.....miałam dzień niespodziewanych spotkań.
Zajechaliśmy pod nasz niemal ulubiony sklep, parkujemy i widzę,że na miejsce
vis a vis nas zajeżdża jakiś czarny opel i mówię do męża: popatrz, za kółkiem
siedzi babka zupełnie taka jak Jola K. Mąż zerknął i orzekł- masz omamy. Ale
ja nadal się w tę babkę wgapiam, ona wgapia się we mnie i nagle obie wyskakujemy
z bryczek i padamy sobie w ramiona.
Nie widziałyśmy się z dziesięć lat, ale przedtem równie długo byłyśmy sąsiadkami.
Poza tym, że Jola była sąsiadką z klatki obok, to była właścicielką miniaturowej
suni sznaucerki, o wdzięcznym imieniu Kira. Kira była wielką miłością mojego
jamnika.
Gdy Kira była na pierwszym swym spacerze myślałam, że sąsiad wyprowadził
na smyczy dużą mysz, bo tak to coś z daleka wyglądało. A z bliska "to coś"
okazało się super malutką sznaucerką. I od tego dnia mój pies zaczął ubóstwiać swą
malutką sąsiadkę. On miał już ze 4 lata, a ona 3 miesiące.
Kilka lat pózniej sąsiedzi zmienili mieszkanie i odtąd już rzadko się widywaliśmy,
ale kontaktowałyśmy się często. Potem Kira niespodziewanie odeszła za TM i Joli
mąż kupił następnego pieska. I chociaż Jola już tu nie mieszkała razem opłakałyśmy
odejście Kiry a potem mojego Flika.
I bardzo się wczoraj obie ucieszyłyśmy z tego spotkania.
Zobaczymy się w przyszłym tygodniu.
Przy drugim, też niespodziewanym spotkaniu, dałam plamę.
Spotkałam naszego dawnego kolegę, z którym dość rzadko się spotykamy. Prowadził
za rękę małego szkraba, tak na oko góra 4 latka. Przywitaliśmy się, malec grzecznie
szurnął nóżką, więc się pytam: a to Eli synek czy Bartka?, bo wiem, że miał dwoje
dzieci. Kolega spojrzał na mnie z niesmakiem - "to przecież jest mój syn, a nie wnuk".
Mało nie padłam z wrażenia, na wszelki wypadek zapytałam głupawo czy mówi
poważnie.
Bo jakby nie było facet jest w moim wieku i chociaż jego żona była od niego duużo
młodsza to już raczej nie jest w wieku produkcyjnym od dawna.
Rozszedłem się z Baśką, a żona koniecznie chciała urodzić dziecko do 35 roku życia-
wyjaśnił. Włączyłam w mózgu opcję liczenia i wyszło mi, że jego żona jest najpewniej
w wieku jego córki.
A ta Baśka, z którą się rozszedł, to była już jego drugą żoną - zapamiętałam ją jako
bardzo miłą i kontaktową osobę.
Z dodatkowych obliczeń wyszło mi, że ten miły brzdąc to jego czwarte dziecko. Istny
rozsiewacz genów- pomyślałam.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i pogratulowałam mu witalności i tak ładnego synka.
Przydreptałam do domu i opowiedziałam mężowi o tym spotkaniu.
Wysłuchał wszystkiego i zawyrokował - "wariat, on przecież jest ode mnie starszy ".
No nie wiem, może i wariat , ale jaki jurny - powiedziałam.
Ślubny spojrzał na mnie z niesmakiem i włączył telewizor.