.........a może prawie nic nowego.
W niedzielę byłam z własnym zięciem w Centrum Szczepień (6 minut drogi od domu jeśli jedzie się ode mnie autostradą) i oboje zaszczepiliśmy się - on dodatkową szczepionką, bo pierwszą miał szczepionkę J&J i tym razem dostał Pfizera, ja trzecią dawką Pfizera. I od ręki dostaliśmy eleganckie wydruki,że mamy komplet szczepień no i oczywiście wszystko wgrane jest też na smartfona.
Pan doktor, który nas szczepił ( bo tu injekcji dokonują lekarze, nie pielęgniarki) wpierw swym masywnym kciukiem sprawdził, gdzie mam ten wątły mięsień, w który należy wstrzyknąć szczepionkę, a po zaszczepieniu nas obojga uciął sobie dość długą pogawędkę z moim zięciem, na końcu przepraszając go, że tak się rozgadał. Ja natomiast zastanawiałam się, patrząc na niego, jak lekarz może być taką antyreklamą zdrowia - pan miał na moje oko ze 175 cm wzrostu i wyglądał niczym olbrzymia beczka w której leżakuje whisky. Patrząc na niego pomyślałam , że musi chyba wszystkie swe ubrania mieć robione na zamówienie.
Tym razem miałam "reakcję poszczepienną" - każda zmiana pozycji ręki była okupiona bólem no i nawet "zagorączkowałam" aż do 37,8 stopni. Dla mnie to naprawdę już gorączka, bo ja normalnie, na co dzień, mam obłędną temperaturę 35,0 do 35,5 podczas gdy normalni ludzie mają temperaturę 36,4. A gdy piszę, że jestem świrówa to nikt niemal mi nie wierzy. W związku z tym sięgnęłam po najlepsze dla mnie lekarstwo - poszłam po prostu spać. Pospałam grzecznie 12 godzin i już wróciłam niemal do normy.
Jakoś w tym roku nie odnotowałam Halloweenowych zabaw dzieciaków, chyba z uwagi na pandemię wbito im do łebków, że nie ma latania po cudzych mieszkaniach.
Teraz okazuje się, że podanie drugiej dawki szczepionki w zaledwie dwa tygodnie po pierwszej dawce było błędem w sztuce medycznej, bo przez dwa tygodnie nie wytworzyła się szczepionym odpowiednia ilość przeciwciał. No niestety w tej sytuacji była cała "armia" mieszkańców wszelakich domów opieki i spokojnej starości i część społeczeństwa, np. ja. Poza tym wyartykułowano przypomnienie, że szczepionka przeciw "covid-19" nie chroni przed "grypą sezonową", więc należy się szczepić przeciw grypie. Ale to wiem i bez nich i już miesiąc wcześniej się zaszczepiłam.
Dziś wyczytałam radosną wiadomość, że już na wiosnę przyszłego roku będzie można ogłosić w Niemczech, że pandemia koronawirusa się skończyła.
Znów muszę udać się do Polskiego Konsulatu, by udowodnić ZUS-owi, że jeszcze żyję i należy mi się w dalszym ciągu moja renta rodzinna. Dobrze, że taka radocha jest tylko raz do roku.
I coś co mnie rozbawiło. We Wrocławiu, w "Oknie Życia", nad którym sprawują opiekę siostry zakonne "boromeuszki" znalazł się zaklinowany pijany w trupa dwudziestolatek. Owo Okno Życia duże nie jest, jego rozmiar pozwala tylko na umieszczenie w znajdującej się w środku kuwecie noworodka. Wezwani przez zakonnice policjanci nie mogli się nadziwić, jak się w to nieduże okno wpasował ten młody człowiek. Niestety był tak pijany, że nie mogli od ręki rozwiązać tej zagadki, bo biedak zupełnie nie kontaktował.
A na koniec- lekarze , na podstawie obserwacji ustalili, że zakażenie covidem-19 daje u wszystkich pacjentów takie same dolegliwości w niżej wymienionej kolejności:
1. gorączka, 2. kaszel, 3. duszność, 4. ból mięśni, 5. nudności, 6. rozstrój żołądka, 7. wymioty.
I chociaż szczepienie nie uchroni Was w 100% przed zachorowaniem, to uchroni Was przed ciężkimi powikłaniami, a głównie przed uszkodzeniem miąższu płuc i śmiercią.
A dziś pokażę Wam miejsce, do którego chciałabym znów powrócić.
Przed nami długie jesienne wieczory, więc można już zacząć marzyc o przyszłych letnich wyprawach.