Mam dziś w Berlinie dwa zaćmienia. Jedno to właśnie trwające częściowe zaćmienie Słońca, Rozpoczęło się o godzinie 11,09:49, o godzinie 12,13:54 będzie jego apogeum a zakończy się o19,19. Zaćmienie obejmuje 32,3% Słońca.
Drugie, zupełnie nie astronomiczne zaćmienie obejmuje stan mego zdrowia - trwa już dwa tygodnie i osobiście mam już dość. Co prawda nie leżę plackiem, nawet wychodzę z domu, ale nadal dają mi do wiwatu zatoki. Na szczęście ropa z gardła już się wyniosła. Nie byłam uprzejma pójść do lekarza, bo wiem, że zaraz by mnie uszczęśliwiono antybiotykami, a po ostatniej w Polsce kuracji moich zatok, załapałam się na po antybiotykowe zapalenie jelit i stwierdziłam , że wolę umrzeć z racji stanu zapalnego zatok , niż po raz drugi mieć zapalenie jelit.
Więc zamiast antybiotyków pasę się czosnkiem. Pomaga.
Pogoda właśnie doszła do wniosku, że należy pomóc Słońcu w zaćmieniu i ciemne chmury właśnie zasłoniły słońce całkowicie.
A poza tym nic się u mnie nie dzieje - no może tylko to, że moi jutro będą na Niagarze. Ale tak się marnie czuję, że nawet im tego nie zazdroszczę.
Dochodzi godzina siedemnasta a temperatura powietrza to drobne 25 stopni. Jutro już ma być chłodniej i może nawet trochę popadać.
Lubię ten nieco "rozwodniony" kolorystycznie błękit nieba. Dobrze się je wgapiając się w coraz bardziej złociste brzozy na tle jaśniutkiego błękitu.
A dęby burgundzkie już pomalutku brązowieją i w tych brązowych liściach przetrwają zimę. Gdy zaczną opadać z drzew będzie to oznaka, że nadchodzi wiosna. Ale takie "klasyczne" zachowanie staje się ostatnio coraz rzadsze - permanentna susza sprawia, że ratując swe życie dęby burgundzkie starają się zrzucić jak najwięcej liści.
........... "stuknie mi" piąta rocznica przyjazdu do Berlina. Wtedy Berlin powitał nas deszczem a kraj ojczysty dość niespodziewanym odłączeniem nas od sieci. Byliśmy zmęczeni jazdą bo dzień zaczęliśmy bardzo, bardzo wcześnie wyruszając w drogę o 6 rano. Widziałam, że mąż jest nieco zdenerwowany, bowiem ruch kołowy stawał się coraz intensywniejszy im bliżej byliśmy Berlina a w jego granicach był już naprawdę duży a do tego padał deszcz.
"Robiłam" za pilota byśmy wykonali zjazd z autostrady we właściwym miejscu. I udało się! Odnaleźliśmy "naszą" ulicę bez trudu, trochę gorzej poszło ze znalezieniem właściwego numeru budynku bo rozkład adresowy inny niż, w Polsce, poza tym podświadomie szukaliśmy wzrokiem ciężarówki "naszej" firmy przewozowej. W końcu mąż zaparkował pod właściwym numerem, wyszliśmy z samochodu i miłe zaskoczenie - na tablicy domofonu już była zainstalowana nasza wizytówka i w kilka minut później na dole w bramie pokazali się "nasi"- córka i jej mąż. Z naszego samochodu wzięli resztę naszych rzeczy i to był koniec podróży i początek nowego życia na starość.
W mieszkaniu było już ustawione wszystko to co przywiozła firma przeprowadzkowa, czyli pokój męża był gotowy do zamieszkania. Okazało się, że panowie od przeprowadzek wyjechali z Warszawy długo przed świtem bo o 3,30 nad ranem, więc mieli bardzo dobry przejazd, wręcz pustki na szosach i całej autostradzie. Po przyjeździe tak ze trzy miesiące mieszkałam na pudłach, bo meble zamówione do naszego drugiego pokoju bardzo długo nie mogły do nas trafić, bowiem firma kurierska (niemiecka) miała "awarię systemu" i nie tylko nie dostarczała przesyłek ale nie mogła również zlokalizować gdzież to one aktualnie są. Tyle z "historii".
Nadal kocham Berlin, nie tęsknię ani za Warszawą ani za Polską. Przykro mi tylko, że mój mąż tak krótko mógł się cieszyć tą przeprowadzką, ale tak naprawdę oboje zdawaliśmy sobie sprawę z faktu, że każdy Jego przeżyty dzień może być tym ostatnim dniem.
A z aktualności - cały ten tydzień choruję - dorwało mnie nieco dziwne zapalenie zatok przynosowych-czyli trzy nieprzespane noce, katar do pięt plus gardło zaropiałe. Postanowiłam ominąć lekarza szerokim łukiem, bo gdy ostatnim razem jeszcze w Polsce leczono mi taki stan zapalny antybiotykami (trzema różnymi ) omal nie zeszłam z tego świata z powodu zapalenia jelit po tych antybiotykach.
W ramach rozrywki czytam różne wiadomostki astronomiczne - powiedziałabym, że głównie dla sportu. Bo co mi z tego, że panowie naukowcy odkryli, że wnętrze Jowisza jest pełne pozostałości planet zarodkowych, które wchłonęła ta gigantyczna planeta. Ciekawe, czy je kiedyś "strawi" czy może je kiedyś "odda naturze" gdy ją napadną torsje.
A w pobliżu gwiazdy Alpha Centauri, oddalonej od Ziemi tylko o 4,37 lat świetlnych od Ziemi, międzynarodowy zespół astronomów odkrył oznaki, że planeta nadająca się do zamieszkania może znajdować się wokół Alpha Centauri będącym układem podwójnym gwiazd. No cóż, to niemal "tuż za rogiem" - o ile nikt nie pomylił się w obliczeniach.😏 No i podobno wcale nie wygląda tak jak Ziemia. Niestety nie sprecyzowano jej wyglądu.🙊
Jesień- nie da się tego ukryć. Aktualnie 19 stopni i mówiąc językiem tutejszych meteorologów "częściowo słonecznie".
...........wreszcie taka jaką lubię, czyli kolorowa, ciepła, słoneczna.
Ale ta jesień jest zatruta wojną za progiem, ogromną inflacją, lękiem co będzie gdy zabraknie prądu. Nie da się ukryć, że niemal całe nasze życie jest uzależnione od energii, zwłaszcza w miastach. Nic nam nie da zebranie chrustu w lesie skoro nie mamy pieców. Ostatnio gdy tylko "najdzie" mnie na czytanie co też prasa niemiecka podaje, dostaję gęsiej skórki, bo: powinnam sobie przygotować tak zwany plecak kryzysowy a w nim rzeczy niezbędne czyli: radio na baterie, kuchenkę kempingową, latarkę na baterie, teczkę z dokumentami, leki, materiały opatrunkowe, gotówkę, a w domu powinnam mieć: 20l wody pitnej, 3,5 kg produktów zbożowych (chleb, makarony, ryż) 4 kg warzyw strączkowych w puszkach, 2,5 kg zapuszkowanych owoców i orzechów, 2,6 kg przetworów mlecznych -też w puszkach, 1,5 ryb i mięsa konserwowanego , proszek jajeczny, 0,4 kg tłuszczy i oleju, cukier, słodzik, dżemy, bulion błyskawiczny, twarde herbatniki. I to wszystko tylko z powodu tego, że wszystko w świecie, w którym żyjemy funkcjonuje na elektryczności. I tak, czytam, czytam i ręce mi opadają i zazdroszczę własnemu mężowi że przeniósł się już w inny wymiar. Nawet w najbardziej koszmarnych snach nie miewałam takich wizji. Jedno jest pewne - człowiek to najmniej "wyuczalne" stworzenie i nie potrafi uczyć się na błędach przeszłych pokoleń. Nie wiem co doradza polska prasa reżimowa. Tutejsza nie ukrywa, że nie jest wesoło, a poza tym znów mamy na progu kolejne zachorowania na covid. Znów obowiązują maseczki w komunikacji miejskiej, jak i również w przychodniach, odwiedzanie osób w domach opieki oczywiście w maseczkach i z ujemnym, ważnym testem. Sklepy wielkopowierzchniowe mają prawo żądać od swych klientów by ci używali masek FFP2. I novum - każdy Land ma prawo wprowadzić obowiązek noszenia maseczek nie czekając na zgodę Rządu Federalnego.
Ze spraw być może radośniejszych - spisałam sobie zawody, w których (nie będąc na kierowniczym stanowisku) zarabia się powyżej 80000 euro rocznie.
doradca medyczny -85800, pilot - 82500, portfolio menager -81300, architekt oprogramowania- 80800, projekt menager - 80500.
A ilekroć spojrzę w okno widzę to:
Nieco dalej od domu, ale w obrębie miasta bywa tak: