......bo najbardziej lubię pisać o niczym.
Bo tak naprawdę to nic ciekawego ani niezwykłego nie dzieje się u mnie.
Nawet pogoda porzuciła swe ekstremalne wyskoki i w mieście nad Szprewą
pogoda oscyluje pomiędzy 15 a 18 stopni w cieniu, słońce świeci niezbyt
nachalnie, deszcz zaszczycił miasto ze dwa dni temu, ale padał bez przesady.
Krasnale z rodzicami wybyły na wakacje, nam przybyła obsługa kwiatków
na ich balkonie i opróżnianie skrzynki na listy.
Wpadliśmy wczoraj w głęboki namysł co zrobić, żeby się nie zatęsknić za
dziećmi.
Pierwsze co wymyśliłam- zakiszę ogórki, bo roboty niewiele, a wszyscy je lubią.
Zakupilam ogórki , koper, czosnek - zakisiłam. Jutro kupię następną partię.
Przypomniało mi się, że przecież potrzebuję narzutę na łóżko, bo to co mam
zupełnie nie odpowiada mi kolorystycznie - super wściekła zieleń.
No to pomarudziłam nadając tekst, że jeszcze jeden dzień tej zieleni na mym
łóżku a oszaleję. Potem kusiłam, że może uda nam się kupić jakąś fajną
letnią kurtkę/bluzę dla ślubnego a i może jakieś fajne letnie buty?
I moja rybka połknęła haczyk- 3 stacje metrem i Karstadt- czyli kilometry
sklepu. A ja przecież mam dużo chodzić, ale nigdzie nie jest powiedziane, że
tylko po parku.
W całym Karstadzie "letnie przeceny" bo przecież jesień tuż za progiem, czyli
potrzebne jest miejsce na nowe kolekcje.
Zamiast typowej narzuty kupiłam dralonowo-bawełniany koc, "letni", bo ten
bawełniany skład zaliczał go do letnich kocyków i zamiast 30€ zapłaciliśmy
19,95€.
Potem zaczęło się namawianie ślubnego na letnią bluzę. Cena "wywoławcza"
po pierwszej letniej przecenie była coś około 35€, przy kasie okazało się, że
zapłaciliśmy tylko 25€, dzięki czemu udało mi się namówić męża na zakup
jeszcze dwóch nowych letnich koszulek polo ( to jest jego ulubiony fason),
za które też zapłaciliśmy mniej niż głosiła metka. Z tej radości dał się nawet
namówić na ekskluzywne wkładki do butów, które wcale nie były tanie, ale
jakoś tego nie zauważył;)
Tym sposobem całość zakupów zamknęła się w sumie poniżej 100€.
Znacie powiedzenie nie ma róży bez kolców? Sprawdziło się - stan euforii
zakupami został wyciszony wpierw pół godzinnym oczekiwaniem na metro,
potem informacją ( gdy tłum na peronie już bardzo zgęstniał), że niestety, za
co bardzo przepraszają, z przyczyn technicznych pociągu nie będzie, ale
"na powierzchni" będzie wkrótce podstawiony autobus zastępczy, piętrowy.
Tłum, nawet nie złorzecząc, udał się do autobusu, a mnie się przypomniało,
że to tylko 3,25 km do nas do domu i już raz wędrowałam tak od domu, w tę
stronę. Bohatersko ruszyłam , ale po kilometrze załamałam się, zwłaszcza,
że dotarliśmy do postoju taksówek, a moje biodro już miało dość, bo przecież
nałaziłam się już po Karstadzie i nastałam pół godziny na peronie.
No i przez tę taksówkę koszt wyprawy wzrósł aż do 102 €;)
A ja, jako wyjątkowo wredna baba, " zapomniałam" zakupić sznurowadła do
swoich butków, więc następna wizyta w Karstadzie obowiązkowa - damskie
ciuszki też były mocno przecenione, ale przezornie nie byłam na piętrze na
którym one są. Ale teraz przez nie przelecę;)))
I jak znam swego męża i życie, to nie ja będę inicjatorką zakupów dla mnie.
A "kocykowa" narzuta wygląda tak: