Po drodze wpadłam do niedawno otwartego popularnego marketu, gdzie
zawsze są niskie ceny.
Kupiłam fajną owocową herbatę, urodziwe, jednakowiutkie pieczarki, nieco
warzyw i ekologiczne banany, bo miały niebywale atrakcyjną cenę.
Potem kierując się inną alejką w stronę kas, mój ślubny przystanął przy stoisku
z ciuchami.
Właśnie kilka dni wcześniej doszedł do wniosku, że poszukuje nowych
letnich spodni,więc jego wzrok padł na z lekka wytarte dżinsy.
Przezornie zwróciłam jego uwagę, że te dżinsy to takie modne, bo mają
firmowe "przetarcia", ale mój na nie popatrzył, odczytał całkiem przytomnie
obwód pasa i wrzucił je do koszyka.
W tym sklepie nie ma żadnej przymierzalni, ale w ciągu 7 dni można towar
bez problemu zwrócić.
Ale rozmiary mają nie przekłamane i jeszcze niczego nigdy nie zwracałam.
Kupił, przyjechaliśmy do domu, ślubny owe dżinsy zmierzył i oczywiście
okazało się, że są za luzne w tzw. partiach tyłkowo - brzusznych.
Odszukał kwitek z kasy, potem spodnie złożył , spojrzał na paragon i mówi:
"słuchaj, na paragonie jest napisane, że to są spodnie damskie."
Akurat byłam zajęta pichceniem, więc nie zareagowałam, tylko miauknęłam,
że oddamy je w poniedziałek do sklepu.
Po niemal godzinie dotarło do mnie, że mój użył nazwy "spodnie damskie".
Obejrzałam te spodnie i... na foto- metce faktycznie jest sfotografowana
kobieta w owych dżinsach.
A tak dokładnie to tylko fragment kobiety od talii w dół.
Niewiele myśląc przymierzyłam je i....bingo! Mój rozmiar! Dusząc się ze
śmiechu pokazałam się mężowi.
Popatrzył i stwierdził- "od razu wiedziałem, że coś z nimi nie tak w tyłku!"
No ale dla ciebie są dobre i wiesz? wreszcie ci dżinsy nie będą wisieć
tu i ówdzie. No fakt, ostatnio wiszą i nawet przymierzyłam się do
kupienia o numer mniejszych.
I w ten oto prosty sposób stałam się właścicielką modnych dżinsów.
A że wyglądają na stare? To co, ja też młoda nie jestem;)))
I kwestia spodni dla ślubnego nadal aktualna, nie ma lekko.
Teraz co na nie spojrzę to strasznie mi się chce śmiać.
Od dziś będę kupować tylko ekologiczne banany- mają zupełnie inny smak.
Bardzo zbliżony do takich malutkich, malezyjskich, które kiedyś jadłam
w Singapurze.
Są bardziej aromatyczne i nie takie suche jak te zrywane w stanie zielonym.
Życzę Wam miłego, słonecznego weekendu