drewniana rzezba

drewniana rzezba

wtorek, 17 kwietnia 2018

Komputerowa noga.....

.....czyli coś o mnie.
Ale na początek wiosenna wiewiórka  i magnolie.
Wiewiórka obfocona z daleka, bo  tutejsze są mniej oswojone- tu ich chyba
nikt nie karmi.
A magnolie, nawet te młode rozkwitły w ciągu kilku godzin- rano były
jeszcze dość ścisłe pąki, po południu już się  rozwinęły.
Od razu przypomniały mi się magnolie kwitnące  przy Pałacu Wilanowskim.


Ale miało być o czymś innym.
Przyznam się szczerze - komputer i ja to wielce przypadkowa para. Zmuszeni
jesteśmy do bycia ze sobą mniej więcej od polowy lat 90' i związek ten jest
oparty na wzajemnej tolerancji. Najczęściej jest tak, że ja nie za bardzo
pojmuję co też to ustrojstwo ode mnie chce i jak mam jego zachcianki
zrealizować. W pewnym momencie tego dziwnego związku nieomal zaczęłam
kumać co jest  grane - wtedy akurat ustrojstwo pracowało na programie Windows7.
Ale nic nie jest w tej dziedzinie  wieczne  i nastał czas Windows 10.
Od pierwszego dnia mnie wnerwił. Potem łudziłam się, że może jednak się
jakoś polubimy, ale to były zwykłe złudzenia. Po każdej aktualizacji programu
coś mi się zmienia i dostaję chwilami świra. Coś przybywa, coś ubywa.
Z tydzień temu odkryłam ze zdumieniem, że nie mogę przesłać zdjęć ( które mam
na programie Picasa) do schowka w Google, by je potem umieścić na blogu.
Za każdym razem wyskakiwał napis, że nie można przesłać i  że występuje
błąd nr 500 i że to błąd sieci. Po dwóch dniach to o sieci zniknęło, pozostał
tylko  error 500. Zupełnie jakby mi było za mało problemów ze zdjęciami, które
 muszę przegrywać z aparatu na specjalny program, a "obrabiam" je na Picasie.
Tak przy okazji- wreszcie kupiłam nową kartę do aparatu i działa, czego dowodem
są te dwa "zdjątka".
Podeszłam do tego nieco filozoficznie - jak się samo zepsuło to się zapewne
samo naprawi. Niestety - codziennie sprawdzałam, ale wszystko było constans.
Gdyby to było w Warszawie zaraz zatelefonowałabym do swego prywatnego
pana od komputerów i poprosiła go o pomoc.
Jak zwykle wyprowadził by mnie z tego stanu ciemności komputerowej
w nieco jaśniejsze okolice, skasowałby 120 złotych, wypił przy okazji herbatę
i skonsumował kawałek sernika, zostawił rachunek, bo to wielce uczciwy
facet i niczego na lewo nie robi a ja dowiedziałabym się co to ten error 500.
No ale tu pana Pawełka nie ma, nie mogę własnemu zięciowi taką głupotą
głowy zawracać, bo chłopak od rana do wieczora ma multum zajęć i zero czasu  
wolnego, więc wczoraj , po rozmowie telefonicznej z Basią postanowiłam
rzecz zgłębić. No i się okazało, że szanowny Microsoft przestał obsługiwać
program Picasa. Prawdę mówiąc nieco mnie zatrzęsło ze złości ,że nie było
żadnego oficjalnego komunikatu w tej materii.
No i teraz muszę się zająć przeprowadzeniem zbioru zdjęć z Picasy na
platformę Microsoftu. No normalnie krew mnie zalewa, bo tych zdjęć jest
tona.I to nie dlatego, że ja mam świra i  wciąż coś fotografuję - nie, ja mam
po prostu zdjęcia przysyłane przez córkę- to niemal pełna dokumentacja
każdego miesiąca życia obu Krasnali + wszystkie wyjazdy rodzinne i święta.
Do tego jest też i trochę zdjęć mojej produkcji, choć nie da się ukryć,że ja nie
mam zbytniego ciągu do fotografowania wszystkiego co mi w  oczy wpadnie.
Na domiar  złego Microsoft zadaje mi pytania, na które nie umiem  udzielić
odpowiedzi- mam odpowiedzieć jakie to programy sobie życzę mieć, ale ja
 naprawdę nie wiem które chcę mieć, bo nic o żadnym z nich nie wiem.
No regularna paranoja.
Reasumując - muszę znalezć czas by spokojnie przejrzeć zdjęcia na Picasie,
przeprowadzić  "redukcję wyrazów podobnych", przerzucić wszystko na
"Zdjęcia" Microsoftu i nauczyć się ich obróbki na programie, na który zgrywam
zdjęcia, bo "obróbka" zdjęć Microsoftu to jakaś karykatura obróbki.
Wniosek- szybko nowych zdjęć  na moim blogu nie będzie, o czym Was
właśnie zawiadamiam.
Duże brawa i wyrazy współczucia  dla tych, którzy doczytali do końca;)))