Spotkałam się ostatnio z zarzutem, że obniżam swój poziom blogowania -
no cóż- nie da się ukryć, że wolałabym się spotkać z jakimś przystojnym
facetem niż z takimi zarzutami. Ale życie bywa wszak okrutne.
W takim razie poczołgam się nieco po własnym blogu, skoro poziom niski.
*****
Ci, co wytrwale tu zaglądają pamiętają zapewne, że rok temu, po uporczywej
antybiotykoterapii, dorobiłam się rzekomo błoniastego zapalenia jelit. Stan
ten udało się w końcu opanować , wyniki już nie wykazują szkodliwych
toksyn, niestety moje jelita jakoś się jeszcze nie wygoiły, co objawia się
sporym obniżeniem odporności i różnymi ograniczeniami dietetycznymi,
z których najgorsze dla mnie to zero owoców i surowizny.
Ostatnio przemiły pan profesor gastroenterolog uświadomił mnie, że po
takiej "hecy" jelita mogą się goić i ....sześć lat, skoro już jestem "dorosła".
W związku z tym, żeby ciągle nie paść się różnymi probiotykami w tabletkach,
które wprawdzie pomagają, ale nie bardzo szybko, powinnam zmienić
swój sposób odżywiania się, by w sposób naturalny, trwały i stosunkowo
mało uciążliwy zasiedlić trwale swoje jelita właściwą florą bakteryjną.
Podobno naukowcy i lekarze nagle odkryli, że sekret zdrowia to żywność
fermentowana, czyli powrót do przeszłości.
Brzmi niezle, ale ... oznacza to, że kolejny raz muszę zmieniać sobie dietę,
a poza tym babrać się w kuchni, bo muszę jeść tylko to, co domowe - zero
kupnych gotowców.
Podstawą wyżywienia mają być różnego rodzaju domowe kiszonki, własnej
produkcji kefir ( bo ma więcej właściwych bakterii niż jogurt), własnej
produkcji pieczywo z mąki produkowanej ze skiełkowanych ziaren zbóż,
kombucza i niemal wszystko robione z udziałem keriru, serwatki kefirowej
lub sera kefirowego. Nie wiedziałam nawet , że coś takiego istnieje.
Zakupiłam więc odpowiednią lekturę, czyli książkę pani Donny Schwenk
pt. "Zdrowy ferment".
Kolejny dzień nurkowałam w sieci, by zgromadzić potrzebne ingrediencje.
Na razie ukwasiłam ogórki, wynalazłam miejsce, gdzie sprzedają liofilizowane
kultury bakterii kefiru, mąkę ze skiełkowanych ziaren, bakterie do kwaszenia
warzyw, przestudiowałam mnóstwo przepisów, muszę jeszcze tylko zakupić
kilka litrowych słoików i poszukać kombuczy w sklepach ze zdrową żywnością.
Chociaż prawdę mówiąc to nie jestem pewna, czy ją zakupię - może poczekam
aż polubię kefir własnej produkcji. Jeśli się przyzwyczaję do kefiru to może..?
Kombucza jest to coś, co niektórzy zwą "grzybkiem herbacianym lub tybetańskim",
a tak naprawdę jest mieszanką bakterii, które dodane do herbaty powodują jej
fermentację, czyli robią z niej napój gazowany. Wg. wtajemniczonych kombucza
jest dobra na wszystko bo: odtruwa wątrobę, poprawia wzok, zmniejsza objawy
zaćmy, uwalnia od migren i bólu głowy, wspomaga trawienie, łagodzi sezonowe
alergie,wspomaga odchudzanie bo hamuje apetyt, wzmacnia układ odpornościowy,
uśmierza bóle stawów, dostarcza energii.
*****
Dostałam pełne wsparcie ze strony ślubnego, czyli łaskawie zmieni swój jogurt
kupowany w sklepie, na mój kefir. Nie jestem tylko pewna czy tego właśnie
oczekiwałam