No i znów będzie o niczym.
Jak zapewne wiecie mam tu pod domem drzewa, co wygląda z mego balkonu
o tak:
Już od kilku dni, ilekroć jestem na balkonie słyszę dziwne ptasie trele
płynące z okolicy tego właśnie drzewa.
I dopiero wczoraj udało mi się zobaczyć małego solistę - jest wielkości
wróbla, tylko ma nieco dłuższy ogonek, na łebku ma czerwoną "czapeczkę",
jasne "policzki", brzuszek kremowo -beżowy, skrzydełka w czarne i białe
poprzeczne paski a jego piosenka nie jest zbyt skomplikowana, ot kilka lub
kilkanaście piskliwych dźwięków ki-ki-ki-ki, szybko po sobie następujących.
Małe to, ruchliwe, ale głosik ma dość mocny.
To po prostu dzięciołek. Samczyki mają czapeczki czerwone, samiczki- czarne.
I chyba mają tu swoją dziuplę, co może oznaczać, że to drzewo ma nieco już
spróchniałe drewno, bo dzięciołki robią dziuple tylko w spróchniałym drewnie,
mają wszak dość słabe dzióbki w porównaniu do dziobów swych większych
kuzynów. Na ogół pracowicie "wykuwają" dla siebie nawet trzy dziuple, jedną
lęgową, a dwie do noclegów.
Nie udało mi się tych maleństw sfotografować, bo strasznie ruchliwe te
ptaszyny, więc wyszukałam ich fotki w necie i na stronie pani Haliny Kubiak
znalazłam portret pana dzięciołka:
zdjęcie ze strony www.halinakubiak.pl
Jeżeli lubicie zdjęcia ptaków i nie tylko, zajrzyjcie na tę stronę koniecznie.
W czasie mojej ostatniej zimy w Warszawie, do mojej ptasiej stołówki
przylatywała pani dzięciołkowa i pamiętam ile się naszukałam w książce by
dowiedzieć się co to za ptaszyna nawiedziła karmnik.
Tu od razu wiedziałam, że to dzięciołek, dzięki tej czerwonej czapeczce.
A na naszym podwórku urzęduje para drozdów, z wielką powagą spacerują
wzdłuż płotu obrośniętego winobluszczem i chyba mają niezłą wyżerkę,
bo jakieś coraz grubsze są. Tu w ogóle ptaki mają się świetnie, bo jest
dużo drzew i krzewów, wróbli obu gatunków multum. Podobnie jest z kosami,
śmiejemy się, że kos to ptak miejski. Za to nie ma, przynajmniej w mojej
dzielnicy, gołębi skalnych i srok. Jest kilka par gołębi leśnych i kilka par
synogarlic. I.....nie ma bezpańskich kotów tudzież psów.
Uwielbiam Berlin, naprawdę.