Nie tak dawno obiecałam, że pokażę co dostałam w ramach "wymianki"
z Ulą. Otóż Ula robi prześliczne miniaturowe laleczki - a ja Jej wielce tej
umiejętności zazdroszczę.
Usiłowałam zmierzyć się z tematem, ale poległam z kretesem. O ile
wymodelowanie gruszki czy innego owocu nie sprawiło mi zbyt dużego
kłopotu, to zrobienie takiej miniaturowej lalki typu " niemowlak"
zupełnie przekracza moje umiejętności. Od biedy mogłabym co najwyżej
ulepić bałwanka.
Ale miałam szczęście, bo Uli spodobał się jeden z naszyjników z kameą i
zaproponowała, byśmy się wymieniły swoimi wytworami.
I tym sposobem zostałam właścicielką takiej oto miniaturki:
A ponieważ należę do osób, niepoważnych, nie odmówiłam sobie zabawy
w zrobienie dla ślicznotki nowej, wiosennej kreacji i moja nowa zabawka
wygląda teraz tak:
Zachęcam Was gorąco, byście zajrzeli na blog Uli - wystarczy gdy
klikniecie na "OOAK-moja pasja" na mojej liście ulubionych
blogów.
Przyjrzyjcie się z jaką precyzją są dopracowane te maleństwa.
drewniana rzezba
czwartek, 31 stycznia 2013
wtorek, 29 stycznia 2013
Nasłuchałam się....
dziś opowieści o moich wnukach. Uśmiałam się przy tym serdecznie. Starszy
dostał na swe 4 urodziny tramwaj, który ma ruchome drzwi. Pierwszą jego
reakcją było stwierdzenie : "ktoś musiał za niego zapłacić!" Bawi się nim
codziennie i wygląda to tak:
mały pcha tramwaj po podłodze i jednocześnie robi za tramwajową
zegarynkę i ogłasza: "następny przystanek- pokój dziecinny".
Potem tramwaj staje, wreszcie i rusza i brzmi nastepny komunikat:
"następny przystanek- róg dywanu". Znów tramwaj staje, potem rusza i
jest komunikat : "następny przystanek -Arabia Saudyjska".
Placówki, do których chodzą moi wnukowie są międzynarodowe, chodzą
do nich dzieci z mieszanych narodowo małżeństw, więc nic dziwnego, że
za rogiem dywanu jest Arabia Saudyjska.
Poprzedni weekend moi spędzili w Berlinie. Bardzo się dzieciom
podobało i po powrocie do domu Starszy pyta- "czy w ten czwartek
znów pojedziemy na długi weekend?" Ponieważ pada odpowiedz, że nie
Starszy stwierdza z żalem w głosie: "szkoda, pojechałbym do Paryża".
W tym roku przedszkolaki mają naukę geografii. I Starszy poinformował
domowników, że "Anglia jest na lewo od Francji".
Starszy ma przyjaciela, który jest z małżeństwa europejsko-kenijskiego.
Przyjazń jest dość burzliwa- kilka razy na dzień się rozpada, by znów
się odnowić. Ostatnim razem Starszy , gdy córka po niego przyszła
informuje ją, że znów przyjazń zerwana, bo przyjaciel w złej
kolejności wymieniał nazwy przystanków tramwajowych, co jest
"niedopuszczalne".
Ale następnego dnia chłopcy spotykają się w przedszkolu i rzucają się
sobie w objęcia, jak co dzień.
Córka była ze starszym u psychologa w sprawie wyboru dla niego szkoły.
Ponieważ uznali, że dziecko b. zdolne, to należy mu podnieść poprzeczkę,
żeby to nie było potem, że zdolny, więc się leni.
Starszy sam nauczył się czytać, ale najchętniej robi to sam, po cichu,
należy go więc zmusić do czytania na głos. Ma krótkie teksty dla
dzieci w pierwszej klasie. Każdy tekst ma inną, przewodnią literę, ale
generalnie nudzą go te teksty więc mówi: "mamo, ja nie mogę tak się
męczyć, muszę odpocząć".
A ostatnio, po powrocie z przedszkola ogłosił: "Anglicy to są dziwni
ludzie". Ale w jego przedszkolu nie ma ani jednego angielskiego dziecka,
więc córka usiłuje dociec skąd mu to głowy przyszło.
A Młodszy zaczął bardzo dbać o Starszego - cokolwiek dostanie dla
siebie, żąda drugiej porcji dla brata, nawet gdy Starszy wcale nie ma
na to ochoty.
Śmieszne te dwa moje Słodziaki.
dostał na swe 4 urodziny tramwaj, który ma ruchome drzwi. Pierwszą jego
reakcją było stwierdzenie : "ktoś musiał za niego zapłacić!" Bawi się nim
codziennie i wygląda to tak:
mały pcha tramwaj po podłodze i jednocześnie robi za tramwajową
zegarynkę i ogłasza: "następny przystanek- pokój dziecinny".
Potem tramwaj staje, wreszcie i rusza i brzmi nastepny komunikat:
"następny przystanek- róg dywanu". Znów tramwaj staje, potem rusza i
jest komunikat : "następny przystanek -Arabia Saudyjska".
Placówki, do których chodzą moi wnukowie są międzynarodowe, chodzą
do nich dzieci z mieszanych narodowo małżeństw, więc nic dziwnego, że
za rogiem dywanu jest Arabia Saudyjska.
Poprzedni weekend moi spędzili w Berlinie. Bardzo się dzieciom
podobało i po powrocie do domu Starszy pyta- "czy w ten czwartek
znów pojedziemy na długi weekend?" Ponieważ pada odpowiedz, że nie
Starszy stwierdza z żalem w głosie: "szkoda, pojechałbym do Paryża".
W tym roku przedszkolaki mają naukę geografii. I Starszy poinformował
domowników, że "Anglia jest na lewo od Francji".
Starszy ma przyjaciela, który jest z małżeństwa europejsko-kenijskiego.
Przyjazń jest dość burzliwa- kilka razy na dzień się rozpada, by znów
się odnowić. Ostatnim razem Starszy , gdy córka po niego przyszła
informuje ją, że znów przyjazń zerwana, bo przyjaciel w złej
kolejności wymieniał nazwy przystanków tramwajowych, co jest
"niedopuszczalne".
Ale następnego dnia chłopcy spotykają się w przedszkolu i rzucają się
sobie w objęcia, jak co dzień.
Córka była ze starszym u psychologa w sprawie wyboru dla niego szkoły.
Ponieważ uznali, że dziecko b. zdolne, to należy mu podnieść poprzeczkę,
żeby to nie było potem, że zdolny, więc się leni.
Starszy sam nauczył się czytać, ale najchętniej robi to sam, po cichu,
należy go więc zmusić do czytania na głos. Ma krótkie teksty dla
dzieci w pierwszej klasie. Każdy tekst ma inną, przewodnią literę, ale
generalnie nudzą go te teksty więc mówi: "mamo, ja nie mogę tak się
męczyć, muszę odpocząć".
A ostatnio, po powrocie z przedszkola ogłosił: "Anglicy to są dziwni
ludzie". Ale w jego przedszkolu nie ma ani jednego angielskiego dziecka,
więc córka usiłuje dociec skąd mu to głowy przyszło.
A Młodszy zaczął bardzo dbać o Starszego - cokolwiek dostanie dla
siebie, żąda drugiej porcji dla brata, nawet gdy Starszy wcale nie ma
na to ochoty.
Śmieszne te dwa moje Słodziaki.
sobota, 26 stycznia 2013
Ważki
Wszystkie zdjęcia są ze strony im poświęconej.
Oczywiście jest ich tam znacznie więcej, ale tylko chciałam Wam
pokazać, że wszystkie są śliczne, bardzo różne i trudno mi będzie
sprostać temu wyzwaniu.
Po raz pierwszy dotarło do mnie, że są ważki równoskrzydłe oraz
różnoskrzydłe. No i jak to w przyrodzie - samce są znacznie bardziej
kolorowe od samiczek.
I już się zamartwiam - jak mam zrobić te skrzydełka???
Jubilatka bardzo zadowolona z broszki i kolczyków, chociaż nie
były w jej ulubionym kolorze niebieskim.
Bardzo miło się dziś jezdziło po stolicy. Jezdnie czarne i suchutkie, tylko
kłopoty z miejscami do parkowania.
I z radością zauważyłam, że na moim osiedlu jest znacznie lepiej niż na
Chomiczówce- u nas są pięknie odśnieżone chodniki, u nich wprost
przeciwnie - zaśnieżone.
piątek, 25 stycznia 2013
Super popołudnie....
....miałam dziś. Spędziłam je w towarzystwie dwóch kochanych dziewczyn.
Wyobrażacie sobie chyba co się dzieje gdy spotkają się trzy kobiety
nadające na tych samych falach? Kilka godzin minęło niczym kilka minut.
Dziękuję Wam dziewczyny, podładowałam sobie mój duchowy akumulator.
Było super i....proszę o jeszcze! Gdy tuptałam do domu to nawet mrozu
nie czułam.
Obiecałam, że pokażę tu moje biżuteryjne eksperymenty, a więc:
To jest jaspis czerwony "oprawiony" drucikiem. Wystarczy dodać
łańcuszek, aksamitkę lub wstążkę i....gotowe.
A to "odrutowany" ametyst.Dołączę do niego łańcuszek i będzie
prezentem imieninowym dla lutowej solenizantki.
A tu dwie broszki- temat ten sam, czyli ważka, tylko technika różna
Ten liść już znacie.Dorobiłam do niego kolczyki-listeczki
i jutro wyląduje ten komplet u dostojnej jubilatki.
No i to tyle na dziś. Miłego weekendu wszystkim życzę;))
P.S.
na drugim blogu po długiej przerwie coś " naklikałam".
Wyobrażacie sobie chyba co się dzieje gdy spotkają się trzy kobiety
nadające na tych samych falach? Kilka godzin minęło niczym kilka minut.
Dziękuję Wam dziewczyny, podładowałam sobie mój duchowy akumulator.
Było super i....proszę o jeszcze! Gdy tuptałam do domu to nawet mrozu
nie czułam.
To jest jaspis czerwony "oprawiony" drucikiem. Wystarczy dodać
łańcuszek, aksamitkę lub wstążkę i....gotowe.
A to "odrutowany" ametyst.Dołączę do niego łańcuszek i będzie
prezentem imieninowym dla lutowej solenizantki.
A tu dwie broszki- temat ten sam, czyli ważka, tylko technika różna
Ten liść już znacie.Dorobiłam do niego kolczyki-listeczki
i jutro wyląduje ten komplet u dostojnej jubilatki.
No i to tyle na dziś. Miłego weekendu wszystkim życzę;))
P.S.
na drugim blogu po długiej przerwie coś " naklikałam".
czwartek, 24 stycznia 2013
Jestem.....
....zniesmaczona. I to wieloma rzeczami.
Np. wczorajszym zrobieniem z pogrzebu cyrku.Obłuda zawsze mnie
zniesmacza. Ale tak naprawdę to nie mój cyrk i nie moje małpy.
Zniesmaczona jestem również pogodą i to niech mi wybaczą dzieci i
organizatorzy tzw. zimowego wypoczynku.
Jest mróz, dużo śniegu już leży, a nowy systematycznie, z uporem maniaka
sypie. Wprawdzie nie jest to zadymka i śnieg pada leniwie, ale wciąż sypie.
Zniesmaczona również jestem postawą kolejarzy - strajk, gdy są tak złe
warunki pogodowe jest zwykłą podłością wobec współobywateli kraju.
A już strajk z tego powodu, by utrzymać wysoką zniżkę na bilety kolejowe
dla emerytów i ich rodzin, zakrawa na farsę. Przecież utrzymanie tego
dziwnego przywileju owocuje podwyżką cen biletów dla "zwykłych"
pasażerów.
Wszak nie tylko kolejarze mają niskie emerytury - jest więcej grup
zawodowych, które mają niskie emerytury. I co - w związku z tym
wszyscy powinni strajkować i żądać przeróżnych ulg?
Już widzę strajk pracowników handlu - żądających niskich cen
na artykuły, którym handlowali. Ciekawi mnie tylko, czy byłby podział
na poszczególne branże? I co niemal za darmo mogli by kupować ci,
którzy pracowali w seks-shopach?
A nauczyciele? Zniżki 90% na co? Na zeszyty czy może długopisy?
Znam kogoś, kto pracował w miejskich zakładach komunikacji -
darmowy bilet roczny na wszystkie linie miał on i jego rodzice,
a gdyby miał rodzeństwo to pewnie i oni by się załapali.
Rozumiem, że on, jako pracownik miał ten darmowy bilet.Ale jego
rodzice?
I jeszcze jedno mnie zniesmacza- akumulator, który padł ma zaledwie
rok. A padł, bo 4 (słownie cztery) dni samochód stał, a był mróz.
A te współczesne akumulatory muszą być eksploatowane codziennie-
w przeciwnym razie padają z braku doładowania. Proste - no nie?
Ale na poprzednim jezdziliśmy 5 lat i zdarzało się, że były większe
mrozy i też samochód stał, ale akumulator działał. I tym sposobem
muszę zaraz jechać w celu podładowania tego super dobrego.
rocznego akumulatora.
Do poczytania!
Np. wczorajszym zrobieniem z pogrzebu cyrku.Obłuda zawsze mnie
zniesmacza. Ale tak naprawdę to nie mój cyrk i nie moje małpy.
Zniesmaczona jestem również pogodą i to niech mi wybaczą dzieci i
organizatorzy tzw. zimowego wypoczynku.
Jest mróz, dużo śniegu już leży, a nowy systematycznie, z uporem maniaka
sypie. Wprawdzie nie jest to zadymka i śnieg pada leniwie, ale wciąż sypie.
Zniesmaczona również jestem postawą kolejarzy - strajk, gdy są tak złe
warunki pogodowe jest zwykłą podłością wobec współobywateli kraju.
A już strajk z tego powodu, by utrzymać wysoką zniżkę na bilety kolejowe
dla emerytów i ich rodzin, zakrawa na farsę. Przecież utrzymanie tego
dziwnego przywileju owocuje podwyżką cen biletów dla "zwykłych"
pasażerów.
Wszak nie tylko kolejarze mają niskie emerytury - jest więcej grup
zawodowych, które mają niskie emerytury. I co - w związku z tym
wszyscy powinni strajkować i żądać przeróżnych ulg?
Już widzę strajk pracowników handlu - żądających niskich cen
na artykuły, którym handlowali. Ciekawi mnie tylko, czy byłby podział
na poszczególne branże? I co niemal za darmo mogli by kupować ci,
którzy pracowali w seks-shopach?
A nauczyciele? Zniżki 90% na co? Na zeszyty czy może długopisy?
Znam kogoś, kto pracował w miejskich zakładach komunikacji -
darmowy bilet roczny na wszystkie linie miał on i jego rodzice,
a gdyby miał rodzeństwo to pewnie i oni by się załapali.
Rozumiem, że on, jako pracownik miał ten darmowy bilet.Ale jego
rodzice?
I jeszcze jedno mnie zniesmacza- akumulator, który padł ma zaledwie
rok. A padł, bo 4 (słownie cztery) dni samochód stał, a był mróz.
A te współczesne akumulatory muszą być eksploatowane codziennie-
w przeciwnym razie padają z braku doładowania. Proste - no nie?
Ale na poprzednim jezdziliśmy 5 lat i zdarzało się, że były większe
mrozy i też samochód stał, ale akumulator działał. I tym sposobem
muszę zaraz jechać w celu podładowania tego super dobrego.
rocznego akumulatora.
Do poczytania!
poniedziałek, 21 stycznia 2013
Coś zrobiłam
Pisałam kilka dni temu, że dostałam od pewnej sympatycznej osoby nieco
przydasiów do tworzenia biżuterii. Między innymi tę kameę i te szklane
kaboszonki.
Kameę wykorzystałam do ozdobienia medalionu, w którym trzymam
zdjęcia moich wnuczków.
A szklane kaboszony oprawiłam w koraliki i umieściłam na
syntetycznej skórce. Początkowo miał to być motyl, stąd ten kształt, no ale
potem się ocknęłam, że te kamyki nijak nie pasują jako tułów. No i jest
nie wiadomo co. Ale dla mnie to nowe doświadczenie , bo pozostawiłam
wolne, skórkowe płaszczyzny. Jeszcze poeksperymentuję.
A to ostatnie to dawno kupiony jaspis, który wreszcie oprawiłam.
Globalne ocieplenie...
...czyli na termometrze jest -9 o dziewiątej rano i sypie śnieg. A do tego
wieje wiaterek. Jeśli to jest globalne ocieplenie to jestem chińska cesarzowa.
Ponieważ dziś musiałam wybrać się na pocztę, kochany mąż zaoferował , że
odśnieży samochód i nawet ze mną pojedzie, bo z góry wiadomo, że gdy
wszędzie leży śnieg, mogę nie znalezć skrawka miejsca do zaparkowania.
Ale życie jest okrutne i....padł akumulator. Jest to o tyle dziwne, że ma on
zaledwie dwa lata, a gwarancja opiewa na 3 lata. Chciał- nie chciał
potuptałam na pocztę - ludzie, jak ja nienawidzę zimy!!! Po pierwsze
nie założyłam szalika, bo przecież miałam jechać samochodem, więc
miałam chłodzenie w szyję. Tuptanie w puchowej kurteczce sprawiło, że
na pocztę dotarłam spocona i zziajana, a stanie minut 5 przy okienku
sprawiło, że byłam mokra od potu. Powrotny trucht tylko pogłębił ów
niemiły stan.
Za 2 godziny przyjedzie z serwisu człowiek i zabierze nasz akumulator.
I to jest wyższość gospodarki rynkowej nad gospodarką socjalistyczną.
Nie wiem co się stało, ale wpadła mi "na wizję' niedokończona wersja
robocza posta.
No ale przy okazji mogę odpowiedzieć Stardust - wiem, że w Australii
aktualnie w niektórych miejscach jest drobne +46 lub + 48 stopni
w cieniu i wiem, że na biegunach zanikają lody.
Ale wiem również, że nie nie było człowieka z jego szkodliwą działalnością
na Ziemi, a były wielce drastyczne zmiany klimatu.
Te zmiany powtarzają się cyklicznie a wynikają głównie z dwóch powodów
- odchylania się osi obrotu Ziemi oraz i od przebiegunowywania się Ziemi.
Na obie rzeczy my nie mamy żadnego wpływu - nie jesteśmy w stanie temu
zapobiec, ani przyspieszyć, ani zwolnić.
Ale gdyby tak każdemu uświadomić, że ten proces jest nieodwracalny,
a na dodatek nikt nie ma zielonego pojęcia jak to zmienić, z całą pewnością
wśród ludzi zapanowałby chaos. Bo po co się starać cokolwiek robić, skoro
wiadomo, że i tak wszystko się któregoś dnia skończy?
Nota bene jeśli ten proces zmiany biegunów Ziemi będzie postępował tak
szybko jak teraz, to za ok. 1500 lat naszą piękną , błękitną planetę zabije
promieniowanie kosmiczne.
A tak na zakończenie- aktualnie mamy końcówkę epoki lodowcowej i
gdyby nie owa szkodliwa działalność człowieka 3/4 roku trzęślibyśmy się
z zimna i zamiast wieżowców budowalibyśmy igloo.
wieje wiaterek. Jeśli to jest globalne ocieplenie to jestem chińska cesarzowa.
Ponieważ dziś musiałam wybrać się na pocztę, kochany mąż zaoferował , że
odśnieży samochód i nawet ze mną pojedzie, bo z góry wiadomo, że gdy
wszędzie leży śnieg, mogę nie znalezć skrawka miejsca do zaparkowania.
Ale życie jest okrutne i....padł akumulator. Jest to o tyle dziwne, że ma on
zaledwie dwa lata, a gwarancja opiewa na 3 lata. Chciał- nie chciał
potuptałam na pocztę - ludzie, jak ja nienawidzę zimy!!! Po pierwsze
nie założyłam szalika, bo przecież miałam jechać samochodem, więc
miałam chłodzenie w szyję. Tuptanie w puchowej kurteczce sprawiło, że
na pocztę dotarłam spocona i zziajana, a stanie minut 5 przy okienku
sprawiło, że byłam mokra od potu. Powrotny trucht tylko pogłębił ów
niemiły stan.
Za 2 godziny przyjedzie z serwisu człowiek i zabierze nasz akumulator.
I to jest wyższość gospodarki rynkowej nad gospodarką socjalistyczną.
Nie wiem co się stało, ale wpadła mi "na wizję' niedokończona wersja
robocza posta.
No ale przy okazji mogę odpowiedzieć Stardust - wiem, że w Australii
aktualnie w niektórych miejscach jest drobne +46 lub + 48 stopni
w cieniu i wiem, że na biegunach zanikają lody.
Ale wiem również, że nie nie było człowieka z jego szkodliwą działalnością
na Ziemi, a były wielce drastyczne zmiany klimatu.
Te zmiany powtarzają się cyklicznie a wynikają głównie z dwóch powodów
- odchylania się osi obrotu Ziemi oraz i od przebiegunowywania się Ziemi.
Na obie rzeczy my nie mamy żadnego wpływu - nie jesteśmy w stanie temu
zapobiec, ani przyspieszyć, ani zwolnić.
Ale gdyby tak każdemu uświadomić, że ten proces jest nieodwracalny,
a na dodatek nikt nie ma zielonego pojęcia jak to zmienić, z całą pewnością
wśród ludzi zapanowałby chaos. Bo po co się starać cokolwiek robić, skoro
wiadomo, że i tak wszystko się któregoś dnia skończy?
Nota bene jeśli ten proces zmiany biegunów Ziemi będzie postępował tak
szybko jak teraz, to za ok. 1500 lat naszą piękną , błękitną planetę zabije
promieniowanie kosmiczne.
A tak na zakończenie- aktualnie mamy końcówkę epoki lodowcowej i
gdyby nie owa szkodliwa działalność człowieka 3/4 roku trzęślibyśmy się
z zimna i zamiast wieżowców budowalibyśmy igloo.
sobota, 19 stycznia 2013
Skleroza ....
...mnie dopadła. Wprawdzie to dość mało bolesna dolegliwość, ale
denerwująca.
Od rana szukam dwóch rzeczy - małych nożyczek i pisemka, w którym
mam wzór serwetki kordonkowej, którą robię.
Nożyczki - małe, ostre, z wyprofilowanymi końcówkami, dotarły do
mnie z ostatnią przesyłką ze "sklepu koralikowego", a było to raptem
2 tygodnie temu. Koraliki są, ale nożyczki mi gdzieś wcięło.
Pamiętam tylko, że miały wielce zabawne ochraniacze na końcówki i
postanowiłam schować je tak, by się nie uszkodziły. No i gdzieś je
schowałam.
Przepatrzyłam wszystkie pudełka z koralikowymi "przydasiami" - nie
ma, wyparowały.
Cały czas wysilam pamięć i....nic. Chyba zacznę wyrzucać zawartość
pudełek na stół - może jestem ostatnio po prostu gapa?
Pisemko też mi gdzieś "wcięło"- nic dziwnego, przecież robiłam
porządki. Zawsze mi porządki szkodzą.
Za oknem zima całą gębą - od rana prószy śnieg, mróz trzyma i bardzo
się cieszę, że nie muszę nigdzie wychodzić z domu.
A na kracie loggii mam od świtu cały teatr - wiszą na niej siatki z
jedzeniem dla sikorek - największe powodzenie mają orzechy arachidowe.
Przylatują całe zgraje sikorek, najwięcej jest bogatek, ale są i sikory
modre i kilka razy widziałam sosnówkę.
Apetyt mają ptaszki wyborny - dwie siateczki, które wypchałam
orzechami do wielkości średniej pomarańczy wystarczają na 2 dni.
Firmowa kulka tłuszczu z ziarnami jest zupełnie ignorowana.
Słoninka też nie "idzie".
I kto by pomyślał, że tyle jest ptaszków zaledwie 6 km od samego
centrum stolicy?
No to idę na dalsze poszukiwania.
denerwująca.
Od rana szukam dwóch rzeczy - małych nożyczek i pisemka, w którym
mam wzór serwetki kordonkowej, którą robię.
Nożyczki - małe, ostre, z wyprofilowanymi końcówkami, dotarły do
mnie z ostatnią przesyłką ze "sklepu koralikowego", a było to raptem
2 tygodnie temu. Koraliki są, ale nożyczki mi gdzieś wcięło.
Pamiętam tylko, że miały wielce zabawne ochraniacze na końcówki i
postanowiłam schować je tak, by się nie uszkodziły. No i gdzieś je
schowałam.
Przepatrzyłam wszystkie pudełka z koralikowymi "przydasiami" - nie
ma, wyparowały.
Cały czas wysilam pamięć i....nic. Chyba zacznę wyrzucać zawartość
pudełek na stół - może jestem ostatnio po prostu gapa?
Pisemko też mi gdzieś "wcięło"- nic dziwnego, przecież robiłam
porządki. Zawsze mi porządki szkodzą.
Za oknem zima całą gębą - od rana prószy śnieg, mróz trzyma i bardzo
się cieszę, że nie muszę nigdzie wychodzić z domu.
A na kracie loggii mam od świtu cały teatr - wiszą na niej siatki z
jedzeniem dla sikorek - największe powodzenie mają orzechy arachidowe.
Przylatują całe zgraje sikorek, najwięcej jest bogatek, ale są i sikory
modre i kilka razy widziałam sosnówkę.
Apetyt mają ptaszki wyborny - dwie siateczki, które wypchałam
orzechami do wielkości średniej pomarańczy wystarczają na 2 dni.
Firmowa kulka tłuszczu z ziarnami jest zupełnie ignorowana.
Słoninka też nie "idzie".
I kto by pomyślał, że tyle jest ptaszków zaledwie 6 km od samego
centrum stolicy?
No to idę na dalsze poszukiwania.
piątek, 18 stycznia 2013
Już mogę pokazać....
Umówiłam się z pewną przemiłą i bardzo utalentowaną blogerką
na "wymiankę" - każda z nas zupełnie co innego innego robi, więc
nie jest to wymiana z gatunku "koraliki za koraliki".
Zgodnie z życzeniem miałam zrobić kolię techniką haftu koralikowego,
z kameą z muszli, nie za bardzo zabudowaną i w tonacji brązowej.
Tak naprawdę to miałam kłopot z tą brązową tonacją - na naszym rynku
koralikowym nie ma dużego wyboru brązowych koralików.
Jak zwykle lepiej wygląda w naturze, bo w sztucznym świetle
kolory jednak są nieco inne.
Dziś kolia już jest zapakowana, w poniedziałek rano wyruszy w daleką
drogę.
A to co dostanę w ramach wymiany pokażę Wam gdy już dotrze do
mnie ta śliczna rzecz. Będziecie zaskoczeni - to pewne.
Miłego weekendu, choć podobno ma być baaardzo zimny.
na "wymiankę" - każda z nas zupełnie co innego innego robi, więc
nie jest to wymiana z gatunku "koraliki za koraliki".
Zgodnie z życzeniem miałam zrobić kolię techniką haftu koralikowego,
z kameą z muszli, nie za bardzo zabudowaną i w tonacji brązowej.
Tak naprawdę to miałam kłopot z tą brązową tonacją - na naszym rynku
koralikowym nie ma dużego wyboru brązowych koralików.
Jak zwykle lepiej wygląda w naturze, bo w sztucznym świetle
kolory jednak są nieco inne.
Dziś kolia już jest zapakowana, w poniedziałek rano wyruszy w daleką
drogę.
A to co dostanę w ramach wymiany pokażę Wam gdy już dotrze do
mnie ta śliczna rzecz. Będziecie zaskoczeni - to pewne.
Miłego weekendu, choć podobno ma być baaardzo zimny.
czwartek, 17 stycznia 2013
Druga baba u lekarza
W lipcu ub. roku zostałam zapisana na wizytę kontrolną do endokrynologa.
Jako osoba nastawiona sceptycznie do życia, zadzwoniłam wpierw i
sprawdziałam,czy sprawa jeszcze aktualna. W końcu przez pół roku może
się wiele rzeczy w przyrodzie pozmieniać, nawet cała przychodnia może
przestać istnieć. Kiedyś juz tak było. No ale okazało się, że wszystko gra,
więc przedsięwzięłam wyprawę.
Pierwsze zaskoczenie - mimo zimy autobusy kursowały zgodnie z rozkładem.
Drugie zaskoczenie - wizytę miałam wyznaczoną na godz. 15,00 i o tej
właśnie godzinie wkroczyłam do gabinetu. Następne zaskoczenie - pani
doktor uzupełniła mi leki, które zwykle zapisuje mi internista, żebym nie
musiała składać mu wizyty w trakcie epidemii, której ponoć jeszcze nie ma,
ale przychodnie pękają w szwach. Poza tym pani doktor zasugerowała mi
zmianę diety- czyli zrezygnowanie z produktów zawierających gluten.
Akurat dla mnie to nie problem, mogę jeść wszystko bez pieczywa i klusek,
no a za ciastami i ciastkami też nie przepadam, więc niewielka strata.
Ale namawiała mnie, bym jednak robiła w domu jakieś pieczywko
bezglutenowe i takowe ciasteczka. Poza tym zwiększyła mi dawkę hormonu
tarczycy i ponadto mam brać dziennie 200 mcg selenu.
I jeszcze jedno zaskoczenie - w ciągu 5 minut udało mi się zapisać na
następną wizytę kontrolną, tym razem na listopad, jak mi wyznaczyła
p.doktor.
Wróciłam do domu z bardzo opadniętą ze zdziwienia szczęką.
Muszę dziś pobuszować w necie i poszukać dobrych przepisów na
bezglutenowe żarciuszka.
Po drodze zakupiłam: mąkę kukurydzianą, skrobię kukurydzianą,
mąkę gryczaną, mąkę ziemniaczaną, kaszę jaglaną. Mina mego męża
na widok tego wszystkiego - bezcenna.
Od jutra zacznę eksperymentować.
Jako osoba nastawiona sceptycznie do życia, zadzwoniłam wpierw i
sprawdziałam,czy sprawa jeszcze aktualna. W końcu przez pół roku może
się wiele rzeczy w przyrodzie pozmieniać, nawet cała przychodnia może
przestać istnieć. Kiedyś juz tak było. No ale okazało się, że wszystko gra,
więc przedsięwzięłam wyprawę.
Pierwsze zaskoczenie - mimo zimy autobusy kursowały zgodnie z rozkładem.
Drugie zaskoczenie - wizytę miałam wyznaczoną na godz. 15,00 i o tej
właśnie godzinie wkroczyłam do gabinetu. Następne zaskoczenie - pani
doktor uzupełniła mi leki, które zwykle zapisuje mi internista, żebym nie
musiała składać mu wizyty w trakcie epidemii, której ponoć jeszcze nie ma,
ale przychodnie pękają w szwach. Poza tym pani doktor zasugerowała mi
zmianę diety- czyli zrezygnowanie z produktów zawierających gluten.
Akurat dla mnie to nie problem, mogę jeść wszystko bez pieczywa i klusek,
no a za ciastami i ciastkami też nie przepadam, więc niewielka strata.
Ale namawiała mnie, bym jednak robiła w domu jakieś pieczywko
bezglutenowe i takowe ciasteczka. Poza tym zwiększyła mi dawkę hormonu
tarczycy i ponadto mam brać dziennie 200 mcg selenu.
I jeszcze jedno zaskoczenie - w ciągu 5 minut udało mi się zapisać na
następną wizytę kontrolną, tym razem na listopad, jak mi wyznaczyła
p.doktor.
Wróciłam do domu z bardzo opadniętą ze zdziwienia szczęką.
Muszę dziś pobuszować w necie i poszukać dobrych przepisów na
bezglutenowe żarciuszka.
Po drodze zakupiłam: mąkę kukurydzianą, skrobię kukurydzianą,
mąkę gryczaną, mąkę ziemniaczaną, kaszę jaglaną. Mina mego męża
na widok tego wszystkiego - bezcenna.
Od jutra zacznę eksperymentować.
wtorek, 15 stycznia 2013
Poszła baba......
...do lekarza, bo ją okrutnie bolało gardło, nie mogła mówić i przełykać.
W gabinecie siedział lekarz płci męskiej , w wieku 50+.
Baba wyszeptała cichutko "dzień dobry" i wskazując na swą szyję
wycharczała: "panie doktorze coś zle z moim gardłem".
Lekarz rzucił okiem na babę, która należała do bab ponętnych, młodych,
zgrabnych i odpowiednio wyposażonych przez naturę.
"No to muszę panią zbadać dokładnie, proszę się rozebrać i polożyć na
kozetce. Biustonosz też proszę zdjąć".
Babę co nieco zatkało, bo jeszcze żaden lekarz nie kazał się jej
rozbierać niemal do golasa, żeby zobaczyć co się w gardle dzieje.
Lekarz obmacał dokładnie jej piersi, co mu zajęło z 8 minut, potem
zajął sie macaniem tzw. powłok brzusznych, na koniec zsunął nieco
babie figi i zaczął macać pachwiny. W sumie macał ją z 15 minut.
"No, węzły chłonne w porządku, w piersiach guzów nie ma, może się
pani ubrać"- podsumował.
Na koniec zajrzał do tego nieszczęsnego, bolącego gardła,
zapisał leki i kazał przyjść za tydzień na kontrolę.
Baba wypadła z gabinetu jak oparzona i pognała do kierownika
przychodni, u którego złożyła skargę na lekarza.
Była to pierwsza tego typu skarga, bo inne już były, ale te inne to
składały pacjentki w wieku bardziej "geriatrycznym", skarżąc się,
między innymi, że lekarz nie raczył nawet osłuchać pacjentki, która
bardzo kaszlała i która w tydzień potem trafiła na innego lekarza, który
stwierdził ostre zapalenie oskrzeli.
Przychodnia ma teraz o jednego lekarza mniej "na stanie".
W gabinecie siedział lekarz płci męskiej , w wieku 50+.
Baba wyszeptała cichutko "dzień dobry" i wskazując na swą szyję
wycharczała: "panie doktorze coś zle z moim gardłem".
Lekarz rzucił okiem na babę, która należała do bab ponętnych, młodych,
zgrabnych i odpowiednio wyposażonych przez naturę.
"No to muszę panią zbadać dokładnie, proszę się rozebrać i polożyć na
kozetce. Biustonosz też proszę zdjąć".
Babę co nieco zatkało, bo jeszcze żaden lekarz nie kazał się jej
rozbierać niemal do golasa, żeby zobaczyć co się w gardle dzieje.
Lekarz obmacał dokładnie jej piersi, co mu zajęło z 8 minut, potem
zajął sie macaniem tzw. powłok brzusznych, na koniec zsunął nieco
babie figi i zaczął macać pachwiny. W sumie macał ją z 15 minut.
"No, węzły chłonne w porządku, w piersiach guzów nie ma, może się
pani ubrać"- podsumował.
Na koniec zajrzał do tego nieszczęsnego, bolącego gardła,
zapisał leki i kazał przyjść za tydzień na kontrolę.
Baba wypadła z gabinetu jak oparzona i pognała do kierownika
przychodni, u którego złożyła skargę na lekarza.
Była to pierwsza tego typu skarga, bo inne już były, ale te inne to
składały pacjentki w wieku bardziej "geriatrycznym", skarżąc się,
między innymi, że lekarz nie raczył nawet osłuchać pacjentki, która
bardzo kaszlała i która w tydzień potem trafiła na innego lekarza, który
stwierdził ostre zapalenie oskrzeli.
Przychodnia ma teraz o jednego lekarza mniej "na stanie".
niedziela, 13 stycznia 2013
Jakoś mi nie idzie.....
Niechciej mi rośnie, niedługo nie będzie mnie spoza niego widać.
Ale miewam "przebłyski". W ramach tychże sprułam to, w co
oprawiłam kaboszon z reprodukcją A.Muchy.
Było tak:
a teraz jest tak:
Jak tak każdy kaboszon będę już po "obrobieniu" zmieniać to nie będzie
to wcale zabawne.
Poza tym zrobiłam broszkę- liść matowy z marmurkowym kamykiem
w środku. Tylko "nerwy" są lekko błyszczące i koraliki okalające brzeg.
Poza tym kupiłam jeszcze komplet na wisior i kolczyki. Ale w trakcie
pracy doszłam do wniosku, że oprawione w koraliki kolczyki będą
zbyt ciężkie i powstały tym sposobem dwa naszyjniki.
Nie za piękne te zdjęcia, ale jestem gapa i to moja wina.
Zapomniałam, że na szybach są żaluzje, więc oświetlenie jest dość
marne.
*****
Staram się jak najmniej chodzić teraz do sklepów, żeby jakiejś grypy nie
załapać.Nie doceniłam faktu, że oprócz grypy i innej zarazy można stamtąd
wynieść przygnębiające "nowiny".
Należę do tych mniej zorientowanych mieszkanek naszej uliczki i
najczęściej o wszystkim dowiaduję się ostatnia.
Wcale mi to nie przeszkadza, nadmiar wiedzy czasem miły nie jest.
Od pewnego czasu przestałam spotykać na naszej uliczce jedną ze sąsiadek.
Ponieważ ostatni raz widziałam ją na wiosnę, pomyślałam, że może cicho
zgasła, ale nie zauważyłam w tym czasie żadnej klepsydry na bramie jej
klatki.
A wczoraj się dowiedziałam, że jej córcia w osobliwy sposób pozbyła
się mamy z domu.Otóż pani sąsiadka od wielu lat chorowała na schizofrenię.
Należała do bardzo świadomych i zdyscyplinowanych pacjentek, bardzo
regularnie brała leki, chodziła na kontrole lekarskie. Około 10 lat temu
owdowiała, a wtedy jej córka z mężem i dzieckiem wprowadziła się do jej
trzypokojowego mieszkania, zajmując dwa pokoje. Ponadto zaczęła
naciskać na matkę, by ta zrobiła jej darowiznę z tego mieszkania, a sama
wyprowadziła się do teściowej córki, która dysponowała dwupokojowym
mieszkaniem w satelitarnym mieście stolicy. Ale pani sąsiadka nie przepadała
za teściową swej córki i nie chciała się tam przeprowadzić. Tu mieszkała od
ponad 30 lat, miała znajomych i znanych sobie sąsiadów. Po jakimś czasie,
pani sąsiadka zmaltretowana ciągłymi nagabywaniami, zrobiła córce
darowiznę z tego mieszkania, ale nie chciała się przeprowadzić poza
Warszawę do teściowej swej córki.
W pewnej chwili teściowa wprowadziła się do tego mieszkania, pod hasłem:
tamto się remontuje, więc tu przeczeka "najgorszy czas".
Ale rzeczywistość była znacznie gorsza - teściowa sprzedała swoje
mieszkanie, bo młodzi potrzebowali drugiego samochodu i pieniędzy.
Teściowa córki pani sąsiadki zaczęła się w domu "szarogęsić", dokuczać
pani sąsiadce, krzyczeć na nią, gdy ta wyjmowała coś z lodówki, sprawdzała
co wyjmuje, dokuczała jej nazywając wariatką i krytykując wszystko
co pani sąsiadka robiła.
Pewnego dnia obie starsze panie pobiły się w kuchni, pani sąsiadka po prostu
nie wytrzymała tej ciągłej presji, puściły nerwy. Córka ochoczo wezwała
policję, przedstawiając sprawę, że to jej matka miała atak szału i rzuciła się
na jej teściową. Policja wezwała odpowiednie służby medyczne, pani
sąsiadka została zabrana do szpitala psychiatrycznego.
Te wszystkie wydarzenia miały miejsca tuż przed Wielkanocą, a pani
sąsiadka podobno w dalszym ciągu nie może dojść do siebie.
A teściowa zaradnej córki siedzi codziennie w oknie i z miną udzielnej
księżnej spogląda na uliczkę, ćmiąc papierosa.
Wiecie, mam cichą nadzieję, że i ją zaradne małżeństwo z czasem wysiuda
gdy już skończą się jej zasoby finansowe.
Ale miewam "przebłyski". W ramach tychże sprułam to, w co
oprawiłam kaboszon z reprodukcją A.Muchy.
Było tak:
a teraz jest tak:
Jak tak każdy kaboszon będę już po "obrobieniu" zmieniać to nie będzie
to wcale zabawne.
Poza tym zrobiłam broszkę- liść matowy z marmurkowym kamykiem
w środku. Tylko "nerwy" są lekko błyszczące i koraliki okalające brzeg.
Poza tym kupiłam jeszcze komplet na wisior i kolczyki. Ale w trakcie
pracy doszłam do wniosku, że oprawione w koraliki kolczyki będą
zbyt ciężkie i powstały tym sposobem dwa naszyjniki.
Nie za piękne te zdjęcia, ale jestem gapa i to moja wina.
Zapomniałam, że na szybach są żaluzje, więc oświetlenie jest dość
marne.
*****
Staram się jak najmniej chodzić teraz do sklepów, żeby jakiejś grypy nie
załapać.Nie doceniłam faktu, że oprócz grypy i innej zarazy można stamtąd
wynieść przygnębiające "nowiny".
Należę do tych mniej zorientowanych mieszkanek naszej uliczki i
najczęściej o wszystkim dowiaduję się ostatnia.
Wcale mi to nie przeszkadza, nadmiar wiedzy czasem miły nie jest.
Od pewnego czasu przestałam spotykać na naszej uliczce jedną ze sąsiadek.
Ponieważ ostatni raz widziałam ją na wiosnę, pomyślałam, że może cicho
zgasła, ale nie zauważyłam w tym czasie żadnej klepsydry na bramie jej
klatki.
A wczoraj się dowiedziałam, że jej córcia w osobliwy sposób pozbyła
się mamy z domu.Otóż pani sąsiadka od wielu lat chorowała na schizofrenię.
Należała do bardzo świadomych i zdyscyplinowanych pacjentek, bardzo
regularnie brała leki, chodziła na kontrole lekarskie. Około 10 lat temu
owdowiała, a wtedy jej córka z mężem i dzieckiem wprowadziła się do jej
trzypokojowego mieszkania, zajmując dwa pokoje. Ponadto zaczęła
naciskać na matkę, by ta zrobiła jej darowiznę z tego mieszkania, a sama
wyprowadziła się do teściowej córki, która dysponowała dwupokojowym
mieszkaniem w satelitarnym mieście stolicy. Ale pani sąsiadka nie przepadała
za teściową swej córki i nie chciała się tam przeprowadzić. Tu mieszkała od
ponad 30 lat, miała znajomych i znanych sobie sąsiadów. Po jakimś czasie,
pani sąsiadka zmaltretowana ciągłymi nagabywaniami, zrobiła córce
darowiznę z tego mieszkania, ale nie chciała się przeprowadzić poza
Warszawę do teściowej swej córki.
W pewnej chwili teściowa wprowadziła się do tego mieszkania, pod hasłem:
tamto się remontuje, więc tu przeczeka "najgorszy czas".
Ale rzeczywistość była znacznie gorsza - teściowa sprzedała swoje
mieszkanie, bo młodzi potrzebowali drugiego samochodu i pieniędzy.
Teściowa córki pani sąsiadki zaczęła się w domu "szarogęsić", dokuczać
pani sąsiadce, krzyczeć na nią, gdy ta wyjmowała coś z lodówki, sprawdzała
co wyjmuje, dokuczała jej nazywając wariatką i krytykując wszystko
co pani sąsiadka robiła.
Pewnego dnia obie starsze panie pobiły się w kuchni, pani sąsiadka po prostu
nie wytrzymała tej ciągłej presji, puściły nerwy. Córka ochoczo wezwała
policję, przedstawiając sprawę, że to jej matka miała atak szału i rzuciła się
na jej teściową. Policja wezwała odpowiednie służby medyczne, pani
sąsiadka została zabrana do szpitala psychiatrycznego.
Te wszystkie wydarzenia miały miejsca tuż przed Wielkanocą, a pani
sąsiadka podobno w dalszym ciągu nie może dojść do siebie.
A teściowa zaradnej córki siedzi codziennie w oknie i z miną udzielnej
księżnej spogląda na uliczkę, ćmiąc papierosa.
Wiecie, mam cichą nadzieję, że i ją zaradne małżeństwo z czasem wysiuda
gdy już skończą się jej zasoby finansowe.
wtorek, 8 stycznia 2013
Z życia krasnoludków
Czasami krasnoludki chorują i wtedy mamy zostawiają je na kilka dni
w domu. I krasnoludki są wtedy pod opieką swej babci, a babcia
dzwoni po swą koleżankę, żeby się nie "zababciować" na śmierć.
Młoda ma 3,5 roku, młody rok i miesiąc więcej.
Pijemy kawkę i nadsłuchujemy co się dzieje w pokoju - jest cicho,
a więc podejrzanie, wiec się podkradamy do pokoju.
Młody leży na wersalce z gazetą w łapie i okularach p.słonecznych na
nosie, młoda serwetką ligninową wyciera plastikowe garnuszki lalek.
Główna babcia pyta: "w co się bawicie?"
"w tatę i mamę" -odpowiada młody. "Babciu, a możesz mi pożyczyć
swoje okulary? Bo w tych to nie mogę literek rozpoznać".
Wycofujemy się do kuchni i zaczynamy cichutko rechotać. Główna babcia
mówi - "dobrze, że tylko to u rodziców podejrzeli" i znów mamy napad
głupawki.
Młody często nas przyprawia o napady głupawki. Kiedyś wydał
autorytarną opinię; "baby są głupie". Główna babcia oburzona takim
sformułowaniem mówi - Jacusiu, a które to są te baby?
Jacuś spogląda babci w oczy i mówi - " no te jak Aga" i wskazuje na
siostrę. Ależ Jacusiu - przecież mama i ja to też baby. Jacuś wlepia
w babcię swe piwne oczka i mówi -"ale wy jesteście stare, mądre
baby." I teraz, gdy babcia Jacusia do mnie dzwoni mówi:
"cześć, tu stara, mądra baba".
*****
A jednak przysiadłam i nadziubałam takie coś:
Czasem dobrze mi robi wyżalenie się:))))
w domu. I krasnoludki są wtedy pod opieką swej babci, a babcia
dzwoni po swą koleżankę, żeby się nie "zababciować" na śmierć.
Młoda ma 3,5 roku, młody rok i miesiąc więcej.
Pijemy kawkę i nadsłuchujemy co się dzieje w pokoju - jest cicho,
a więc podejrzanie, wiec się podkradamy do pokoju.
Młody leży na wersalce z gazetą w łapie i okularach p.słonecznych na
nosie, młoda serwetką ligninową wyciera plastikowe garnuszki lalek.
Główna babcia pyta: "w co się bawicie?"
"w tatę i mamę" -odpowiada młody. "Babciu, a możesz mi pożyczyć
swoje okulary? Bo w tych to nie mogę literek rozpoznać".
Wycofujemy się do kuchni i zaczynamy cichutko rechotać. Główna babcia
mówi - "dobrze, że tylko to u rodziców podejrzeli" i znów mamy napad
głupawki.
Młody często nas przyprawia o napady głupawki. Kiedyś wydał
autorytarną opinię; "baby są głupie". Główna babcia oburzona takim
sformułowaniem mówi - Jacusiu, a które to są te baby?
Jacuś spogląda babci w oczy i mówi - " no te jak Aga" i wskazuje na
siostrę. Ależ Jacusiu - przecież mama i ja to też baby. Jacuś wlepia
w babcię swe piwne oczka i mówi -"ale wy jesteście stare, mądre
baby." I teraz, gdy babcia Jacusia do mnie dzwoni mówi:
"cześć, tu stara, mądra baba".
*****
Czasem dobrze mi robi wyżalenie się:))))
poniedziałek, 7 stycznia 2013
Mix
Nowy rok zaczął mi się totalnym "niechciejem". Nic mi się nie chce, a jesli
nawet wpadnie mi jakiś pomysł do głowy to jest jakiś taki niewydarzony,
byle jaki. Pozaczynałam kilka prac, każdej teraz czegoś do skończenia
brakuje, a mnie się nie chce tego kończyć.
Kto wie,może nagle dojdę do wniosku, że zrobiłam to "nie tak" i całość
spruję?
Dostałam od pewnej przemiłej osóbki piękne kamyki do oprawy, wciąż
je oglądam, obmyślam co zrobić i jakoś wciąż mam pustkę w głowie.
Na szczęście zrobiła też gotowe biżutki, więc mogę to już nosić.
Edytko, ogromnie Ci dziękuję, zrobiłaś mi wielką frajdę. Gdy już wreszcie
coś z tego porobię to wrzucę na blog fotki.
Ostatnie dni spędziłam głównie przed telewizorem śledząc Turniej
Czterech Skoczni, Tour de Ski i biathlon. Oczywiście jestem
zachwycona Justyną Kowalczyk - no cóż, jest niesamowita! Ale na
naprawdę b. ciężko cały rok pracuje nad wypracowaniem swej
kondycji. Oglądałam film dokumentalny o jej letnim treningu - od
samego patrzenia wszystko mnie bolało.
Oczywiście wpieniły mnie nasze biathlonistki - zaczęło się pięknie,
a skonczyło jak zawsze.
Wiem, fajnie jest siedzieć na kanapie i krytykować, no ale teraz nie ma
już w sporcie amatorstwa, to jest ich zawód właśnie.
No a nasi faceci w tej dyscyplinie to juz czarna rozpacz- zupełnie
nie wiem po jaką cholerę ich wysyłają. Przecież to szkoda pieniędzy.
Gdyby jezdzili za własne, to bym nie pyszczyła.
Jest szaro, brzydko, ponuro i byle jak, więc na przekór zamieszczam
takie oto zdjęcie:
Miłego tygodnia wszystkim życzę.
nawet wpadnie mi jakiś pomysł do głowy to jest jakiś taki niewydarzony,
byle jaki. Pozaczynałam kilka prac, każdej teraz czegoś do skończenia
brakuje, a mnie się nie chce tego kończyć.
Kto wie,może nagle dojdę do wniosku, że zrobiłam to "nie tak" i całość
spruję?
Dostałam od pewnej przemiłej osóbki piękne kamyki do oprawy, wciąż
je oglądam, obmyślam co zrobić i jakoś wciąż mam pustkę w głowie.
Na szczęście zrobiła też gotowe biżutki, więc mogę to już nosić.
Edytko, ogromnie Ci dziękuję, zrobiłaś mi wielką frajdę. Gdy już wreszcie
coś z tego porobię to wrzucę na blog fotki.
Ostatnie dni spędziłam głównie przed telewizorem śledząc Turniej
Czterech Skoczni, Tour de Ski i biathlon. Oczywiście jestem
zachwycona Justyną Kowalczyk - no cóż, jest niesamowita! Ale na
naprawdę b. ciężko cały rok pracuje nad wypracowaniem swej
kondycji. Oglądałam film dokumentalny o jej letnim treningu - od
samego patrzenia wszystko mnie bolało.
Oczywiście wpieniły mnie nasze biathlonistki - zaczęło się pięknie,
a skonczyło jak zawsze.
Wiem, fajnie jest siedzieć na kanapie i krytykować, no ale teraz nie ma
już w sporcie amatorstwa, to jest ich zawód właśnie.
No a nasi faceci w tej dyscyplinie to juz czarna rozpacz- zupełnie
nie wiem po jaką cholerę ich wysyłają. Przecież to szkoda pieniędzy.
Gdyby jezdzili za własne, to bym nie pyszczyła.
Jest szaro, brzydko, ponuro i byle jak, więc na przekór zamieszczam
takie oto zdjęcie:
Miłego tygodnia wszystkim życzę.
wtorek, 1 stycznia 2013
Rok Węża
Kończy się Rok Smoka. 4 lutego rozpocznie się ROK WĘŻA,
a chińskie uroczystości zaczną się 10 lutego.
Wg astrologii chińskiej do tego znaku należą osoby urodzone w latach:
1941; 1953; 1965, 1977; 1989; 2001; 2013- od 4 lutego.
Oto i on - wąż. Bardzo ładny, prawda?
Jest to wąż zbożowy (zdjęcie z sieci)
Wyczytałam, że dla mnie Rok Węża będzie spokojniejszy od tego,
który się kończy. Ponoć zapanuje u mnie ład w moich relacjach
z partnerem i przyjaciółmi. Dziwne, mam wrażenie, że wszystko "gra".
Czekają mnie nowe wyzwania zawodowe (ciekawe, bo jestem na
emeryturze). Będę się rozwijać wewnętrznie, czytać dużo mądrych
książek ( w to akurat wierzę), uczyć się nowych rzeczy.
A moim zadaniem głównym będzie nauczenie się pozytywnego
myślenia. To mnie zastanawia, bo jestem fatalistką i jest mi z tym
całkiem niezle, nie musi być lepiej.
Jeśli chcecie się więcej dowiedzieć o Roku Węża ogólnie oraz
poznać horoskop dla siebie, zajrzyjcie tutaj.
Nocna kanonada na osiedlu trwała regularnie około godziny od
północy, potem juz tylko tłukły się po trawnikach jakieś "niedobitki".
Skończyli o 2,30. Ale i tak odnotować warto postęp cywilizacyjny -
nikt nie strzelał z okna czy też balkonu ani też na uliczkach, na których
stoją samochody. Naprawdę, pełna kultura.
A ja upiłam się - i mam kaca- wypiłam pół szklanki 12% wina z aronii.
Dostaliśmy je od znajomej - jest ono produkowane w jakimś
ekologicznym gospodarstwie na Mazurach. Podobno ma
własności lecznicze. No to dlaczego mam kaca???
a chińskie uroczystości zaczną się 10 lutego.
Wg astrologii chińskiej do tego znaku należą osoby urodzone w latach:
1941; 1953; 1965, 1977; 1989; 2001; 2013- od 4 lutego.
Oto i on - wąż. Bardzo ładny, prawda?
Jest to wąż zbożowy (zdjęcie z sieci)
Wyczytałam, że dla mnie Rok Węża będzie spokojniejszy od tego,
który się kończy. Ponoć zapanuje u mnie ład w moich relacjach
z partnerem i przyjaciółmi. Dziwne, mam wrażenie, że wszystko "gra".
Czekają mnie nowe wyzwania zawodowe (ciekawe, bo jestem na
emeryturze). Będę się rozwijać wewnętrznie, czytać dużo mądrych
książek ( w to akurat wierzę), uczyć się nowych rzeczy.
A moim zadaniem głównym będzie nauczenie się pozytywnego
myślenia. To mnie zastanawia, bo jestem fatalistką i jest mi z tym
całkiem niezle, nie musi być lepiej.
Jeśli chcecie się więcej dowiedzieć o Roku Węża ogólnie oraz
poznać horoskop dla siebie, zajrzyjcie tutaj.
Nocna kanonada na osiedlu trwała regularnie około godziny od
północy, potem juz tylko tłukły się po trawnikach jakieś "niedobitki".
Skończyli o 2,30. Ale i tak odnotować warto postęp cywilizacyjny -
nikt nie strzelał z okna czy też balkonu ani też na uliczkach, na których
stoją samochody. Naprawdę, pełna kultura.
A ja upiłam się - i mam kaca- wypiłam pół szklanki 12% wina z aronii.
Dostaliśmy je od znajomej - jest ono produkowane w jakimś
ekologicznym gospodarstwie na Mazurach. Podobno ma
własności lecznicze. No to dlaczego mam kaca???
Subskrybuj:
Posty (Atom)