.........to białe paskudztwo leżało bezczelnie na dachach i chodnikach, a dziś.......lał deszcz i na termometrze za oknem jest +7 stopni. Aż się uszczypnęłam, by sprawdzić czy aby nie śnię. Jeszcze tak wariackiej pogody w styczniu nie widziałam.
A kilka dni wcześniej, a tak dokładnie to 18 stycznia zrobiłam stojąc na balkonie to zdjęcie:
Gdy je powiększycie to zobaczycie połóweczkę Księżyca a nieco niżej, w lewo od niego jest jakaś gwiazdka. "Obfociłam", bo przypomniała mi się nasza podróż z mężem z Burgas do Stambułu tureckim rejsowym autobusem. Tyle tylko, że wtedy to było lato, było to z 50 lat temu a Księżyc był wtedy w innej fazie i przypominał rogalik. No cóż, czas mija ale wspomnienia pozostają. I w ramach tych wspomnień u mnie króluje muzyka z lat 60 - 70 ubiegłego wieku.
To była nieco wariacka podróż - autobus i jego kierowca byli rodem z Turcji i "kabina kierowcy" przywodziła mi na myśl polskie przydrożne ołtarze ozdabiane z przepychem i różnorodnością kształtów i kolorów. Oczy mi nieco wychodziły z orbit ze zdumienia, że kierowca jest w stanie prowadzić autobus gdy na przedniej szybie tańczą kolorowe filcowe kulki zawieszone na filcowych cienkich warkoczykach, a nad nimi wisi bardzo kolorowa, nieco powiewająca falbanka. A do tego pan kierowca miał ułańską fantazję i jechał bardzo, bardzo szybko. Autobus poza tym nie grzeszył nowością, bagaże pasażerów były umieszczone na dachu i niezbyt starannie tam umocowane i na jednym z zakrętów któraś z walizek zleciała z dachu. Szczęśliwie ktoś z pasażerów to zauważył, podniósł się raban, pan kierowca zahamował na środku szosy i wysłał swego pomagiera po ową nieszczęsną walizkę.
Wieczorem przekroczyliśmy turecko- bułgarską granicę. Było ciemno, szalenie pusto. Staliśmy tam bardzo długo siedząc w autobusie, bowiem funkcjonariusze obu służb granicznych oglądali w telewizorku jakiś arcy ważny dla nich mecz piłki kopanej a pasażerów autobusu mieli tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną, prostą linię. Pan kierowca oczywiście dostąpił zaszczytu obejrzenia kawałka owego ważnego meczu, a pasażerowie dogorywali w zamkniętym autobusie. Po meczu do autobusu weszło dwóch tureckich "pograniczników", rzucili od niechcenia okiem w wyciągnięte ku nim paszporty i się wynieśli i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Około północy zjechaliśmy do malutkiego miasteczka, w którym był postój około 20 minutowy. Postanowiłyśmy wraz z koleżanką skorzystać z toalety, ale nigdzie nie mogłyśmy jej znaleźć, więc zapytałyśmy się stojącego w pobliżu policjanta, gdzie tu jest toaleta. Facet wziął każdą z nas pod rękę i powiedział, że nas zaprowadzi. I zaprowadził do budynku, którego hol był wyłożony płytami marmurowymi, schody również i te prowadzące w górę i te, które prowadziły w dół. Podszedł do ściany, zapalił światło i powiedział bardzo łamaną angielszczyzną, że do toalety należy zejść w dół. Na wszelki wypadek jeszcze nam palcem wskazał kierunek. Schodziłyśmy dość głęboko w dół podziwiając owe marmury. Gdy otworzyłyśmy drzwi na dole omal nie uciekłyśmy - marmurów już tam nie było, tylko kilka kabin bez drzwi i z tradycyjnymi dziurami w podłodze, nad którymi się po prostu kucało i to w jakimś szaleńczym rozkroku. Umywalek nie było. Nie mogę napisać otwartym tekstem co każda z nas powiedziała, bo chyba by mi blog skasowała wszechobecna AI.
Gdy wyszłyśmy na zewnątrz nasz turecki anioł stróż spytał, czy może nam przynieść kawę (zapewne po to byśmy nie wyschły w środku) ale my stwierdziłyśmy, że może lepiej nie, bo do Stambułu jest jeszcze kawał drogi. A mój drogi mąż siedział w letniej kawiarence i żłopał kawę. I od tamtego małego miasteczka, aż do samego Stambułu świecił nam rogalik księżyca i lśniąca obok niego gwiazdka- żywa ilustracja pewnej starej piosenki o gwiazdce i Księżycu, których miłość nigdy nie została spełniona i teraz świecą na nocnym niebie " na pamiątkę miłości i rozpaczy".
Do Stambułu przyjechaliśmy o 2 w nocy. Na placu, na którym wysiedliśmy jakiś Turek spokojnie handlował arbuzami. Wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy do hotelu. Po kilku dniach pobytu wracaliśmy znów do Burgas autobusem rejsowym tureckim, równie bogato przystrojonym jak ten, który nas wtedy przywiózł.
Tak długo to pisałam aż się pogoda poprawiła i.....świeci słońce a wiatr przegania chmury.
Miłego nowego tygodnia Wszystkim!!!
I trochę "staroci".