I tak właśnie spędziłam ten dzień, w dwie drezyny, w sumie przejechaliśmy drezyną 100 km, średnia prędkość z wiatrem wyniosła 15 km/godz. Z powrotem szło znacznie gorzej, bo pod wiatr.
Wyruszyliśmy o 10,30, zwróciliśmy drezynę o godz. 18,00. Jestem przewietrzona do 10 potęgi i dość zmarznięta, bo robiłam za pasażera.
Tak jak i w ubiegłym sezonie byliśmy w Zossen, czyli na dawnym terenie zajmowanym ongiś przez wojska radzieckie w NRD. Nic ciekawego po drodze w czasie jazdy drezyną nie widać, szyny są ułożone miejscami w lesie, dookoła pola uprawne. Z ciekawostek - widzieliśmy kilka ptaków drapieżnych, ale możecie mnie nawet zabić- nie mam nawet bladego pojęcia jakich - jeden to mi wyglądał na kanię, ale czy na pewno? Inny z kolei kojarzył mi się z krogulcem. Ornitolog ze mnie żaden, nie da się tego ukryć. Za to calutką drogę towarzyszyły nam ptasie śpiewy - szalenie rozśpiewane towarzystwo mieszka wzdłuż tej trasy.
No to idę spać!