Byłyśmy dziś z córką w Słubicach, u notariuszki.
Pojechałyśmy nie samochodem, ale wpierw szybką kolejką miejską, potem
przesiadłyśmy się do regionalnego pociągu i dojechałyśmy do Frankfurtu
nad Odrą, ostatni odcinek pokonałyśmy miejskim autobusem.
Cała podróż wraz z pokonaniem pewnego odcinka drogi na piechotę zabrała
nam niecałe dwie godziny. Nie opłacało się jechać samochodem bo na
autostradzie trwają intensywne prace drogowe- budowane są dodatkowe
pasy jezdni dla ciężarówek, więc jazda zarówno autostradą jak i innymi
drogami do Frankfurtu i Słubic trwa dużo dłużej niż jeszcze rok wcześniej.
A to dla poprawienia humoru - widok z okna kancelarii pani notariuszki:
Jak widać tradycja karpiowa ma się świetnie, a karp bedzie ubity w domu,
gdy już się dobrze umęczy w wannie i będzie się niemal modlił o śmierć.
Sprawy testamentowe "przeszły jak burza", potem musiałam wyjaśnić pewną
dziwną sprawę w miejskim urzędzie. I muszę Wam powiedzieć, że kolejny raz
chwaliłam przepisy UE i tzw. komputeryzację, bo dzięki temu nie musiałam
się mordować jazdą do Warszawy, wszystkie sprawy urzędowe mogłam załatwić
w tychże Słubicach.
Pogoda była dla nas łaskawa, słońce świeciło, wracając do Berlina zakupiłam
jeszcze kolejną książkę naszej Noblistki, "Bieguni".
A Słubice żegnały mnie takimi widokami Odry
A niżej - słubicki brzeg Odry
I już całkiem poza tymi poważnymi sprawami, coś dla oczu i uszu, czyli Sebastian
i Roxana na tegorocznym Bari Tango Congres:
A jutro starszy Krasnal śpiewa z chórem na którymś z Jarmarków, ale
obawiam się, że bez parasolki się nie obędzie, bo zachód słońca nad Berlinem
nie zapowiadał pogody na jutro. Przyda się zapewne grzaniec oprócz parasolki;)
Miłego weekendu Wszystkim życzę!!!