No i już mamy dziś drugi dzień kolejnego roku.
Po raz pierwszy w życiu spędziłam Pierwszy Dzień Nowego Roku.... w muzeum. Jak dla mnie to bardzo miły sposób spędzania czasu. Byliśmy w Humboldtforum, czyli w odbudowanym Zamku Berlińskim.
Dla mnie to była kolejna wyprawa krzyżowa, bo nadal mam problemy z własnym kośćcem, a jakby na to nie spojrzeć, to w dzień wcześniej byłam kilka godzin w Pałacu Charlottenburg, gdzie się straszliwie "złaziłam" chociaż wspomagałam się w jednej jego części przysiadaniem na krzesełku w każdej sali.
A wczoraj, tym razem przezornie łyknęłam przed "wyprawą" dwie tabletki przeciwbólowe.
Miejsce, w którym byłam ma dość burzliwą historię, część z niej opowiadają zdjęcia, które znalazłam w sieci.
Tak wyglądał Zamek Berliński przez wiele lat po zakończeniu II wojny światowej. A potem, od roku 1976 do końca I dekady 2000 roku tak:
I nosił wówczas nazwę Pałac Republiki. Pełnił funkcję siedziby Izby Ludowej parlamentu NRD, bowiem był usytuowany na terenie Berlina, który w ramach podziału Niemiec przypadł Niemieckiej Republice Demokratycznej.
Zjednoczenie Niemiec sprawiło, że znów sobie przypomniano o tym architektonicznym tworze i postanowiono Zamek Berliński odbudować. I odbudowano, coś tak jakby za 680 mln euro. Jego odbudowa wywołała wiele kontrowersji, spowodowanych głównie wizją architekta. Bo wizja była i jest urzeczywistniona w dość oryginalny sposób:
Jest to połączenie starego zabytkowego wyglądu z pełną nowoczesnością, co wielu osobom zupełnie nie przypadło do gustu.
Szczerze mówiąc, to wewnątrz budynku, gdy się siedzi w holu jest to nieco zaskakująca kombinacja. Budynek został ochrzczony "Humboldtforum". Będzie budynkiem nie tylko o przeznaczeniu muzealnym - przewiduje się tu realizacje różnorodnych przedsięwzięć kulturalnych, miejsce dla różnych twórców indywidualnych, miejsca na różne międzynarodowe i krajowe konferencje- ma być też miejscem łączącym ze sobą różne kultury.
Jak na razie to jest tu czynne tylko Muzeum Etnograficzne, czyli można tu obejrzeć to wszystko czego nie pomieściło Muzeum Etnograficzne w Dahlem (byłam tam kilka lat wcześniej - cuuudne zbiory) i dotąd czekało w muzealnych magazynach.
Wszystkie eksponowane artefakty są opatrzone komentarzami, jak to podle ongiś Europejczycy postępowali z innymi kulturami, ograbiając je z cennych zabytków, zabierając im ziemię, wykorzystując ich pracę. Nie mniej zbiory są ciekawe, dobrze opisane, jest ich cholernie dużo, w pewnej chwili głowa zaczyna pękać od nadmiaru informacji.
Już kiedyś pisałam, że Europa ma w pewnym sensie dług moralny wobec tzw. "trzeciego świata", czyli wobec innych, w pojęciu europejskim, mniej rozwiniętych cywilizacji. A pomnażanie zasobów w postaci siły do pracy, poszerzanie własnych terytoriów kosztem innych krajów jest niestety wpisane w najdawniejszą historię ludzkości. Nie da się ukryć, że dzieje się tak od czasów plemiennych i trwa nadal. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że wszelkie zagrabianie szło pod hasłem "oświecania ludów prymitywnych, bo nie wiedzą biedacy w co wierzyć ani jak żyć"
Podoba mi się, że nowe miejsce wydarzeń związanych z szeroko pojętą kulturą zostało poświęcone pamięci dwóch braci- Wilhelma(1767-1835) i Aleksandra (1769-1859) Humboldtów. Niewątpliwie nauka i kultura, nie tylko niemiecka, wiele im zawdzięcza.
Wilhelm studiował na Uniwersytecie we Frankfurcie nad Odrą. W latach 1801-1808 był rezydentem pruskim w Rzymie. Od 1809roku - kierował pruskim ministerstwem wyznań i oświecenia, był merytorycznym założycielem Uniwersytetu w Berlinie, zreformował pruski system edukacji, stworzył gimnazjum humanistyczne, zorganizował muzeum berlińskie.
Młodszy od niego 2 lata Aleksander, był co prawda "słabego zdrowia", ale chyba bardziej wszechstronny od swego brata- on również ukończył Uniwersytet Viadrina we Frankfurcie n.Odrą, poza tym Wydział Przyrodniczy Uniwersytetu w Getyndze, Akademię Handlową w Hamburgu oraz Akademię Górniczą we Fryburgu. W wieku 22 lat został inspektorem górniczym. Opracował i wdrożył do użytku własnego pomysłu maski do oddychania dla górników.
Od 1797 roku zaczął cykl podróży- przejechał całą Europę, Amerykę Łacińską, badał dorzecze rzeki Orinoko, był na Kubie, zwiedzał wulkany w Ekwadorze, był również w Meksyku i w Stanach Zjednoczonych.
W latach 1807-1827 mieszkał w Paryżu, był też wykładowcą geografii na Uniwersytecie w Berlinie, był też w górach Uralu i Ałtaju, w chińskiej Dżungarii i w rejonie Morza Kaspijskiego. Powołał też Pruski Instytut Meteorologiczny. Do nauki miał podejście holistyczne.
Jego dzieło naukowe KOSMOS zawierało aż pięć tomów- była w nich zebrana cała ówczesna wiedza przyrodnicza. Tom I omawiał podróże po świecie zewnętrznym, tom II - historię od czasów starożytnych Greków a pozostałe trzy tomy zawierały wiedzę specjalistyczną na różne tematy.
W trakcie swego dwudziestoletniego pobytu w Paryżu opracował 34-tomowe dzieło z 2000 tablic o swej amerykańskiej podróży.
Jako jeden z pierwszych ludzi nauki postulował ochronę przyrody i jest twórcą określenia "pomnik przyrody".
No i tak sobie myślę, że jak na człowieka "wątłego zdrowia" to wyjątkowo wiele zdziałał. I chyba sobie zamówię książkę Andrei Wulf "Człowiek , który zrozumiał naturę", wydaną w 2019 r przez Wydawnictwo Poznańskie.
Miłego nowego tygodnia w nowym roku!