodnie mogły się na nim poruszać jednocześnie
dwie osoby. Trzy - przy skrzyżowaniach ścieżki rowerowe łączą się z jezdnią
stanowiąc jej fragment , więc wszyscy użytkownicy powinni zachowywać
uwagę, ale tę uwagę zachowują tylko kierowcy samochodów - rowerzyści mają
kierowców samochodów głęboko w tyle. Przechodniów również.
Pomyślałam, że to nawet nieżle, że Krasnal widział ten wypadek- mam nadzieję,
że ten widok dobrze mu unaocznił jak bardzo trzeba uważać jeżdżąc rowerem
ulicami miasta.
Idzie wiosna i lada dzień rowery ruszą w miasto - już się boję tych jazd pośród
zupełnie nieodpowiedzialnych rowerzystów.
Kilka ostatnich dni spędziłam na "studiowaniu" różnic w ubezpieczeniach
samochodów w Polsce i tutaj.
Różnica dość zasadnicza - w Polsce wysokość ubezpieczenia OC zależy od
pojemności silnika i jest ujęta w tabelach.
W Niemczech ubezpieczenie OC zależy od tego, czy kierowca ma staż jazdy
bezwypadkowej. Im dłuższy staż jazdy bezwypadkowej tym większa zniżka
w ubezpieczeniu OC. No i żeby było śmieszniej do OC dochodzi podatek
drogowy.
W Polsce staż jazdy bezwypadkowej jest ważny tylko przy ubezpieczeniu AC.
No i jesteśmy "załatwieni odmownie", bo choć przez te wszystkie lata mieliśmy
chyba z 9 samochodów i ani jednego wypadku, to były one kupowane na
przemian - raz właścicielem był mąż, a raz ja, co sprawia, że żadne z nas nie ma
bardzo długiego okresu bezwypadkowego, brak jest ciągłości. Zabawne, prawda?
Mój zięć, który w życiu nie był właścicielem samochodu, ale który był wpisany
jako kierowca samochodu swej mamy, ma już spory staż bezwypadkowy i dzięki
temu w wypożyczalni samochodów ma zniżkę jako "bezwypadkowy kierowca".
No cóż, co kraj to obyczaj.
Z tej okazji naszły mnie myśli ile to jeszcze jest w UE nieuregulowanych spraw,
które mogą utrudniać prawdziwą integrację.
Bo swobodne przemieszczanie się i zamieszkiwanie w dowolnym kraju UE to
jednak nie wszystko.
A teraz coś zabawnego:
A tak nasz starszy Krasnal odrabia matematykę
Miłego tygodnia wszystkim życzę;))