Od piątku jesteśmy w stanie maksymalnego ograniczenia kontaktów towarzyskich. Moi wnuczkowie mają w swoich szkołach kolegów z pozytywnymi wynikami testów - dzieciaki są po prostu codziennie testowane. U Starszego od dziś część zajęć jest prowadzona zdalnie, a on został wyznaczony do przekazywania zadań dalej oraz ....przypominania nauczycielom by materiały lekcyjne ładowali w system.
Młodszy był w sobotę na kolejnym szczepieniu. A wieczorem tego dnia dowiedzieli się, że kolega, z którym siedzi w ławce jest "pozytywny". Nabraliśmy dużo powietrza w płuca i czekamy co dalej. Na wszelki wypadek porozumiewamy się telefonicznie lub mailowo.
Pogodę mamy paskudną, czyli trwa pora przejściowa, co oznacza +6 stopni ciepła, deszcz i wiatr. A chwilami leci z nieba jakaś "kasza". Czyli pogoda jest w sam raz dla wszelakich paskudnych wirusów. A ja muszę w tym tygodniu niestety udać się do swego lekarza rodzinnego, 5 przystanków metrem z jedną przesiadką. Mam na to 3 dni.
I znów smutek w blogowym światku - po kilku latach intensywnej walki z nowotworem odeszła "Zgaga", czyli Grażyna. Przemiła, bardzo kulturalna i mądra blogerka.
A ja chyba przestanę blogować- bo co to za blogowanie, gdy nie mogę skomentować tego co przeczytałam u innych ani też odpowiedzieć na komentarze pozostawione u mnie??? Przecież to najzwyklejsza paranoja. A jakoś nie czuję się na siłach by zakładać kolejny blog.
Miłego tygodnia Wszystkim życzę!!!!